recenzja #317

dodano: 29 kwietnia 2024

RECENZJA #317

Dom Zły- Lp „Ku pogrzebaniu serc” (Arcadian Industry) 2024

By Adam Szulc Barber kwiecień 2024

 

Najnowszy album Domu Złego czyli zespołu pochodzącego z większej części z Puław, a z mniejszej z Warszawy to „Ku pogrzebaniu serc”. Stoi on w ewidentnej opozycji do pozytywistycznego hasła ku serc pokrzepianiu. Hasło to przeca zna każdy kto skończył polską szkołę i każdy z nas jednoznacznie kojarzy je z podnoszeniem na duchu zniewolonego wtedy społeczeństwa. 

 

Zgodnie więc z tytułem liryki do tejże płyty napisane przez wokalistkę grupy panią Annę Truszkowską mają na celu raczej pognębienie rodzimej duszy niż jej podbudowę. Wyziera z nich totalna samotność, smutek wobec otaczającego świata, ale też bezradność i niechęć do stawiania oporu. Jeżeli w naszych przysłowiach mamy sporą dawkę ludowej mądrości, to tu jest wszystko na odwyrtkę. Spalenie mostu jako fundamentalne przesłanie stoi na straży budowania tożsamości tej grupy. Tak, Dom Zły chce palić za sobą mosty, zejść ludziom z oczu i schować się tak, żeby zatrzeć za sobą każdy ślad, a gnuśność i mizeria są ich hasłami przewodnimi. Tak wynika z tekstów, które przyznam czytam z niedowierzaniem, że oni tak naprawdę nie chcą zmieniać świata- taka jest wszak rola młodych ludzi od stuleci- i dziwą mnie apatia i obojętność, z jakim traktuje wszystko dokoła autorka słów, ale przy bliższym zastanowieniu się skłaniam się do pewnej refleksji. 

 

Dla osób z pokolenia dorastającego na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a do takich się zaliczam, sytuacja jaką mamy na świecie teraz jest w mojej opinii dużo lepsza niż wtedy. Wtedy jednak punkowe, rockowe czy metalowe zespoły próbowały znaleźć rozwiązanie- na zimną wojnę, Czarnobyl, zagrożenie hekatombą atomową, kartki na mięso, braki wszystkiego, stan wojenny, dwudziesty stopień zasilania, cenzurę, milicjantów spisujących małolatów z postawionymi włosami i wiele innych codziennych niedogodności- budując swoją scenę i uniezależniając się, na tyle ile to możliwe, od mainstreamu. Tworzenie hermetycznych społeczności jest dobre, przynajmniej na pewien czas, a mam tu na myśli czas dorastania i poznawania świata. W przypadku członków Domu Złego żyjących tu i teraz i na oko mających po około trzydzieści lat z małym wąsem każdy, mam wrażenie, że chcą pozostawić sprawy swojemu własnemu torowi i to ślepy los, a nawet kompletne zaniechanie mają być siłą sprawczą ich życia. Przynajmniej tak wyczytuję w tekstach. Takie działanie, a raczej jego brak stało zawsze w kontrze do moich aktywności, ale też do aktywności mojego pokolenia, które wiedząc, że jak się czegoś nie wydrapie swoimi pazurami to niczego i nigdy nie będzie mieć. Tu wręcz przeciwnie- widzę permanentny brak nadziei. Zastanawiający jest ten nihilizm w twórczości Domu Złego. Z czegoś to przecież musi wynikać. Co wpłynęło na taki obraz świata? Ja tego nie wiem i nie chcę pisać pracy magisterskiej na temat różnic między pokoleniami baby boomers, X, Y, Z, Millenials czy Alfa i tak naprawdę to wcale nie usiłuję znaleźć motywów dekadencji zespołu, bo można ich pewnie szukać w swoistych generacyjno -egzystencjalnych przepychankach, ale może w przypadku Domu Złego jest to po prostu swoisty rodzaj wyrażania się poprzez sztukę.

 

Muzyka.

Introdukcyjna „Anafora” jest przebiegłym zabiegiem wprowadzającym słuchacza w nostalgiczny nastrój. Nie wie wszak nieszczęśnik, że za chwilę dostanie uderzenie w głowę w postaci „Dla świata umierać”. I tu się zaczyna zabawa. Jest monumentalnie, celebracyjnie i z wiarą w to co się robi. Mimo ściany dźwięku pojawiają się ciekawe kontrasty, które trochę rozdzierają ten utwór na kawały jakby kto szarpał rękoma czerstwy chleb. Po nim w podobnej konwencji świszcze „Wiatr” ze świetnie ustawionymi beczkami, a kolejna „Zła krew” jest jednym z najlepszych numerów na płycie. Mój ulubiony „Błękit” ma przyczajkowy wstęp, a potem blastuje niemiłosiernie i choć tempo na tyłach jest okrutne, to blackowa maniera stopuje kawalkadę tak jak się rozpędzonego wałacha łapie w cugle. Fajny zabieg, podoba mi się. Przerzucam stronę i dostaję niespodziankę w postaci disczerdżowego „Czarnego ptaka”. To doskonały stenchowy numer, który prowadzi w kierunku „Nie pamiętam siebie” w równie bliskiej punkowej sekwencji. A w kontraście słyszę tam nawet Fugazi i Lungfish. Po trzykroć świetne! „W popiele” jest mocno jadące Bolt Throwerem i przeciera szlak dla utworu tytułowego. „Ku pogrzebaniu serc”- lubię, po prostu lubię i zasłuchuję się zarzynając rowki w winylu…

 

Muzyczna pewność siebie tego kwintetu jest słyszalna w każdej sekundzie tej płyty. Oni wiedzą w jakim celu tu są i po co nagrali ten album. Koncepcyjna formuła ma sens i każe wysłuchać albumu od A do Zet. Pochwalić też można dykcję wokalistki, bo śpiewać tak jak ona na pograniczu growlu i być zrozumianym to sztuka. Tak więc tu absolutny chapeau bas. Jest też w Jej śpiewie spora dawka ponurych melodii i zabawa intonacją, a to zdecydowanie ubarwia gitarową monotonię. Wszystko jednak dobrze współgra, bo te balladowe fragmenty, crustowy brud i blackmetalowa jatka tworzą spójną i ciekawą całość.

 

Nie sposób uniknąć porównań, bo pewien styl surowego grania i garażowego piachu jest powtarzalną manierą nie tylko u nich. „Lawa” od In Twilight’s Embrace to jest ten album, który przychodzi mi dość szybko na myśl jako jedna z impresji złych domowników, ale jak wspominałem słychać też tu nawet dalekie echa i bliskie pomruki z punkowych i hardcorowych inspiracji. Kawał soczystego mięsa i porządnej muzyki. U mnie w czołówce płyt 2024. Do tego ładnie wydana rozkładówka na czarnym.

Słuchamy w Jamie!

 

Dom Zły x Arcadian Industry

wróć do listy wpisów