
KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE Wrzesień 2025
KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE Wrzesień 2025
Jerzy Wróblewski, Anna Banach „Zesłańcy” (Kultura Gniewu 2025)
Wydawnictwo Kultura Gniewu umiejętnie żongluje tematyką swoich komiksów. Jeśli o mnie chodzi najchętniej sięgam po te ich pozycje, które powracają do moich czasów młodzieńczych wypełniając pustkę po zapomnianych autorach, a co za tym idzie również bohaterach.
Historia w tym tomiku zdarzyła się naprawdę i opiera się na faktach.
Mimo sprawiania wrażenia zdolności nadprzyrodzonych Maurycy Beniowski, szlachcic i konfederata barski, a zarazem bohater „Zesłańców” jest zbudowany z krwi i kości. To prawdziwy, jak to się teraz mówi, kozak. Akcja dzieje się w osiemnastowiecznej Rosji na dalekim syberyjskim zesłaniu. Beniowski trafia tam po pierwszym uwięzieniu go przez władze carskie w Kazaniu i nieudanej stamtąd ucieczce. Z Kamczatki rusza wraz z grupą zaufanych więźniów i przez Japonię chce trafić do Polski. Historia ta ma świetne zwroty akcji, wartkie tempo, trzymające w ryzach napięcie i patriotyczny wydźwięk. Bo Beniowski to idealny bohater na dzisiejsze czasy. Nie jest małostkowy, umie zorganizować grupę, ma posłuch wśród sobie mu równych, potrafi wywalczyć lepsze jutro, nie myśli tylko o sobie i działa trochę instynktownie, ale pod jego czaszką układy scalone cały czas analizują sytuację. Do tego wszystkiego jest skuteczny, a jak coś mu się nie uda lub jak coś/ktoś zniweczy jego pomysł, to natychmiast pojawia się plan B, który jest od razy wdrażany w życie. Poza tym jest Polakiem z bajek, ale gdy mu się dobrze przyjrzeć to widzimy w nim cząstkę każdego z nas. Wolny i narwany duch, choć w rzeczywistości poukładany człek. Energiczny, ale wszystko jest u niego przemyślane. Cały czas improwizuje, ale stara się trzymać planu.
Opowieść ta po raz pierwszy ukazała się w rysunku krótko po dwusetnej rocznicy śmierci Beniowskiego, która miała miejsce w roku 1786. Rok 1989 to czas wielkich zmian w Polsce, w tym rozpadania się jako tako działających, ale działających i sprawdzonych struktur wydawniczych. Jakkolwiek ostatecznie komiks ukazał się, przy okazji dobrze wklejając się w czas zmian. Wszak Beniowski walczył z Rosją, która na naszych oczach rozsypywała się w czasie przemian czwartoczerwcowych.
Mistrz Jerzy Wróblewski dobrze wykonał swoje zadanie. Nie tylko zresztą w obszarze ilustracji jako takiej, ale przede wszystkim widać tu dobrze odrobioną lekcję historii. Najtrudniej przecież działać w obszarze opowieści kostiumowej, zwłaszcza tak odległej. Rysunki są pełne dynamizmu i akcji, a pejzaże piękne choć surowe. To wszystko, a także ludzkie charaktery, słabostki, niemoce, sposoby łamania opornych i próby wyrwania się z mentalnej i fizycznej niewoli, widać w każdej narysowanej przez autora kratce. I mimo tego, że czasem akcja jakby traciła wątek oraz impet, bo nagle przenosimy się dwie-trzy kratki dalej, których po drodze nie ma (może ilość zamówionych plansz miała tu znaczenie?), to jest to na tyle czytelne, że wytrawny czytelnik w mig zrozumie w jakim miejscu opowieści się znajduje.
Dużą starannością historyczną wykazał się autor rysując męskie fryzury i zarosty. Czy są to bokobrody, wąsy, długie puszczone brody, dobrze dobrana kolorystyka włosów, sędziowskie peruki czy japońskie upięcia, za każdym razem jest to wykonane wnikliwie i z niezwykłym pietyzmem. Za to ode mnie szacunek, bo przecież niewielu zauważyłoby, gdyby nie trzymał się dokładnej modowej procedury czasu, a tu mamy porządek w każdym calu.
Do mnie ta opowiastka trafia w sposób wyjątkowy, bo czuję w niej element rodzinny. Mój pradziadek Ambroży Maślanka po wzięciu Go do niewoli przez Rosjan w 1916 roku na froncie wschodnim pierwszowojennej zawieruchy, został zesłany na Syberię. Uciekł stamtąd i pieszo przywędrował do rodzinnego Wągrowca do żony i dzieci (w tym mojej babci Gabrieli, wtedy lat siedem). Szedł równe dwa lata i oglądając pięknie wyrysowane karty Wróblewskiego jakbym widział te dwa jedyne zachowane zdjęcia pradziadka z zesłania. Mimo różnicy w czasie- ponad 150 lat- w rosyjskiej przestrzeni niewiele się zmieniło. Unaoczniło mi to ogrom cierpienia i wyzwania, z jakim trzeba było się zmierzyć, żeby się wyrwać z tamtego piekła.
„Zesłańcy” to świetny album przypominający kolejnego polskiego bohatera, którego personalia znałem, ale na pierwszą reakcję nie mogłem Go nigdzie przykleić.
Czytamy w Jamie!
Kultura Gniewu x Durabo
Wydawnictwo Kultura Gniewu umiejętnie żongluje tematyką swoich komiksów. Jeśli o mnie chodzi najchętniej sięgam po te ich pozycje, które powracają do moich czasów młodzieńczych wypełniając pustkę po zapomnianych autorach, a co za tym idzie również bohaterach.
Historia w tym tomiku zdarzyła się naprawdę i opiera się na faktach.
Mimo sprawiania wrażenia zdolności nadprzyrodzonych Maurycy Beniowski, szlachcic i konfederata barski, a zarazem bohater „Zesłańców” jest zbudowany z krwi i kości. To prawdziwy, jak to się teraz mówi, kozak. Akcja dzieje się w osiemnastowiecznej Rosji na dalekim syberyjskim zesłaniu. Beniowski trafia tam po pierwszym uwięzieniu go przez władze carskie w Kazaniu i nieudanej stamtąd ucieczce. Z Kamczatki rusza wraz z grupą zaufanych więźniów i przez Japonię chce trafić do Polski. Historia ta ma świetne zwroty akcji, wartkie tempo, trzymające w ryzach napięcie i patriotyczny wydźwięk. Bo Beniowski to idealny bohater na dzisiejsze czasy. Nie jest małostkowy, umie zorganizować grupę, ma posłuch wśród sobie mu równych, potrafi wywalczyć lepsze jutro, nie myśli tylko o sobie i działa trochę instynktownie, ale pod jego czaszką układy scalone cały czas analizują sytuację. Do tego wszystkiego jest skuteczny, a jak coś mu się nie uda lub jak coś/ktoś zniweczy jego pomysł, to natychmiast pojawia się plan B, który jest od razy wdrażany w życie. Poza tym jest Polakiem z bajek, ale gdy mu się dobrze przyjrzeć to widzimy w nim cząstkę każdego z nas. Wolny i narwany duch, choć w rzeczywistości poukładany człek. Energiczny, ale wszystko jest u niego przemyślane. Cały czas improwizuje, ale stara się trzymać planu.
Opowieść ta po raz pierwszy ukazała się w rysunku krótko po dwusetnej rocznicy śmierci Beniowskiego, która miała miejsce w roku 1786. Rok 1989 to czas wielkich zmian w Polsce, w tym rozpadania się jako tako działających, ale działających i sprawdzonych struktur wydawniczych. Jakkolwiek ostatecznie komiks ukazał się, przy okazji dobrze wklejając się w czas zmian. Wszak Beniowski walczył z Rosją, która na naszych oczach rozsypywała się w czasie przemian czwartoczerwcowych.
Mistrz Jerzy Wróblewski dobrze wykonał swoje zadanie. Nie tylko zresztą w obszarze ilustracji jako takiej, ale przede wszystkim widać tu dobrze odrobioną lekcję historii. Najtrudniej przecież działać w obszarze opowieści kostiumowej, zwłaszcza tak odległej. Rysunki są pełne dynamizmu i akcji, a pejzaże piękne choć surowe. To wszystko, a także ludzkie charaktery, słabostki, niemoce, sposoby łamania opornych i próby wyrwania się z mentalnej i fizycznej niewoli, widać w każdej narysowanej przez autora kratce. I mimo tego, że czasem akcja jakby traciła wątek oraz impet, bo nagle przenosimy się dwie-trzy kratki dalej, których po drodze nie ma (może ilość zamówionych plansz miała tu znaczenie?), to jest to na tyle czytelne, że wytrawny czytelnik w mig zrozumie w jakim miejscu opowieści się znajduje.
Dużą starannością historyczną wykazał się autor rysując męskie fryzury i zarosty. Czy są to bokobrody, wąsy, długie puszczone brody, dobrze dobrana kolorystyka włosów, sędziowskie peruki czy japońskie upięcia, za każdym razem jest to wykonane wnikliwie i z niezwykłym pietyzmem. Za to ode mnie szacunek, bo przecież niewielu zauważyłoby, gdyby nie trzymał się dokładnej modowej procedury czasu, a tu mamy porządek w każdym calu.
Do mnie ta opowiastka trafia w sposób wyjątkowy, bo czuję w niej element rodzinny. Mój pradziadek Ambroży Maślanka po wzięciu Go do niewoli przez Rosjan w 1916 roku na froncie wschodnim pierwszowojennej zawieruchy, został zesłany na Syberię. Uciekł stamtąd i pieszo przywędrował do rodzinnego Wągrowca do żony i dzieci (w tym mojej babci Gabrieli, wtedy lat siedem). Szedł równe dwa lata i oglądając pięknie wyrysowane karty Wróblewskiego jakbym widział te dwa jedyne zachowane zdjęcia pradziadka z zesłania. Mimo różnicy w czasie- ponad 150 lat- w rosyjskiej przestrzeni niewiele się zmieniło. Unaoczniło mi to ogrom cierpienia i wyzwania, z jakim trzeba było się zmierzyć, żeby się wyrwać z tamtego piekła.
„Zesłańcy” to świetny album przypominający kolejnego polskiego bohatera, którego personalia znałem, ale na pierwszą reakcję nie mogłem Go nigdzie przykleić.
Czytamy w Jamie!
Kultura Gniewu x Durabo