MASZYNĄ CZY NOŻYCAMI? październik 2023

dodano: 27 października 2023

MASZYNĄ CZY NOŻYCAMI? październik 2023

W czasach gdy zaczynałem naukę maszynka do strzyżenia włosów, delikatnie mówiąc, nie była poważana, a fryzury były nią przygotowywane bardzo rzadko. Każdy fryzjer miał w ciągu roku dwóch-trzech klientów, których strzygł maszynką, ale mówiło się o tym w kategoriach kuriozum. Dość powiedzieć, że kiedy po około dwóch miesiącach nauki zawodu- mniej więcej w okolicach końca października 1986 roku- zawieziono nas kilku młodych adeptów na strzyżenie poborowych do wojska, to wyposażono nas w maszynki i najprostszy sprzęt do cięcia. W tamtych czasach fryzury nachodzące na ucho i na kark były standardem, a myśmy z kolegami powyżynali karczycha i obgnybali skronie załamanych rekrutów wyjątkowo wysoko i, szczerze powiedziawszy, trochę nieporadnie. Nadrabialiśmy animuszem, tempo pracy było przyzwoite, a przechadzający się po pomieszczeniu starszy stopniem w wojskowym mundurze był nadzwyczaj zadowolony z efektów naszej pracy, bo było szybko i krótko, a młodzi od razu wiedzieli kto tu rządzi.

 

Maszynka kojarzyła się źle. Koincydencja była prosta: wojsko, więzienie i służby mundurowe czyli generalnie z przymusem. Tego w latach osiemdziesiątych nikt nie lubił, a po drugiej stronie lustra były raczkująca pop kultura na przemiennie z subkulturami, które inspirowały mulletami, postawionymi na cukier włosami, zaczesanymi bokami i rozjaśnianą grzywką. Gdzie tu maszynki? Zwłaszcza takie, które wtedy mieliśmy w zakładach. To były najczęściej enerdowskie kometki w kolorze pomarańczowym hałasujące tak, że słychać je było na pół ulicy, z jakością cięcia przynajmniej średnią i przede wszystkim z ogromem fryzjerskich uprzedzeń przeciw nim. Mimo tego, że na koniec tamtej dekady mieliśmy już w zakładach bezprzewodowe maszyny, które notabene udawało się spółdzielni załatwiać z Niemiec za wysyłane tam ścięte włosy, to ich jakość i długość pracy po naładowaniu odbiegały dalece od dzisiejszych standardów. Zresztą w filmie „Kochaj albo rzuć” Pawlak niejaki na łożu śmierci wykrzyczał najmłodszemu synowi pomysł z goleniem maszynką elektryczną „A ty co, barana będziesz strzygł?!”.

 

W połowie lat dziewięćdziesiątych na rynku zaczęły pojawiać się maszynki marketowe. Razem z nimi przyszła moda na samodzielne strzyżenia w domu. Ogólna pauperyzacja, łatwa dostępność sprzętu w każdym większym sklepie, prosta obsługa i niska cena tych maszynek szybko pokrywająca dwie-trzy usługi w zakładzie fryzjerskim były ogromnym magnesem do zakupu i używania. Pisałem o tym we „Fryzjerze Męskim”, że to był obok połączenia działów duży cios dla fryzjerstwa męskiego. Tym bardziej wzmogła się niechęć branży do maszynek. Bo znowu kojarzyły się źle. Na ulicach można było zobaczyć samoróbkowe golenia łobuzerki, kibolstwa, blokersów, skinheadów, szumowin, hiphopowców, lokalesów i różnych okolicznych łajz, ale też policjantów z wyglądu upodabniających się do towarzystwa, za którym biegali. Media nie przebierały w epitetach, a słowa „łysy” i „ogolony na glacę”  zamiennie z gangster i skin odmieniali przez wszystkie przypadki. Były to oczywiste konotacje pejoratywne i mimo tego, że maszynek używały też matki do strzyżenia swoich dzieciaków- bo taniej, bo szybciej, bo łatwiej- maszynka znowu miała przyprawioną gębę.

 

Dobre ponad dziesięć lat temu w początkach rewolucji barberskiej pojawiły się nowe maszynki i nowe pomysły na ich używanie. Maszynki okazały się być ciche, długo pracujące na jednym ładowaniu i bardzo precyzyjne. Teraz nie wyobrażamy sobie bez nich pracy, a dokładne cieniowania czy flaty z wolnej ręki są tak samo dobre jak niegdyś te wykonywane za pomocą nożyczek. Częściej słychać teraz w zakładach maszynkowy buzz niż nożyczkowe ciachanie, ale trzeba się tego nauczyć i korzystać z dobroci techniki nie zaniedbując zarazem tradycyjnych form pracy.

 

Dylemat maszynka czy nożyczki jest na tyle ważny, że od czasu do czasu rozmawiamy o nim z kolegami w branży i okazuje się, że w dobrym tonie jest mówić o nożyczkach jako tych eleganckich narzędziach, a maszynce tej raczej be. To często widać na egzaminach fryzjerskich gdzie w rekomendowanych narzędziach wpisuje się nożyczki, traktując maszynkę jako konturówkę do li tylko podgalania karku. To widać też czasem po artykułach w pismach fryzjerskich gdzie autorzy nożyczki wystawiają na piedestał demonizując trochę pracę maszynkami. Próbuję to odczarowywać podczas codziennej pracy jak i w trakcie szkoleń czy pokazów.

 

Przez lata odciski od używania nożyczek na palcach serdecznym i kciuku nosiłem z dumą jak trofeum, jak symbol pracy fryzjera męskiego. To był efekt wielogodzinnych działań z nożyczkami co oznaczało, że ma się dużo klientów czyli ma się powodzenia w pracy. To był też tajny znak rozpoznawalny tylko w zawodowym gronie, jak pierścień maharadży, którego znaczenia nie zna nikt poza wtajemniczonymi. To był też skutek pracy ciężkimi nożyczkami, jakie wtedy były w obiegu- vide na przykład słynne Gerlachy albo każde jedne degażówki z tamtego okresu. Każde uderzenie trzeba było wyczuć, ale nacisk na obie części i tak musiał być bardzo duży. Teraz nożyczki są dużo lżejsze i pracuje się nimi bardzo wygodnie. Japońskie wyczucie tematu, lekka stal i ergonomiczne uchwyty nie powodują odgniotów na palcach. Inna sprawa, że dużo więcej pracuje się też teraz maszynami, więc nawet w materii tychże odcisków jest już kompletnie inaczej.

 

Ja używam do pracy wszystkiego. Zmieniam sprzęty, próbuję nowe sposoby i modyfikuję przyzwyczajenia. Na tym polega nasz zawód, że cały czas coś się dzieje i mimo, że w obrębie pewnego schematu to i tak można nad tym popracować.

 

Powiedzmy sobie krótko- współczesna maszynka jest takim samym narzędziem jak nożyczki. Równie dobrze lub równie źle można nią ostrzyc, a teraźniejsze sprzęty to, w porównaniu do tych sprzed lat, po prostu luxtorpedy. Ja używam zamiennie, ale krótsze włosy przez grzebień czy nawet dłuższe przez palce lubię ciachać maszyną. Mam oczywiście również na stanie przyzwoite nożyce, których regularnie używam, ale staram się nie uprzedzać do nowoczesnego parku maszynowego ani tym bardziej do technik i metod strzyżenia. Co prawda wciąż mam w głowie słowa starych mistrzów, że praca nożyczkami to praca wyrafinowana, subtelna i taka manufakturowa, której nie da się podrobić żadnym elektrykiem, ale myślę, że wielu z nich zmieniłoby zdanie gdyby mogli popracować nowoczesnymi narzędziami. Pamiętam też z historii zawodu wszystkie protesty branżowe przeciw kolejnym pojawiającym się innowacjom i zmianom, że w kolejności chronologicznej wymienię rozdział chirurgii od fryzjerstwa, wejście do obiegu maszynki ręcznej, wynalezienie maszynki kręconej na żyletki, pojawienie się maszynki elektrycznej najpierw na kablu potem z ładowarką, sprzedaż maszynek w marketach czy z najnowszych lat wybuch nowych-starych produktów w postaci pomad do włosów i pielęgnatorów do brody. To wszystko wywoływało burzę w zawodowych mediach powodując branżową dyskusję przetaczającą się przez cały nasz fryzjerski światek. Nie obywało się bez steku inwektyw, obrażania się jeden na drugiego i rozbuchania własnego ego, ale w każdym przypadku sporo też było merytoryki, racjonalnych argumentów i zdrowego rozsądku. To wszystko dobrze, bo na styku rozmów i sporów czyli skrajnych reakcji zimnego i gorącego zawsze powstaje coś pośrodku, a nowe prądy i idee, a co za tym idzie nowe narzędzia, produkty i fryzury muszą pchać nas do przodu. Pamiętamy o tym, że jesteśmy tradycyjnym zawodem, który zawsze patrzy mocno w przyszłość z jednoczesnym umocowaniem w historii i fakt, że istniejemy w Europie dwa tysiące lat musi skłaniać do refleksji, choćby do takiej jak to mówił jeden z bohaterów „Kingsajzu”- jeśli istniejemy to znaczy, że jesteśmy potrzebni.

 

Zatem na zadane w tytule pytanie odpowiadam: tak jak sobie pan/pani życzy.

Dobrego dnia- A.xxx

wróć do listy wpisów