JAK TO BYŁO W DAWNYCH CZASACH? vol.3, wrzesień 2021
dodano:
24 września 2021
JAK TO BYŁO W DAWNYCH CZASACH? vol.3, wrzesień 2021
I tak po kilkuset latach całkiem zgrabnie w trzeciej części opowieści o historii fryzjerstwa męskiego znaleźliśmy się w XXI wieku. Dwie pierwsze opowiastki traktowały kolejno o tym jak zmieniał się barbering w poprzednich stuleciach, a dzisiejsze rozważania poświęcam na ten okres, który większość z nas pewnie pamięta.
Jeśli chodzi o nasz zawód to XXI wiek zaczął się mocno. Pojawiały się pierwsze symptomy zmieniającego się świata i co ważne powolnego bogacenia się ludzi, a co za tym zawsze idzie zmieniania się ich świadomości co do mentalności, higieny, częstotliwości chodzenia do fryzjera czy nawet kupowania kosmetyków. To wtedy na przełomie wieków zauważyłem, że mężczyźni schodzący z fotela coraz częściej pytają o nałożony im produkt. Większość używanych jeszcze wtedy szamponów, odżywek czy stylizatorów miała pochodzenie drogeryjne ze sklepu za rogiem, ale mężczyzna reaguje od razu. „Macie to na sprzedaż?”- pyta, „Nie, jest w sklepie tuż obok”- pada odpowiedź. „To nie, dziękuję. Chciałem tu kupić”- koniec, kropka. Zaświeciła mi się wtedy lampka. Może kupić kilka sztuk w hurtowni i zobaczymy co będzie dalej? Duże zainteresowanie było szamponami do włosów Timotei i żelami do włosów Joanny. W ten sposób powoli uczyłem klientów, że zakład fryzjerski zgodnie z maksymą firmy American Crew powinien 30% swojego obrotu zarobić na kosmetykach.
Pierwsze fryzury po milenijnej zawierusze związanej z tak zwanym końcem świata, wykupem świeczek i przeprogramowywaniem komputerów na godzinę 0 były bardzo nowoczesne. Wszelkiego rodzaju tak zwane bałagany pojawiały się w kosmicznie różnych formach i kolorach. Wycinane na potęgę wzorki i logotypy znanych firm oraz strzyżenia z układaniem kolców na mocne sztyfty z kolorowym lakierem to ewidentny znak czasu. Subkultura techno zagościła pod strzechami lokalnych fryzjerni. Na ulicach można było oglądać fryzury Out of bed (kontrolowany bałagan), Frosted Tips (posrebrzane kolce) i największy hit pierwszej dekady czyli Irokez a’la David Beckham. Ta fryzura na ponad dziesięć lat zagościła na włosach polskich mężczyzn! Jej inne nazwy to Modern Mohawk, Euro-Hawk, Fauxhawk i Curly Hawk. Wyżej wymieniony sławny piłkarz angielskiej reprezentacji zasłynął tą fryzurą podczas jednego z meczów w 2000 roku. Wykonał ją nie mniej sławny stylista- barber z Londynu Adee Phelan. Płetwa Beckhama nie znalazła jeszcze równie popularnego odpowiednika po 2014 roku kiedy jej blask zaczynał gasnąć. Bywały dni, że pracując kilkanaście godzin dziennie nie robiłem żadnej innej fryzury tylko różne wersje piłkarskiego irokeza.
Jednak oprócz fryzur nowoczesnych licealna młodzież zamawiała dłuższe wersje bitlesowskiego strzyżenia sprzed pół wieku. To były fryzury Emo inspirowane po części przez Liama Gallagera zespołu Oasis i fryzury członków nowojorskiego zespołu Ramones. Często jest tak, że mody męskie zmieniają się co dziesięciolecie. W przypadku XXI wieku było podobnie jak 100 lat wcześniej. Wszystko opóźniło się do roku 2014. Beckhamowski Irokez tak przyćmił wszystkie inne stylizacje, że kolejne wersje, dodajmy totalnie różne od Mohawka niełatwo przebijały się do społecznej świadomości.
Koniec pierwszej dekady to pojawienie się nowej subkultury na nowojorskim Brooklynie. Dokładnie wszystko zaczęło się w brooklyńskiej dzielnicy Williamsburg. To tam grupy lekko niedbałych młodzieńców z zapuszczonymi brodami zaczęło szukać barberów, którzy umieją strzyc i podgalać brodę. Chodziło w tym wszystkim o to, żeby pewien tradycyjny sznyt miało również samo miejsce, w którym ma się odbywać usługa. Okazało się, że nawet w Ameryce- najdłuższej ostoi tradycyjnego barberingu nie było łatwo znaleźć takie lokale. Skonstatowano, że zarżnięte z różnych powodów zakłady fryzjerskie ledwo zipią, ale ich oldschoolowy styl i staromodne cięcia spodobały się hipsterskiej braci. Szybko zdjęcia strzyżeń w tamtejszych barber shopach obiegły świat i…się zaczęło!
Rok 2014 to już eksplozja fryzjerstwa męskiego na całym świecie. Brody, brody i jeszcze raz brody pojawiały się na twarzach mężczyzn i coraz częściej chcieli oni wytrymować je w profesjonalnym miejscu, ale też potrzebowali porady jak je pielęgnować, jak często podcinać, czym czesać, czym smarować i jak przekonać żonę, żeby jej też się to spodobało.
Sporym zainteresowaniem i dużą sławą zaczęli cieszyć się barberzy, którzy nigdy nie poddali się damskim stylizacjom i wciąż robili swoje mając wiedzę i fach w ręku. Uzbrojeni w brzytwy i nożyce fryzjerzy męscy na całym świecie przepuścili atak na zarosty. Z kolei klienci przepuścili atak na nich i zakłady fryzjerskie. Sporo fryzjerów lekceważyło ten ruch marginalizując jego znaczenie i twierdząc, że brody przeminą i będzie jak zawsze. Jednak oprócz samych bród zaczęły się pojawiać wymyślne fryzury, których rodowód sięgał wieku XIX oraz subkulturowych powiązań z punkowymi czy bikiniarskimi stylami. Nowe produkty do włosów, których również fryzjerzy musieli się nauczyć jak pomady, oleje, toniki czy nawet wody po goleniu nieznane w większości miejsc zawojowały rynek wypierając z segmentu pewną część starych graczy.
Najtrudniej zareagowały branżowe instytucje. Mimo różnych apeli twardo mówili, że dział męski się nie opłaca i nie ma sensu robić pokazów, konkursów czy szkoleń. Trwało to ponad rok od rozpoczęcia jesiennej rewolucji 2014 roku, kiedy dopiero rok później w listopadzie na targach katowickich zorganizowano pierwszy konkurs barberski i pierwsze pokazy połączone ze szkoleniami. Prasa profesjonalna też dopiero wtedy przebudziła się zamieszczając powoli artykuły o nowym fenomenie jakim jest …fryzjerstwo męskie. Wszyscy zachowywali się jakby odkryli Amerykę, a myśmy tylko wykonywali to co kochaliśmy, co było i jest naszą pasją bez oglądania się na fejsbukowe wyliczenia i argumenty mądrali o przejściowej modzie i o tym, że tych bród to i tak nikt za rok nie będzie nosił, więc nie ma sensu się uczyć ich strzyc. „A poza tym ile w brodzie jest zarazków???”- mówili eksperci. Pamiętacie te mądrości? Podejście godne pożałowanie zważywszy na fakt, że fryzjer powinien cały czas stawać przed wyzwaniami i uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć!
Rok 2015 to pierwsza duża polska impreza tylko dla zainteresowanych barberingiem. To Barber Days w Toruniu. Impreza wątpliwa marketingowo i podobno nie do końca jasna finansowo. Ja jednak wziąłem w niej udział jako zaproszony gość i uważam ją za strzał w dziesiątkę. Razem ze mną na scenie wystąpili: Pascal, Łukasz Tarka i Lady Barber. To były początki tworzącej się sceny i ludzie chłonęli informacje i wiedzę.
W tym samym roku w Wielkiej Brytanii powoli następował już odwrót od strzyżeń tak zwanych tradycyjnych i coraz bardziej zaczął rozpychać się Crop Cut. To nowoczesna fryzura z mocnym angielskim rodowodem, ostrym cięciem po bokach przypominająca trochę mieszankę starego Modsa z bałaganami sprzed piętnastu lat. Na targach fryzjerskich w 2016 roku w Anglii fryzura ta podbiła kompletnie rynek, choć było wciąż miejsce dla przedziałków, flattopów i undercutów.
W Polsce w tym czasie triumfy święciło strzyżenie o nazwie Wiking bądź Samuraj, a w języku angielskim Top Knot. To wyrżnięte do skóry boki i tył pod samą koronę z zostawioną kitą splecioną w warkocz lub spiętą w kuca.
2018 to moja książka „Fryzjer Męski” systematyzująca i kategoryzująca pojęcia, narzędzia, kosmetyki, fryzury, zarosty i historię. Nowe barber shopy powstawały jak grzyby po deszczu co sprawiło, że pojawił się rynek dla szkoleń. Mniej lub bardziej udane edukacje stały się lepszą czy gorszą, ale jednak alternatywą dla spróchniałego systemu nauczania w szkołach zawodowych i technikach fryzjerskich. Mimo entuzjazmu wielu nauczycieli z tamtych miejsc- program jest programem i nie da się pewnych rzeczy przeskoczyć.
Rozwijające się targi fryzjerskie za każdym razem chciały mieć silną reprezentację barberską wynajmując fryzjerów z Polski i zagranicy do organizowania pokazów i eventów podczas trwania imprezy. Jeden ze znanych polskich fryzjerów damskich powiedział mi w trakcie jednej z imprez: „wiesz co, teraz na targach to dział damski wygląda jakby nie miał pomysłu na siebie. Tyle różnorodności na Waszym dziale, że aż nie do pomyślenia, że do tego doszło”. Ja jestem jednak zawsze za harmonią rozwoju i różnorodnością- niech dział męski to nie będą tylko przedziałki, tatuaże i czapeczki. Pokora i praca- to fundamenty dobrego rzemiosła.
Rok 2020 zaczął się świetnie. Znów jak sześćdziesiąt lat wcześniej wydawało się, że nic złego wydarzyć się nie może, a w marcu tamtego roku świat się zamknął z powodu pandemii koronawirusa….Tę część opowieści wszyscy już znamy. Dla mnie to ważny rok. Ukazała się moja druga książka pt. „Następny proszę!”. To kontynuacja tomu pierwszego napisana lżej, do czytania, do analizowania, do pośmiania. Subkultury, fryzjerskie filmy, pop kultura, starzy fryzjerzy, muzyka i Ameryka- to wszystko wyziera z kart tego tomu. Historia pisana brzytwą i werblem z perspektywy fryzjera i perkusisty.
Czekamy co dalej….kolejny lockdown tez już za nami, następny mam nadzieję nam nie grozi, a jakie fryzury przyniesie ta dekada? Zobaczymy, choć już teraz widać, że po ponad dwóch miesiącach zamknięcia fryzjerni wiosną 2020 klienci troszkę zapuścili włosy i zmienili image. Czas pokaże co będzie dalej.
A na razie cieszymy się możliwością zdawania egzaminów czeladniczych w zawodzie fryzjer męski. Myślę, że w Europie kontynentalnej to jedyna opcja.
A.xxx
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
(artykuł ukazał się w magazynie Fale Loki Koki latem 2021 roku).Foto: Maciej Bogaczyk.
wróć do listy wpisów