CZTERECH SMUTNYCH i JEDEN DUMNY, sierpień 2024
Wisconsin i Minnesota przejechane. Minneapolis-Saint Paul, bliźniacze miasta robią wrażenie.
Pędzę dalej.
Wlot do Południowej Dakoty to miasto Sioux Falls założone w roku 1856, a które leży w okolicach wielkich lokalnych wodospadów, stąd w zasadzie nazwa miasta.
Od niego już jedzie się prostą jak stół drogą do tak zwanych czterech prezydentów czyli wykutych w skałach twarzy od lewej w kolejności rzeźbienia Jerzego Waszyngtona, Tomasza Jeffersona, Teodora Roosevelta i Abrahama Lincolna.
Mówiąc tutaj prostą drogą trzeba liczyć około 400 mil czyli pięć godzin z kawałkiem. Jakkolwiek lekko zbaczam by kontemplować pomnik ofiar w Wounded Knee, masakra rozbrojonych Indian w 1890 roku. Do czterech V.I.P.ów dotarłem sprawnie pędząc przez dakotańskie bezdroża, zahaczając o park narodowy Badlands i podróżując przez indiański rezerwat Pine Ridge. W zasadzie to w ten sposób przejeżdża się cały stan wszerz oglądając ranczerów, małe miasteczka i pola kukurydzy na przemian z lasami po horyzont. Niespodzianką było stado bizonów bez żenady przekraczających drogę...siła i majestat tych zwierząt budzą ogromny szacunek. Bizon to szef tych ziem!
Mount Rushmore czyli wydynamitowane na zboczu Gór Czarnych faces of Presidents przypominają smutne maski. Może ten smutek to indiańskie przekleństwo, bo tutejsze ludy twierdzą, że te monumentalne oblicza po pierwsze obrażają tubylców, po drugie bezczeszczą świętą ziemię, a po trzecie psują krajobraz. Jednakże w niczym nie przeszkadza im wykuwanie (od dobrych 70 lat!) jeszcze bardziej wielgachnego i pomnikowego Szalonego Konia. Tym ostatnim zajmuje się rodzina naszego rodaka Korczaka Ziółkowskiego nieżyjącego już od ponad czterdziestu lat. Szalony Koń słynny wódz Siuksów ma się tu pojawić w pełnej krasie za jeszcze raz tyle czasu i ma spoglądać na okolicę z dumą i przypominać o martyrologii tutejszych plemion skazanych przez armię USA na zagładę. Sam Korczak urodzony 6 września czyli dzień po dniu śmierci wielkiego wodza Dakotów został namaszczony przez Henry’ego Stojącego Niedźwiedzia do oskalpowania góry w celu upamiętnienia bohatera ludu czerwonoskórych. W tym celu prowadził Korczaka prawie za rękę przez okoliczne przełęcze opowiadając mu o tubylczym życiu i pokazując góry nadające się do WIELKIEJ RZEŻBY. Wszystko to było odpowiedzią na nieodległe cząstkowe wyburzanie granitowej skały przez ekipę artysty Gutzona Borgluma (notabene faceta z epickim wąsem) i stworzenie czterech smutnych twarzy czterech ważnych postaci dla wchodzącego w Wielki Kryzys, a zaraz potem w kolejną wielką wojnę amerykańskiego narodu.
Nie ukrywam, że w pierwszej chwili twarze te wydały mi się surowe i pozbawione emocji, choć jestem podekscytowany tym, że w ogóle tu jestem, bo jako maniak westernów, prostych opowiastek o ludziach i strzelanin w samo południe w sennych miasteczkach jest to dla mnie ogromna przygoda. Jednak przyglądam się wykutym włosom tych czterech panów i konstatuję, że zarówno fryzury jak i zarosty (tu mamy dwa) są wykonane bardzo starannie, a sam Roosevelt jakoś tak mi przypomina twórcę całego kamiennego ambarasu- tego od epickiego wąsa. Jest to wielkie dzieło jeśli chodzi o rozmach i inżynierię, ale przypatrując się badawczo widzę, że spoglądające na ludożerkę facjaty nie czują się tu chyba dobrze. Powaga, przygnębienie, a może gorycz wyzierają z nich pełną gębą, że tak powiem. Po prostu nie są u siebie…
Zauważyliście pewnie, że ciekawy jest wątek rozdźwięku między czasem rycia prezydentów a ciągłą pracą przy Szalonym Koniu? Jest to dość proste wyjaśnienie. Pierwszy memorial zaczął się w 1927 roku i skończył czternaście lat później. Natomiast praca przy skalistym gigancie ku czci indiańskiego przywódcy trwa nieprzerwanie od 1948 roku. Myślę, że najważniejsze jest to, że czwórka miała wsparcie finansowe i logistyczne od rządu Stanów Zjednoczonych, a Korczak i jego kontynuatorzy pracują za pieniądze od turystów, sponsorów, darczyńców i tak zwanych ludzi dobrej woli. Fakt jest też taki, że Ziółkowscy odmówili przyjęcia rządowych dziesięciu milionów zielonej waluty na dokończenie dzieła. Nie mniej istotne jest to, że rozmiary budów są niewspółmierne. Co prawda twarze są aż cztery, ale za to wódz będzie na koniu, z rozwianymi włosami i z wyciągniętą ręką w stronę Nebraski! Bang!
Wracając do Korczaka to był on jednym z budowniczych tych najsłynniejszych rzeźb Południowej Dakoty i to tam wybrał go wódz Henry Standing Bear. Niewiele od wtedy czasu minęło do momentu rozpoczęcia dłubania przez Korczaka w wyszukanej skale. Kiedy już go skończą, to powstający posąg będzie największą tego typu rzeźbą na świecie i ma przede wszystkim przyćmić czterech płaskich o pół godziny drogi klimatyzowanym autem stąd. Kilka lasek TNT jeszcze na to pójdzie.
God Bless You guys!
A.xxx