DZIECI W ZAKŁADZIE FRYZJERSKIM (i nie tylko), styczeń 2022
DZIECI W ZAKŁADZIE FRYZJERSKIM (i nie tylko), styczeń 2022
W książce "Fryzjer Męski" (sprawdź TUTAJ) popełniłem rozdział o fryzurach dla dzieci. Zawsze uważałem, że to ważni klienci. Dla nich jest tam również zestaw fryzur przeze mnie i przez Jamę proponowanych.
Nie raz zwracałem uwagę na to jak dorośli faceci przychodzili do moich mistrzów na fotel i wspominali jak szef strzygł ich za małolata. Opowiadali jak pamiętają z tamtego czasu o wszystkich doznaniach estetycznych, społecznych i zapachowych z jakimi zetknęli się u fryzjera. Zresztą z większością mężczyzn rozmowa o zakładzie fryzjerskim sprzed lat to najczęściej wspominanie sentymentalnych chwil spędzonych tam z dziadkiem czy ojcem. Tyczy się to też artefaktów i przyborów do golenia. Obdarzamy je może nie nabożnym, ale ckliwym i sentymentalno- emocjonalnym szacunkiem, bo to często jedyne co pozostało po bliskich.
Z fryzjerską obsługą młodzieńców jest różnie. Tak zwany pierwszy raz wiąże się czasem z płaczem czy przynajmniej niechętną obojętnością, ale im dalej w las tym lepiej, więc jak dzieci dorastają to stają się bardziej rozumne i ogólnie jest z nimi coraz łatwiej (mam na myśli na fotelu). Widzimy, że już coraz młodsi mają wymagania. Już wiedzą czego chcą, pokazują fotki w telefonach rodziców albo artykułują imię bohatera, którego fryzurę chcieliby mieć u siebie. Z tym też trzeba ostrożnie. Niech forma nie przysłoni wygody, bo jak wiemy czapka, zimno, prysznic, rano się nie chce nic z włosami robić i sto innych powodów, dla których niewielu młodych mężczyzn poniżej czwartej klasy chce i może co rano układać swoją fryzurę. A fryzury z fotosa popularnego aktora to często jedno, jedyne i to najlepsze zdjęcie z sesji z odpowiednim światłem, kolorem, cieniem i nawet retuszem. Można się więc zmylić jak się nastoletni przystojniak następnego dnia rano przejrzy w lustrze. Pamiętam jak kiedyś- ćwierć wieku temu- jeden z młodocianych zaskoczył mnie, że chce fryzurę jak Scottie Pippen. Było mi cholernie wstyd, bo nie wiedziałem kto to jest i powiedziałem sobie, że mnie już nigdy żaden młody gad nie zagnie w tej materii.
Jednak do napisania tych słów skłaniają mnie bardziej konstatacje jakie poczyniłem przez wiele lat swojej pracy. Dotyczą one młodego pokolenia dżentelmenów i po części ich rodziców.
Jak mawiał Jan Zamoyski „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” i coś w tym jest, bo inne znane przysłowie mówi też o tym, że czym skorupka za młodu nasiąknie i tak dalej. Zatem wiemy dobrze o tym, że nauka nie pójdzie w las jak się człek przyłoży, postara, a dorosły będzie konsekwentnie wymagał i pomagał. A inaczej mówiąc trzeba pracować i dążyć do celu, bo jak się nie ma bogatego wujka z Ameryki to nie zadziała inaczej.
Obserwując częste zachowania rodziców dochodzę do wniosku, że przewrażliwienie współczesnych dorosłych sięga już zenitu, a dbałość o bezpieczeństwo dziecka na każdym kroku czasem jest karykaturą działania dla jego dobra. Dzieci są żywe, biegają, przewracają się, wspinają, są ciekawe otoczenia i przy okazji mogą sobie zrobić krzywdę. To absolutny fakt. Mogą sobie rozbić głowę, złamać rękę i nie daj Boże jeszcze poleci krew. Wszystko się może zdarzyć, bo takie jest życie. I choćby nie wiem co, to nie uda nam się wyeliminować wszystkich niebezpieczeństw z życia małolata. Oczywiście nie chodzi mi także o to, żeby dzieciak skakał z przepaści, wkładał palce do gniazdka i pił wodę z kałuży, ale naszą rolą jest, żeby kiedy oni poznają świat być blisko nich i dodawać otuchy, a nie ciągle trzymać od wszystkiego z daleka i prowadzić przez życie za rękę. Mamy czasem takie obrazki: przychodzi ojciec z synem. Pierwszy obsługiwany jest tata, więc najpierw z nim narzekamy na to, że ta dzisiejsza młodzież tylko w telefonach siedzi, że się uwsteczniają, że nie umieją czytać, że grają na konsolach, psuje im się wzrok i te wszystkie marudzenia stetryczałych dziadów. Po chwili siada młody na fotel i bang!- tata daje mu telefon, żeby dziecko siedziało grzecznie. W poczekalni to już standard, że dzieciaki nawet się już nie rozglądają gdzie są, tylko gapią się w ekran… Czyli to nasza wina? Chyba na to by wychodziło…Kilkanaście lat temu podczas resortowych wakacji w ciepłym kraju zauważyłem po raz pierwszy podobną scenkę rodzajową. Dziecko na oko lat maksymalnie dwa, może trzy siedzi na foteliku przy jedzeniu w hotelowej restauracji. Matka na wprost niego rozstawiła tablet puszczając bajki, a młody łykał cały obiad bez smaku, bez ładu, bez składu- cokolwiek mu tam w ten dziób wsadziła…sami się pogrążamy…
Kolejni to są ci bezstresowo chowani. To ci, którym WSZYSTKO wolno. Tak jakby brak stresu w dzieciństwie miał ich uchronić przed stresem w przyszłości. A przecież dzieci muszą przyjmować dawki różnych emocji i uczyć się z nimi funkcjonować. To jak szczepionka przeciw odrze. Przyjmiesz trochę stresu, nerwów, śmiechu, strachu, radości, zdziwienia, rozczarowania i wszystko to po trochu zbuduje odporność emocjonalną na przyszłość i nauczy indywidualnych sposobów radzenia sobie z nimi.
Znam też takie przypadki, które w poniedziałki mają basen, we wtorki fortepian, w środy szachy, w czwartki angielski, w piątki tenis, a w weekendy grają turnieje piłkarskie i nie mają czasu zwyczajnie pograndzić po osiedlu i posiedzieć na trzepaku z kumplami… Nie mówię tego jako filozof społeczny z fakultetami od dzieci ani wielki teoretyk po napisaniu prac doktorskich z psychologii młodzieżowej. Mówię jako ojciec czworga, który tak samo popełniał błędy jak inni. Bo na błędach też się wszyscy uczymy. Wiem jedno: jak jest wszystko poukładane w domu, to będzie też poukładane na zewnątrz. Jak rodzice się szanują i mają wspólną wizję wychowania dziatwy, to dzieci będą miały prosty drogowskaz.
Lubimy soboty z dzieciakami w zakładzie. Sobota to z natury taki rodzinny dzień u fryzjera. Wtedy tatusiowie mają czas, a mamity ciekawe steampunkowego miejsca wpadają razem z całą ferajną. Dzieje się wtedy i czasem trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, żeby się nic nie stało, ale takie jest właśnie życie.
Pięć razy P: pozwalać (nie na wszystko), pilnować (ale bez przesady), przestrzegać (na podstawie swojego życia), pouczać (bez kaznodziejstwa) i pomagać (nie wyręczać).
Wiadomo, że każdy jest inny i wsadzanie dzieciaka w telefon na pewno sprawi, że będzie bezpieczne i pewnie nie zedrze sobie skóry na kolanach. Chyba, że spadnie z tapczanu, ale czy takiego życia dla nich chcemy?
Zapraszamy z dzieciakami!
A. xxx
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Książkę "Fryzjer Męski" wspomnianą w artykule możesz sprawdzić TUTAJ