JAK TO BYŁO W DAWNYCH CZASACH? vol.2, wrzesień 2021

dodano: 17 września 2021

JAK TO BYŁO W DAWNYCH CZASACH? vol.2, wrzesień 2021

Wiek XX zaczął się fryzjersko spokojnie. Znaczy to ni mniej ni więcej, ale to, że fryzury serwowane w męskich zakładach fryzjerskich nie odbiegały specjalnie od mody z wcześniejszego stulecia. Zresztą do zatonięcia Titanica w 1912 roku świat myślał, że wszystko zawsze będzie tak jak było i dopiero ta katastrofa przygotowała psychicznie ludzkość na kolejną hekatombę, która miała wybuchnąć za dwa lata z małym wąsem. Ale nie odbiegajmy zanadto od początku wieku.

 

W roku 1905 King Camp Gillette opatentował bezpieczną maszynkę kręconą na żyletki do golenia samemu w domu. Powszechność jej używania i łatwość golenia zapoczątkowały kres tak zwanej złotej ery brzytwy, a co za tym szło zmuszało to barberów do kolejnych ruchów, żeby wymyślić coś nowego i nie zbankrutować. Nadmienić trzeba, że do tego momentu golenie twarzy na mokro w zakładzie fryzjerskim zdecydowanie wygrywało ilością zamówień wśród innych usług.

 

Początek wieku to przynajmniej pięć nowych fryzur, które bezpośrednio wywodzą się z wieku XIX. Fryzura A’la Titus nawiązywała do klasycznych źródeł, ale też do napoleońskich tęsknot. Co prawda był a to tylko improwizacja na bazie stylu Empire, ale jednak kierunek po stu latach był podobny. A’la Titus była trudną fryzurą praktycznie niemożliwą do wykonania w domu. W zakładzie fryzjerskim używano do jej układania specjalnego gorącego żelazka. Fryzura o nazwie Oficerska zupełnie odbiegała od współczesnych wyobrażeń o tak nazwanym strzyżeniu. Była to fryzura układana z wywijanymi włosami na uszach co sprawiało wygląd podpórek na hełm. Była też wersja z podpórkami układanymi na gorąco. Bardzo elegancka była fryzura wiedeńska, która bardzo mocno umiejscawiała inspiracje w wieku XIX. Te cztery fryzury sprawiały wrażenie pewnej teatralności. W przeciwieństwie do Flattopa, który był bardzo nowoczesnym i chętnie noszonym strzyżeniem.

 

Niektórzy historycy twierdzą, że mentalnie wiek XX zaczął się w 1914 roku od wybuchu Wielkiej Wojny. I to właśnie wojna przyniosła kolejne fryzjerskie rozwiązania. Należy nadmienić, że do tego czasu w Europie wciąż w wielkiej modzie były wszelkiego rodzaju zarosty. Jednak niemiecki atak chemiczny na francuskie okopy sprawił, że alianckie fabryki musiały dostarczyć maski przeciwgazowe swoim wojskom. One zaczęły zapychać się przez…włosy na twarzy! Zaczęto golić się na potęgę w okopach maszynkami sprowadzonymi zza oceanu i naprędce produkowanymi w Wielkiej Brytanii. Tychże maszynek używano do szybkiego i higienicznego strzyżenia milionów młodych chłopaków na zabłoconych polach frontowych. Tak powstała fryzura Crew Cut. Zasada była prosta: to co pod hełmem jest żołnierza, a to co poza jest we władaniu maszynki. Mocne, niecieniowane kanty stały się rozpoznawalnym elementem krajobrazu i nowej wojennej mody. Po skończeniu wojny fryzjerzy zaczęli eksperymentować z nową fryzurą i tak powstało cieniowanie między ostrymi liniami a dłuższymi włosami powyżej. Fryzura Skin Fade oznaczająca cieniowanie od skóry stała się hitem.

 

Szalone lata dwudzieste to już zmiana nastrojów. Młodzież wracająca z pól bitewnych chciała żyć i cieszyć się życiem. To od razu było widać we fryzurach. Długie i falujące grzywki wirowały na parkietach wraz z pomadowanymi i wyciskanymi falami modnego uczesania typu Chester. Tamten czas to też słynny Slickback, który opanował środowiska bogatych, amerykańskich gangsterów. To gładko czesana fryzura przylizywana na tłustą pomadę. W Ameryce również jazzmani i pierwsze subkulturowe zjawiska wśród czarnoskórych obywateli zaowocowały fryzurą Conk. Określić ją można miksem Slickbacka oraz Chestera wykonywanym na afro włosach.

 

Kolejna dekada to powrót do krótkich, militarnych form. Zauważam, że zawsze na świecie czas pokoju i wojny różnią się od siebie diametralnie fryzurami noszonymi przez mężczyzn.  Lata trzydzieste to coraz bardziej wojownicze nastroje w radykalizującej się Europie. Jeden z dziennikarzy europejskich przypłynął wtedy na Stary Kontynent i chciał sprawdzić jak mocno różni się golenie w amerykańskim barber shopie w porównaniu do niemieckiego golibrody. Werdykt wypadł pomyślnie na korzyść Amerykanów. Ich golenie poprzedzało dokładniejsze przygotowanie twarzy, sam proces przebiegał delikatnie, a zaraz po usłudze nasączano skórę twarzy olejami, kremami i wonnościami. Z kolei niemieccy balwierze golili szybko, ostro, bez specjalnych przygotowań i często bez wody kolońskiej. Po tym eksperymencie dziennikarz pokusił się o stwierdzenie, że gdyby Niemcy mieli lepsze golenie to nie chciałoby im się tak wojować z całym światem.

 

Jedną z najważniejszych fryzur, które stały się popularne w tym dziesięcioleciu był Undercut. Fryzura przemycona z amerykańskich bezdroży drugiej połowy XIX wieku stała się idealnym fundamentem do zbudowania nowej fryzury dla nowych społeczeństw.

 

Lata trzydzieste to też powolne pojawianie się subkultur. Zoot Suiters z wielkomiejskich, amerykańskich dzielnic to głównie słuchający jazzu czarnoskórzy i latynosi noszący zbyt duże ubrania i zegarki na długich łańcuchach. Kilka lat później we Francji i Niemczech można było spotkać europejskie odmiany Zoot Suitersów. To byli kolejno Zazous, Swingjugend i Edelweiss piraten. Niestety reżimy obu krajów czyli administracja Vichy oraz służby hitlerowskie z wielką zaciętością zwalczali młodych ludzi za ich dekadenckie fryzury. W najlepszym wypadku karnie obcinali ich przydługie grzywki, w najgorszym trafiali do obozów koncentracyjnych.

 

Lata czterdzieste to fryzury pilotów RAFu czyli brytyjskich sił powietrznych. Uczesanie Brylcreem Look na specjalną angielską brylantynę to był szyk i elegancja na miarę dzisiejszej wypomadowanej fryzury z przedziałkiem. Warto wspomnieć irokeza zaprezentowanego przez amerykańską 101. Dywizję Powietrznodesantową Screaming Eagles. Ten rodzaj strzyżenia był w Ameryce odbierany jako fryzura dodająca animuszu ją noszącemu i potrafiąca wystraszyć wroga. Amerykanie pamiętali wiek XIX i wywołujące wśród nich popłoch podjazdowe ataki Indian z kolorowymi pióropuszami. Dlatego zdecydowali się na radykalną wersję wygolonego irokeza, który miał przestraszyć Niemców w Normandii.

 

Czas powojenny to znowu zabawa z włosami. Elvis Presley i jego rockandrollowy styl uczesania zawojował cały świat. Ta fryzura wymyślona przez amerykańskiego barbera Josepha Cirello kilkanaście lat wcześniej idealnie wkomponowała się w nowy, powojenny ład. Odmian fryzury Króla Rockandrolla było kilka: Pompadour, Rockabilly, Quiff czy Boogie strzyżone to na krótszych to na dłuższych włosach wszystkie oparte były na starym, dobrym strzyżeniu kwadratowym czyli na Flattopie. W Polsce i krajach bloku wschodniego wersja rockandrollowych strzyżeń noszona była przez subkulturę Bikiniarzy. Tak też nazwano tę fryzurę w naszej części Europy. Niestety nie miała pozytywnych konotacji i propagandowe media wyśmiewały, wyszydzały i obrażały jej „nosicieli”. Zdarzały się przypadki pobić i karnych strzyżeń bikiniarskich fryzur organizowanych przez młode, socjalistyczne bojówki.

 

Dekada z szóstką przodu to początek upadku fryzjerstwa męskiego na dobre czterdzieści lat. Długie włosy młodych ludzi, bitelmania, niechęć do chodzenia do fryzjera, ale też niechęć ze strony fryzjerów męskich do układania i obcinania dłuższych włosów- to wszystko spowodowało, że nastąpił odpływ młodzieżowej klienteli, co w ogólnym rozrachunku spowodowało, że zostawali tylko ci najmniej wymagający, którzy nie oczekiwali od fryzjera rozwoju, edukacji i nowych technologii tylko wolnego miejsca na fotelu i niskich cen za jako-taką usługę. Kolejne dziesięć lat pogłębiło trudną sytuację męskich zakładów fryzjerskich. Lansowane przez gwiazdy muzyki, estrady, sportu i telewizji długie męskie włosy coraz bardziej frustrowały fryzjerów masowo rezygnujących z pracy. Ten trend był zauważalny na całym świecie. Wszelkie mody na rodzaje fryzur jakie pojawiały się w tamtym czasie były modami antyestabileshmentowymi. Zarówno hippisi, rastamani , skinheadzi czy punki radzili sobie doskonale bez pomocy profesjonalnego rzemieślnika. Dopiero dekada lat osiemdziesiątych dała fryzjerom lekki oddech, choć w kwestiach instytucjonalnych czyli kształcenia i egzaminów w szkołach zawodowych na całym świecie nastąpił już mocny zwrot w tył i prawie wszędzie przekształcano nauczanie z odseparowanego na dwa zawody w jeden wspólny dział o nazwie fryzjerstwo. Fryzury jakie wtedy się pojawiły były barwne, ale zgodnie z narzuconą z góry regulacją uniseksualną były właśnie dla wszystkich bez względu na płeć. Wystarczy spojrzeć na teledyski zespołów z tamtego okresu i rzuca nam się w oczy kolorowa feeria strzyżeń, które zarówno dla pań jak i panów były tożsame. Trwała ondulacja, rozjaśnianie, farbowanie, strzępienie i tapirowanie- te usługi z działu damskiego pojawiły się w wielu miejscach do tego czasu zarezerwowanych dla panów. Fryzury wokalistów z wydawałoby się dwóch różnych światów czyli Limalha i Zdzisławy Sośnickiej były do siebie łudząco podobne, a zespoły punkowe również oscylowały w stylistyce typu rozjaśniacz + tapir. Widać więc było, że lata osiemdziesiąte wniosły coś nowego, choć niespecjalnie było to to czego oczekiwały tradycyjne barber shopy. Dodatkowo strach przed nową chorobą jaką był wtedy AIDS wystraszył resztki tych, którzy jeszcze chodzili się golić do fryzjera.

 

Ostatnia dekada XX wieku to z jednej strony jeszcze większe pogłębianie bylejakości, strzyżenia maszynkami na zero w domu i zamykania się męskich fryzjerni. Jednak z drugiej strony ten upadek sprawił, że fryzjerstwo męskie zaczynało się odbijać od dna. Pojawiły się w Stanach Zjednoczonych dwie jaskółki w postaci Davida Raccgulii z American Crew i założyciela marki Layrite Donnie Hawley’a. To ich działania nastawione na głęboką rewitalizację fryzjerstwa męskiego i zmianę myślenia fryzjerów przyniosły skutek powolnego podnoszenia się w górę branży. Końcówka XX wieku to coraz częściej pojawiające się kombinacje z tym co na górze głowy czyli z samą koroną. Mocne strzępienia, rozjaśniania i stawianie włosów na najmocniejsze żele zwiastowały nadejście XXI wieku.

A o tym jak się on zaczął i co było dalej  dowiemy się w kolejnym, ostatnim z tej serii odcinku. Już za tydzień. 

A. xxx

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

(artykuł ukazał się w magazynie Fale Loki Koki wiosną 2021)

Foto: Maciej Bogaczyk

 

wróć do listy wpisów