KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Grudzień 2022

dodano: 27 grudnia 2022

KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Grudzień 2022

Jerzy Wróblewski „ Binio Bill” (Kultura Gniewu 2022)

 

Zapomniane, a ukochane przeze mnie w dzieciństwie przygody szeryfa miasteczka Rio Klawo, niejakiego Binio Billa wciąż zadziwiają. Wyczytywałem je z wypiekami na twarzy ze cztery dekady temu w „Świecie Młodych” i nie miało dla mnie znaczenia, że pierwowzorem dla dzielnego Binia był równie odważny Lucky Luke. Choć podejrzewam, że nie on jeden był inspiracją dla tej wyrazistej postaci i że drugim typem charakterologicznym dla Jerzego Wróblewskiego mógł być nie mniej nieustraszony i równie legendarny Lemoniadowy Joe. Bo Binio Bill to stuprocentowy abstynent i szarmancki wobec dam dżentelmen, ale dla drani nie ma litości i jak trzeba to i w mordę mocno przywali, a jego pukawki często są w użyciu. Dla mnie- młodego wówczas człowieka- obraz Dzikiego Zachodu Stanów Zjednoczonych Ameryki ukształtował właśnie komiks Wróblewskiego o naszym Zbigniewie Bileckim zwanym przez lokalsów- z powodu trudności w wymowie- Binio Billem.

 

Ale po kolei. Kultura Gniewu- wydawnictwo komiksowe z Warszawy to polska czołówka w tej branży. Jednakowoż traktują nowe, zagraniczne komiksy jak i historię polskiej kreski. Wszystko co ukazuje się z ich logo, to najwyższy poziom edytorski i wydawniczy. Tak jest i w tym przypadku. Przygody Binio Billa to twarda oprawa, prawie trzysta stronic w formacie A4, full kolor i ciekawy sposób poprowadzenia czytelnika przez uniwersum najdzielniejszego szeryfa wszech czasów. Do tego genialne zakończenie z opisem całego pomysłu, archiwaliami Wróblewskiego, kolejnymi stadiami prac i last but not least hołdem polskich rysowników złożonych nieustraszonemu szeryfowi. To musi przyciągnąć- i przyciąga!- uwagę nowoczesnego czytelnika, a w oku niejednego starszego komiksowego wyjadacza sprzed lat pojawi się łezka wzruszenia.

 

Świetnie się to czyta i z przyjemnością ogląda. Akcja tych dziewięciu historyjek dzieje się w końcówce XIX wieku i ma miejsce na bezdrożach zachodnich stanów gdzie sześciostrzałowe rewolwery gadały szybciej niż zdążyłbyś pomyśleć. Wymyślne i spolszczone nazwiska bohaterów czy nazwy miasteczek jak choćby główne miejsce akcji czyli Rio Klawo przybliżają amerykańską historię pod rodzime strzechy, bo tak właśnie Wróblewski rysował. Na wesoło i z morałem jak na harcerskie pisemko przystało, ale nie widać tu fabuły na zamówienie. Co to to nie- jego dynamiczna kreska, wartka akcja i ponadczasowy humor nie dały się złapać w karby prostych cenzorskich zapisków. Jest pysznie, zaskakująco, kolorowo i śmiesznie.

Do tego wszystkiego postaci wykreowane przez Jerzego Wróblewskiego to nieprzypadkowi i wyraziści osobnicy. Bez względu na to czy są to złowrodzy czerwonoskórzy, nieokrzesani kowboje, bezwzględne rzezimieszki, bogobojni obywatele czy potrzebujące pomocy białogłowy, rysownik prostą kreską przekazuje nam całą prawdę o nich. Ich mimika twarzy, ruchy ciała i emocje wynikające z przeżywania zdarzeń świadczą o najwyższym kunszcie rysowniczym autora tych powiastek. Do tego piękne rysunki bogato zdobionych wnętrz salonów, skromnizny przydrożnych barów, ubiorów przedstawicieli różnych zawodów czy nawet skąpych strojów pań z tancbud wyciągających grosiwo od łatwowiernych poszukiwaczy złota- wszystko ma klasę, dokładność i charakter. Oglądając album po raz kolejny przyglądam się temu co jest na drugim tle każdego obrazka. Pyszota! A to zdjęcie Lincolna, a to pijaczek patrzy tępym wzrokiem, a to sztukateria baru misternie rzeźbiona- wszystko dokładne, trochę pozorowane, ale nie przeładowane. 

 

Na koniec dodam, że sposób odrestaurowania kreski i koloru ze starych plansz harcerskiego pisemka budzi mój najwyższy podziw. Ogromna włożona praca wyziera tu z każdego okienka, a hołd oddany w ten sposób autorowi jak i jego bohaterowi już na lata pozostaną zamknięte w komiksowych ramkach.

Brakuje mi jednego drobiazgu. Autor tworząc swoją opowieść kilkakrotnie wspomina o tym, że główny bohater wybiera się do kąpieli, zamawia pokój z wanną, myje się i generalnie sprawia wrażenie faceta, który dba o higienę osobistą. W żadnym jednak przypadku nie widzimy barber shopu ani przedstawiciela tegoż szacownego fryzjerskiego fachu. A to tam się myto i doprowadzano do jako takiego porządku na Dzikim Zachodzie. To drobne przeoczenie wspaniałomyślnie wybaczam, bo Wróblewski w niesamowity sposób odrobił lekcję z ówczesnej mody na męskie fryzury i zarosty. Feeria wąsów, bród, niedogolonych szczecin, rozwianych fryzur i eleganckich zaczesów płyną wraz z całą opowieścią przez wszystkie kratki tych historyjek. Ten brak trzykolorowego walca traktuję jak punkt wyjścia dla wszystkich, którzy w przyszłości kontynuować będą przygody naszego rodaka na dalekiej amerykańskiej prerii.

Prawie bym zapomniał wspomnieć drugą najważniejszą postać tego komiksu. Koń Cyklon, dzięki któremu szeryf Bill ma dodane sto procent do odwagi, szybkości i mądrości.

Album uważam za absolut.

Zwłaszcza teraz, w czasie gdy w bożonarodzeniowych nastrojach wszyscy trochę wracamy myślami do dzieciństwa- czytamy w Jamie!

 

Kultura Gniewu

wróć do listy wpisów