KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Kwiecień 2024

dodano: 20 kwietnia 2024

KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Kwiecień 2024

David Wickline „Images of 66. Volume 2. Digging deeper along the length of historic Route 66” (Roadhouse 66 LLC 2012)

 

Route 66.

Droga Matka. 

Brzmi to cokolwiek patetycznie, ale kraju gwiazd i pasów im więcej patosu tym lepiej. Route 66 to międzystanówka powstała w 1926 roku, a oficjalnie skreślona z listy autostrad po równo sześćdziesięciu latach. Do dziś jednak stada europejskich wyznawców filmów drogi i motocyklistów zainteresowanych wiatrem we włosach po zakurzonej drodze, rozjeżdżają resztki tejże matki staruszki.

 

Osobiście miałem przyjemność przejechać dość krótkim odcinkiem- 300 mil z 2500- od Chicago do St Louis czyli tak jak być powinno od początku. Może kiedyś uda się osiągnąć resztę, ale póki co w pamięci zachowuję obraz drogi, o której Bóg i ludzie zapomnieli, a większość tak zwanych atrakcji po prostu nie funkcjonuje albo jest z różnych przyczyn nieczynna. Rzecz jasna nie pomogły kowidowe cyrki, więc ostatni Mohikanie, którzy już wtedy byli leciwi i trzymali fason na szlaku, najzwyczajniej w świecie odpuścili i zostawili wszystko tak jak stało. To jest znamienne w wizerunku infrastruktury, że większość z tych niedziałających wygląda jakby ktoś wczoraj zakluczył i napisał „zaraz wracam”. Potem się dowiadujesz od sąsiadów, że właściciel zamknął dwa, trzy lata temu albo to już nie działa od lockdownu. W środku świecą ledy, są wystawione koszulki na sprzedaż, a neony mrugają ostatnimi żarówkami. Poza tym zamknięte na głucho. Momentami smutny widok…

 

Książka-album o długaśnym tytule jest zaklętym w obrazkach wizerunkiem całej drogi Route 66 ze zdjęciami i tekstami przygotowywanymi na przestrzeni kilku lat, ponieważ autor David Wickline jest maniakalnym wręcz fanem tej drogi, a do tego zwiedził ją kilkukrotnie całą, wielokrotnie na różnych odcinkach i niepoliczalnie więcej na konkretnych urywkach i najbliższych okolicach trasy. Dostajemy więc grubaśny album z setkami fotografii, ale zabawnie i przewrotnie, bo autor pędzi nie od początku a od końca trasy czyli od Santa Monica w Kaliforni do samego Wietrznego Miasta Chicago. W celu czytelności podzielił ją na stany, przez które droga prowadzi. Mamy więc osiem konkretnych rozdziałów, kolejno wymieniona jest Kalifornia, Arizona, Nowy Meksyk, Teksas, Oklahoma, Kansas, Missouri, by zakończyć w Illinois. 

 

Zagłębienie się w te stosy fotografii jest- dla takiego fana drogi jak ja- spijaniem śmietanki i egzaltacją przy każdej stronie. Z początku widoki są jak z serialu „Miami Vice”, wszak jesteśmy nad brzegiem oceanu gdzie droga się kończy, pardon, w tym przypadku zaczyna. Palmy, molo, jachty i bulwary nastrajają optymistycznie prowadząc nas do Los Angeles gdzie wieżowce, samochody, autostrady i atrakcje związane z 66 wtopione są w codzienny krajobraz miasta. W tamtej części Kalifornii widać dużą reprezentację języka hiszpańskiego i całej latynoskiej kultury, w tym strefa gastro mocno sfokusowana na tamtejszym jedzeniu. Im dalej na wschód tym bardziej sielsko i anielsko z przydrożnymi barami, w których informacja o przynależności do stosownego szlaku nr 66 jest czasem ważniejsza niż samo karmienie przejeżdżających wędrowców. Na drodze coraz częściej napotyka się na wraki samochodów, których lata świetności przypadały na lata świetności trasy, po której wtedy się poruszały. W ogóle znamienne dla całej infrastruktury jest to, że wtedy kiedy Matka Droga funkcjonowała w najlepsze ruch samochodowy był ogromny, stąd niezliczona ilość punktów ich napraw, lakierników, warsztacików, stacji benzynowych, miejsc zakupu części, lamp oraz akcesoriów do dalszej podróży co widać na każdym kroku. Wraki co rusz albo straszą albo śmieszą, ale są i takie, które budzą podziw lśniącymi elementami, polerką lakieru i niecodziennymi kształtami.

 

Ciekawe dla mnie jest to, że przy drodze prawie nie widać barber shopów. Nie było ich w ogóle na odcinku, który ja zwiedziłem i nie ma ich na zdjęciach w tymże albumie. Co prawda od czasu do czasu w jakimś miasteczku pojawiał się jakiś zakład fryzjerski, ale albo był zamknięty albo jego stan techniczno-sanitarny był grubo poniżej poziomu do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Wjeżdżając do Arizony nie sposób jednak przegapić jednej z najważniejszych atrakcji Sześćdziesiątki Szóstki. Barber shop niejakiego Angela Delgadillo to miejsce instytucja na trasie. Umiejscowiony przy samiutkiej drodze i prowadzony prze ponad 90-letniego barbera jest zakładem fryzjerskim, informacją turystyczną i sklepem z pamiątkami w jednym. Delgadillo jest odpowiedzialny za rewitalizację odcinka drogi w Seligman czyli tam gdzie się urodził, tam gdzie jego ojciec prowadził barber shop i tam gdzie on teraz żyje i pracuje ze swoją żoną. Po zamknięciu drogi w latach osiemdziesiątych mieszkańcy zauważyli odpływ klientów i brak zainteresowania prowincją ze strony Waszyngtonu i lokalnych władz. Angelo wziął sprawy w swoje ręce i namawiając jemu podobnych założyli towarzystwo restaurujące stare odcinki drogi tworząc z nich atrakcję turystyczną. Dziś Seligman to jeden z najjaśniejszych punktów na trasie wyglądający jak Chłodnica Górska w filmie dla dzieci „Autka”. Zresztą wywiad Johna Lassetera z wytwórni Pixar z Angelem zainspirował słynnego reżysera do umiejscowienia tejże Chłodnicy w plenerach Arizony. Sklepy, turyści, neony i setki samochodów powróciły do miasteczka, a najbardziej znany barber w stanie, z uśmiechem na ustach przygląda się tłumom z okien swojego barber shopu. Zresztą zdjęcie zakładu można zobaczyć w albumie. Z Arizony wpadamy do Nowego Meksyku gdzie głównym pejzażem pozamiejskim są bezkresne przestrzenie z kaktusami i nieużytkami przeplatane motelami błyskającymi zachęcająco reklamami. Motto stanu to „Crescit Eundo” i oznacza, że wszystko rośnie z upływem czasu. Patrząc na pejzaże na zdjęciach można to potwierdzić, bo mieszkańcy chyba wciąż czekają aż coś urośnie. Jakkolwiek na fotografiach widać wyjątkowy brak pośpiechu, żeby nie powiedzieć powolność życia. Stamtąd autor prowadzi nas do Teksasu i krajobraz kowbojski staje się naturalnym stanem rzeczy. Przy Drodze 66 obejrzymy salony, rancza i knajpy z największymi na świecie stekami. Ciekawostką teksańskiego odcinka drogi są wkopane do połowy kadillaki wyglądające jakby spadły z kosmosu. Jest to dziesięć samochodów posprejowanych na różnorakie kolory, napisy i wzory. Instalacja nazywa się „Cadillac Ranch” i jest obowiązkowym punktem postoju dla maniaków drogi. Teksas otwiera bramę dla Oklahomy skąd w latach trzydziestych ubiegłego stulecia biedota wyruszała na zachód w poszukiwaniu szczęścia i pieniędzy. Jest to kapitalnie opisane w „Gronach gniewu” Steinbecka. Sugestywna proza zrobiła wrażenie na ówczesnych czytelnikach i sprawiła, że ludzie zwrócili uwagę na poważny problem jakim była emigracja zarobkowa do bogatej Kalifornii i traktowanie tam przybyłych jak gorszych obcych. W Oklahomie widać dużo śladów starej drogi. Wyglądają one jakby były w rozsypce, ale trafiają się też tam pięknie odpicowane fury sprzed sześćdziesięciu lat stojące tak po prostu przy jeszcze starszej stacji benzynowej, za którą z jednej strony widać bar z grillem, a z drugiej odbijającą nie wiadomo dokąd polną drogę. Mimo tego Oklahoma sprawia wrażenie urokliwego stanu środkowo-zachodniej Ameryki, w którym pamięta się o historii każdego miejsca i upamiętnia zarówno resztówki staruszki trasy jak i lokalne tradycje związane z Indianami i w ogóle starym światem, do którego Amerykanie często się odwołują. Króciutka trasa przez Kansas to niecałe 30 kilometrów, ale za to nadreprezentatywnie bogato zdobione emblematami świadczącymi o Route 66. Zatem wszystko co się trafi po drodze ma coś wspólnego ze staruszką i jest mocno upstrzone znakami potwierdzającymi przynależność do całości 66. Przedostatni stan w tym albumie to Missouri potraktowany tu trochę jako ostatni stan Dzikiego Zachodu, choć my cały czas w podświadomości pamiętamy, że było dokładnie odwrotnie czyli Missouri powinno potraktowane jako ten pierwszy na Route 66 otwierający drogę na prawdziwy zachód. Urokliwe miasteczka, dużo przyrody, stare mosty i wiadukty, zapomniane trakty i ścieżyny plus mnogość artefaktów przypominających gdzie jesteśmy i po jakiej drodze jedziemy. Sporo zabytków, oczywiście należy pamiętać, że nie starszych niż około 200 lat oraz informacji z dumą oznajmiających tym, którzy mogliby to przegapić, że to tędy właśnie idzie Historic Missouri US Route 66. Zdjęcia z tego stanu pokazują dużo kolorów, radości życia i fantazji w ozdabianiu lokali użytkowych. Dość powiedzieć, że pomniki stawiane własnym sumptem przed sklepami czy restauracjami są tam na porządku dziennym. Przez stolicę St Louis, przekraczając piękną rzekę Mississippi wjeżdżamy do Illinois. Cywilizację widać na zdjęciach, choć elementy drogi są tu dużo gorszej jakości niż na wcześniejszych zdjęciach, tak jakby stowarzyszenia tego stanu poświęcały mniej czasu na upamiętnianie staruszki. Jakkolwiek wiele ciekawostek jest na przykład w postaci indyczych śladów odciśniętych w białej farbie, fragmentu drogi z ceglaną nawierzchnią czy muzeum drogi umieszczone w miasteczku Pontiac. Na tyłach tej ostatniej placówki znajduje się słynny mural, przy którym każdy turysta strzela sobie focię. Potem należy zjeść famous lody w Joliet czyli miejscu ucieczki Blues Brothers z więzienia i wpadamy do Chicago.

 

Do zdjęć zebranych z poszczególnych stanów dochodzi porządnie spisana historia i szczegółowe fotki poświęcone szlachetnemu trunkowi o nazwie Coca-Cola wpisanemu w drogę Route 66 rzecz jasna. Oprócz tego dodatki w postaci lokalnych dealerów Harleya Davidsona, słynnych śniadaniowni czy dziesiątek dziwacznych pomników.

 

Tak czy owak warto obejrzeć i potem się wybrać.

Czytamy i kontemplujemy w Jamie!

Adam Szulc.

wróć do listy wpisów