KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Lipiec 2022
KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Lipiec 2022
Witold Kanicki „ Wacław Nowak. Polaroid” (Wolno 2022)
Nie jestem fotografem, choć lubię robić zdjęcia, a jeszcze bardziej sprawia mi przyjemność oglądanie ich. W młodości jednak najbardziej wprawiało mnie w osłupienie to kiedy zdjęcie „wychodziło” z aparatu zaraz po pstryknięciu. Określanie tej czynności „polaroidem” trochę trywializuje proces używając nazewnictwa aparatu i korporacji. Ale to trochę tak jak w przypadku na przykład butów zwanych „adidasami” na użytek wszystkich sportowych butów, tak samo tutaj polaroid oznacza po prostu natychmiastowe zdjęcie.
Witek Kanicki jest od lat moim klientem. Zawsze mamy mnóstwo ciekawych tematów, ale odkąd usłyszałem, że pisze książkę- kibicowałem mu bardzo. Jego dzieło o polaroidowych zdjęciach Wacława Nowaka, który przez swoją przedwczesną śmierć tworzył niezwykle krótko, jest nowatorskim i odkrywającym troszkę niezrozumiany cykl fotograficzny, ale też hołdem dla pioniera tego typu fotografii w Polsce. Polaroid, bo to cały czas o nim mowa, ma tu szczególnie miejsce na podium fotograficznego mistrzostwa. Pokaźny wstęp- w dwóch językach- wprowadza nawet takiego dyletanta jak ja w ciekawy świat fotograficznych odbitek, które działają trochę jak sztuczka w cyrku: robisz zdjęcie i masz natychmiastowy efekt na papierze. Piękne i proste, ale okazuje się, że nie prostackie. Wysoka sztuka lubi również proste sprzęty i proste efekty, które po latach urastają do rangi dzieł. Lubię takie analizy. Lubię jak ktoś, tak jak Witek Kanicki, w mądry i przystępny sposób opowiada o pasji i poświęceniu przywołując i niejako odkrywając szerokiemu gronu nieżyjącego prekursora gatunku. Taki tribute w sposób naturalny pokazuje ciągłość między tym co było, a tym co jest.
Pokaźne tomiszcze jest bogato opatrzone zdjęciami Wacława Nowaka, który w zasadzie w tej książce występuje jako guru tego rodzaju fotografii w Polsce. Z racji tego, że wykonywał te fotki w latach siedemdziesiątych, to dla mnie, a podejrzewam, że i dla innych osób mojego pokolenia stanowią one podróż w czasie do czasów dawno minionych, a często wspominanych. Obrazek z bankietu, na którym widnieje szklana butelka małej Pepsi Coli czy zdjęcia krakowskiej ulicy są dla mnie rarytasem. Ale nawet pobieżne rzucenie okiem na reprodukcje pokazuje, że Polaroid świetnie sprawdzał się w detalach, drobiazgach i szczególikach.
Czytając te książkę zastanawiałem się czy istnieją jakieś podskórne podobieństwa pomiędzy fryzjerstwem męskim a polaroidowym robieniem zdjęć? Uważam, że tak. Jak i w przypadku fryzjerstwa męskiego uznawanego przez lata za proste i wsteczne, tak i casus fotografii natychmiastowej uważany był za łopatologiczny i nieartystyczny. Witek Kanicki udowadnia, że tak nie jest. Że robienie zdjęć aparatem przeznaczonym dla amatorów ma sens i że kwestią najważniejszą jest- jak zauważa- wyjątkowość polaroidowego sposobu myślenia. I właśnie to ostatnie słowo- myślenie- uważam za kluczowe w procesach twórczych.
Polecam na drugą część wakacji.
Czytamy w Jamie!
Adam Szulc.