KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Sierpień 2023
dodano:
19 sierpnia 2023
KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Sierpień 2023
Jacek Kusiński „Szalone miasto. Niezwykły reportaż z Łodzi 1884-1918” (Wydawnictwo Jacek Kusiński 2019)
Nigdy nie przepadałem za Łodzią. Wiem, że to niezbyt fortunny wstęp do książki o tym mieście, ale takie są fakty. Nasz Poznań jakiś taki się zawsze wydawał porządniejszy. Tam strach było wieczorami chodzić, a nawet za dnia nie nastrajało do optymizmu. A w sobotę rano obraz nędzy i rozpaczy na mieście po piątkowych rozrywkach wzbudzał zwykle moje zażenowanie. Ale strachy są po to, żeby je przełamywać. W ciągu ostatniego roku byłem tam dwa razy i zaczynam przychylać się do opinii, że miasto się zmienia na plus. Pewnie jeszcze sporo wody upłynie w rzece, której w Łodzi nie ma, ale przynajmniej coś się ruszyło.
Książka Jacka Kusińskiego to reportaż powstały na podstawie ogłoszeń prasowych z lat 1884-1918 czyli z czasów kiedy Polska była pod zaborami, a łódzka Ziemia Obiecana tworzyła się po cichu (czasem głośno) mieszając różne kapitały i (często) niedorzeczne pomysły.
Zebranie do kupy różnych anonsów i krótkich artykulików z papierowych mediów w jedną całość jest zawsze bardzo ciekawe, bo to znak czasów. Specyficzna pisownia, zupełnie inne problemy, swoista skrzynka kontaktowa, szukam, kupię, oddam, sprzedam, reklamy, ogłoszenia drobne i lekka proza opisująca codzienne życie mieszkańców tamtej metropolii. Jest to poukładane trochę chronologicznie, trochę tematycznie i trochę terytorialnie. Dobrze się to czyta. Dzięki temu też zrozumiałem bardziej dlaczego w tej Łodzi to było tak jak było i teraz jest jak jest. Wiedziałem wcześniej co nieco z książki Reymonta, potem też z filmu Wajdy, czytywałem kiedyś znany tygodnik z tego miasta i wydawało mi się, że co nieco wiedziałem.
Ale klucz do wszystkiego jest zawsze w historii. Miałem tę sposobność, a nawet przyjemność, że po bałuckich zaklętych rewirach oprowadzał mnie Konrad z Fryzjerstwo Magdalena Donder. To wtedy zwiedziłem miasto z pozycji chodnika wsłuchując się w opowieść mojego przewodnika. Ale do rzeczy.
Książka pokazuje miasto i ludzi bez pudru. Tak jak było i to w jakich warunkach ludzie żyli. A żyli różnie. Mały Artur Rubinstein mając cztery lata jest opisany w gazecie jako cudowne dziecko, ponieważ zauważono jego talent muzyczny, piekarz Harasz wynajął piekarnię niejakiemu Bikermanowi, który w niej potajemnie wypiekał chleb, a Józef Miller wciągał w zasadzkę młode dziewczęta i porywał je do domu rozpusty. W książce słychać strzały socjalistycznych zamachowców, pokrzykiwanie okolicznej bandytierki, płacz matki oddającej z biedy dzieci w obce ręce, głos aktorki Sary Bernhardt, stukot końskich kopyt, krzyk furmanów, jidysz przeplatający się z polskim, rosyjskim i niemieckim, hałas przelatującego aeroplanu i ciszę odchodzących robotników trujących się z biedy karbidem. Tętniące życie miasta jest czasem straszne- wiele zamachów na życie stójkowych i fabrykantów, napady na konwoje pocztowe czy ciągłe bójki między zwaśnionymi bandami- a czasem śmieszne- ogłoszenie o sprzedaży motoru benzynowego o sile 8 koni mechanicznych, pokaz kinematograficzny obrazu „Z wesołej farsy” czy ogłoszenie o charcicy białej z popsutym okiem do odebrania na Kamiennej 22.
Fryzjerskie historyjki? Są a jakże! Rok 1886- zakład fryzyerski przy Nowym Rynku otwiera p. W. Kułakowski, co tydzień nowe żurnale fryzyerskie z Paryża. 1911- podejrzane indywiduum rozrzuca pieniądze na prawo i lewo dobijając się do zakładu fryzyerskiego w celu ogolenia. 1912- potrzebny uczeń do zakładu fryzyerskiego, Hotel Bristol. 1913- orkiestron do sprzedania na dogodnych warunkach, do obejrzenia w zakładzie fryzyerskim ul. Zawadzka. 1914- Instytut de Beauté de M-lle Miłakowska uczennica profesora Archabeau, wzmacnianie i usuwanie włosów. Zauważyliście pewnie słówko „fryzyerski”? Ortografia tworzyła się jeszcze, bo to był wciąż czas przed poważnymi jej reformami. Zatem nie z tylko z fryzyerami, ale nazwami innych zawodów czy choćby określeniami miejsc i lokali jak restauracyja albo kolacyja, występowały różne perypetie z ich pisaniem. Dochodziło też łączenie różnych wyrazów w jeden czy naleciałości z języka rosyjskiego, ale wszystko to i tak sprawiło, że język przetrwał dzięki temu, że w ogóle można było pisać po polsku.
Jest i w tym kotle miodu mała łyżka dziegciu. Jedyne czego mi brakuje w tej książce to zdjęcia ludzi. Zupełnie nieczytelne są dla mnie współczesne fotografie ulic i budynków, którymi autor okrasił stare ogłoszenia. Większość anonsów tyczy się ludzi sprzed ponad stu lat, a tu dostajemy fotki dzisiejszej Łodzi bez ludzi. Ten zabieg jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. To już lepiej było dołożyć więcej starych reklam, a najlepiej zdjęć łodzian z tamtych czasów.
Jakkolwiek, poznawanie innych to uczenie się, a Łódź niewątpliwie była wtedy bardzo ciekawym miastem z ogromnym potencjałem, sporym kapitałem, wielką biedą i wszystkimi tymi społecznymi problemami, którymi współczesne miasto było i jest. Najwięcej porównań nasuwa mi się na Nowy Jork, bo podobnie jak w Łodzi nierówności społeczne były ogromne, dzielnice zamieszkiwane przez „swoich”, gangsterka szalała, bieda biedowała, a fryzjerzy…strzygli.
W „Dzienniku” z 1888 roku tytuł artykułu bije w oczy: „Łódź jest na drodze do stania się wielkim miastem!”, czego serdecznie miastu życzę.
Polecam.
Czytamy i oglądamy w Jamie!
Adam Szulc
wróć do listy wpisów