KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Styczeń 2024

dodano: 20 stycznia 2024

KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Styczeń 2024

Hilly Kristal, David Byrne „CBGB & OMFUG. Thirty years of the home of underground rock” (Abrams Books 2005)

 

Ta pozycja nie jest nowa. Ale przecież to nie ma znaczenia, bo jest ciekawa, a dla naszej Jamy wręcz fundamentalna. Połączenie fryzur i muzyki? Zawsze!

 

O nowojorskim klubie CBGB pisałem wielokrotnie. Było to w reportażach z pobytu w USA, czy to w recenzjach płyt czy nawet w swoich książkach. Zresztą to było jedno z pierwszych miejsc, które musiałem zobaczyć po pierwszym przyjeździe do Stanów. Legendarne CBGB…ile razy oglądałem plakaty z koncertów, czytałem recenzje imprez, słuchałem bootlegów i oficjalnych albumów nagranych TAM, a w zasadzie każdy szanujący się niezależny zespół z tego kraju musiał tam zagrać przynajmniej raz. Dla nowojorskiej sceny hard core, punk, straight edge, awangarda, new wave, post punk, indie, emo, rock i tym podobne, być tam to był po prostu mus. 

 

CBGB to miejsce legenda obrosłe mitami, a zaczęło się zupełnie prozaicznie. Niejaki Hilly Kristal otworzył klub w 1973 roku na podłej ulicy Bowery Street. Nazwał go CBGB & OMFUG (Country, Bluegrass, Blues and Other Music for Uplifting Gormandizers), a kwartał ulic Lower East Side, na której się mieścił czyli dolny Manhattan w tamtych latach to było trudna społecznie dzielnica. Bieda, tanie czynszówki, przemoc, narkotyki, szczury, zaśmiecone ulice, odchody, bezdomni ludzie, opuszczone lokale i nierzadko zwłoki na ulicach to był codzienny widok tamtego świata. W to wszystko wszedł Hilly, który miał w planie mały klubik z muzyką blues i country na żywo. Wyszło inaczej. Jedyni, którzy chcieli tam grać to punki, nowofalowcy i różni odszczepieńcy, którym Hilly odstąpił miejsca i stał się dla nich koncertowym guru, a klub miejscem narodzin amerykańskiego punk rocka. Właściciel był jedynym, u którego nowe zespoły mogły grać swoje szybkie, głośne, dziwne i obrazoburcze kawałki. Tak się działo przez ponad trzydzieści lat. Mimo swojej oryginalności i sławy na cały świat, klub został zamknięty w 2006 roku, a rok później jego właściciel zmarł na raka płuc.

 

Ta książka wydana została z kolei na rok przed definitywnym zamknięciem lokalu. Wspomnienia napisane przez Hilly Kristala, frontmana Talking Heads Davida Byrme’a, gitarzystę Television Richarda Lloyda, Tommy’ego i Johnnye’ego Ramonsów, Legsa McNeila (współzałożyciela legendarnego magazynu „Punk”), Henry’ego Rollinsa i fotografów Kate Simon, Godlisa i Roberty Bayley ożywiają tamte lata. Do tego setki świetnych zdjęć wspominają zespoły, ludzi, wydarzenia i najbliższą okolicę klubu. Od początku jego istnienia widać ogromny potencjał artystyczny, którego główną osią była po prostu wolność.

 

A któż tam  nie bywał? Andy Warhol, Johnny Rotten, Jim Jarmusch, Bruce Springsteen, Mick Jagger, David Bowie, Lydia Lunch, The Police, The Jam, Debbie Harry, Patti Smith, The Kinks, B-52’s i wielu innych. Koncerty śmietanki hardcorowych kapel z USA odbywały się w niedziele i nazywały się Sunday Matinee. Grał tam każdy kto się liczył, a też i młode zespoły i ten kto mógł się liczyć w przyszłości, że wymienię kilku: Cro-Mags, Agnostic Front, Sick Of It All, Warzone, Youth Of Today, Minor Threat, Slapshot, Misfits, Prong, Bad Religion, Gorilla Biscuits, Straight Ahead, Black Flag, Circle Jerks, 7 Seconds, M.D.C., Bad Brains…klubowa scena była prawie dla każdego, bo właściciel CBGB stawiał wykonawcom jeden warunek zapisany w jego słowie wstępnym w tymże albumie: „I only booked bands who played their own music instead of copying others”- proste nie?

 

Fryzury i muzyka przeplatają się w tym albumie mocno. Dlatego tak nam blisko do tego miejsca, bo było tam trochę jak w Jamie (u nas czyściej:)). Piękne wyczesy The Cramps, czupryny Dead Boys, krótka fryzurka Stinga, elvisowski pomp Elvisa Costello, niepokorne pióra Micka Jaggera, charakterystyczne grzywki The Ramones, słynny surf punk Sida Viciousa, wiszące na smutno włosy Television, rozjaśniony kłak New York Dolls, irokez Wendy O. Williams, grzeczne strzyżenie Sonic Youth, loki Lou Reeda, małpa od The Replacements, crew cut Raya Cappo, poczachrańce Psychedelic Furs, buzz cut Henry Rollinsa, napomadowane klasyki Social Distortion, dready Bad Brains, długie baty Napalm Death, długaśna bródka Iana z Anthrax, modsowe cięcia The Strokes i setki innych ciekawych uczesań, strzyżeń, samoróbek, farbowań, goleń i stawiania na cokolwiek się dało- to wszystko ujrzymy na tych zdjęciach.

 

A publika? O nich to by można osobny album zrobić, ale znajduje się tu sporo fotek ekip czekających w kolejce, obsiadujących bar, czyhających na jakąś okazję (nie wiadomo jaką) czy pogujących w trakcie gigów. A bym zapomniał- jest też zamieszczone zdjęcie niejakiej Shakiry w koszulce CBGB i akurat jej to bym się tam nie spodziewał:)

 

Wertując kartki tego albumu słyszymy mnóstwo muzyki, bo ona wręcz wylewa się z jego stron brzmieniem tanich strun, nienastrojonymi gitarami i garażowymi pomysłami samorodnych muzyków. Hilly w przedmowie napisał, że na deskach sceny CBGB widział ponad 10.000 zespołów. Wyobrażacie to sobie? 10.000!

 

Dlatego twierdzę, że takie albumy powinny być w szkolnych bibliotekach branżówek i techników fryzjerskich. Bo takich fryzur w książkach do technologii nie ma, a historia subkultur, to też historia fryzur, a co za tym idzie historia naszego zawodu. Może od trochę innej strony, ale jak klient sobie życzy punkowy haircut, to stajemy i robimy.

 

Różnica między nami a nimi jest taka, że za komuny w Polsce nie można było kupić filmu do aparatu, a jak ktoś robił zdjęcia to milicja się pytała po co to robi i czy nie ma to związku z działalnością wywrotową. W USA małolaty miały swoje tanie aparaty, filmy do nich można było kupić na każdym rogu i… się strzelało. Udało się dobrze udokumentować tamten czas. Stąd w przestrzeni publicznej przewija się duża ilość zdjęć zawodowych z CBGB, ale jest też ogrom amatorki, dlatego autorzy albumu mieli z czego wybierać.

 

Jako ciekawostkę dodam, że kilka polskich kapel również tam grało, co prawda nie ma o nich śladu w niniejszym albumie, ale gwoli pamięci warto wiedzieć, że były to Perfect, Abaddon, Armia, Kazik Na Żywo i Hey.

 

Będąc latem w Rockandroll Museum w Cleveland zrobiłem sobie zdjęcie przy oryginalnej markizie CBGB, która w zasadzie wita zwiedzających tenże przybytek. Fajny akcencik…

 

I z jeszcze innej beczki, może niektórzy wiedzą albo domyślą się skąd wzięło się logo Jama & Friends? Looks familiar?

Czytamy i oglądamy w Jamie!

Adam Szulc 

 

CBGB & OMFUG

wróć do listy wpisów