KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Wrzesień 2024

dodano: 27 września 2024

KSIĄŻKA MIESIĄCA W JAMIE! Wrzesień 2024

Vidal Sassoon „Vidal. The autobiography” (Pan Macmillan 2010)

 

Vidal Sassoon był angielskim fryzjerem damskim, który dużą wagę przykładał do strzyżenia jako takiego. Uznał prostotę stylu, architekturę formy, idealną bryłę i sztukę dobrego cięcia za najważniejsze elementy współczesnego fryzjerstwa. Przy okazji, niejako przypadkiem stały się one ważnymi atrybutami nowoczesnej kobiety lat sześćdziesiątych XX wieku. Vidal był wizjonerem, ale też ciężko pracującym na swój sukces człowiekiem. Praca w salonie po kilkanaście godzin z rzędu, weekendy zajęte na wyjazdy, pokazy, szkolenia i sesje zdjęciowo- filmowe czy nieskończona kreatywność jak jeszcze usprawnić i ulepszyć pracę w salonach, to była jego codzienność. Taką chciał, taką sobie wybrał i w tym trwał.

 

Jego autobiograficzną książkę kupiłem kilka lat temu w słynnym nowojorskim antykwariacie Strand. Zresztą zawsze gdy jestem w tym mieście nie mogę sobie odmówić wyjścia stamtąd z pokaźną torbą nowej literatury. Najczęściej grzebię w dziale beauty/hair, bo gdybym chciał zająć się szczegółowo każdą półką, to pewnie bym nigdy nie opuścił tego miejsca. Vidal z jakiś względów był na przecenie, a w chwili gdy nabywałem Jego autobiografię nie żył już od dobrych sześciu lat. Biorąc tę książkę do ręki, najpierw miałem sentymentalne rozkminy moich ulotnych wspomnień z Mistrzem. O Vidalu czytałem w prasie branżowej lat dziewięćdziesiątych i zachwycałem się tym jak formuła prostego, geometrycznego strzyżenia może zmieniać świat. Potem usłyszała o Nim cała Polska gdy rozpoczęła się słynna i nietuzinkowa na tamte czasy akcja marketingowa szamponu do włosów „Wash & Go”. Listonosze wrzucali próbki szamponu do każdej skrzynki pocztowej na terenie całego kraju, co doprowadziło do rozszabrowywania tychże. Wiele z nich w wyniku działań zewnętrznych zostało po prostu zniszczonych. Teraz próbka szamponu rozdawana w drogerii czy dołączona do kolorowego magazynu nie robi wrażenia, a wtedy…

 

Nie o tym jest jednak rzeczona autobiografia. Vidal Sassoon urodził się w Londynie w 1928 roku. Dość szybko znalazł się w sierocińcu, który służył mu za przedsionek edukacji i szkołę życia zarazem. Opisuje bardzo dramatycznie te traumatyczne chwile rozstania z matką, która Go tam przywiozła i do końca życia odcisnęło to na Nim piętno strachu przed biedą i odrzuceniem. Zarazem wywarło to na nim wpływ walki o swoje. W czasie wojny- gdy wrócił z sierocińca do domu- terminował w zakładzie fryzjerskim jednego z największych londyńskich mistrzów swego czasu niejakiego Adolpha Cohena. Surowa etyka i codzienna dyscyplina wykształciły w młodym człowieku nawyki dobrej pracy, ale mentor Cohen widział w swoim uczniu duży potencjał pozwalając mu na więcej niż innym. Z tamtego okresu, w którym Vidal z ogromnym szacunkiem wyraża się o swym pryncypale przeczytamy ciekawe anegdotki, jak na przykład te związane z Jego imieniem. Wszak Adolph w latach czterdziestych w czasie bombardowania Londynu brzmiał dość ekscentrycznie…

 

Vidal Sassoon pochodził z rodziny żydowskiej, a Jego matka była zaprzysięgłą syjonistką. Za Jej namową po wojnie ledwie dwudziestoletni chłopak wyjechał do Palestyny walczyć z karabinem w ręku o nowopowstające państwo żydowskie. Tam na pierwszej linii frontu, po krótkim przeszkoleniu, widzi śmierć, strach i zarazem radość z zaanektowanych ziem. Trudne czasy tworzą twardych ludzi, tak by można było w skrócie spuentować tamten moment w życiu głównego bohatera tej książki, a ten niełatwy sprawdzian z życia i śmierci przydał mu się na przyszłe lata. Vidal wychowany w podłych londyńskich dzielnicach mówił angielszczyzną slangową czyli tak zwanym cockneyem. Gdy aplikował do pracy do wyrafinowanego salonu fryzjerskiego w centrum miasta, wyniosła pańcia na recepcji odmawiając mu pracy powiedziała krótko: „tutaj mówimy w języku angielskim”. Zawziął się i zaczął chodzić na lekcje z języka elit. Wszystko po to by oduczyć się akcentu i wymowy uliczników.

 

Jego pomysł na słynnego boba- fryzurę, która mogłaby być Jego podpisem wyniosła Go na szczyty sławy, ale fakt jest taki, że miał trochę szczęścia, bo znalazł się w swoim miejscu i w dobrym czasie. Londyn lat sześćdziesiątych to wariacja na temat muzyki, sztuki, ubioru, fryzur, zmian zachowań, powstających subkultur, rozpychającej się telewizji, przekraczania norm i wolnej prasy szukającej sensacji. Wtedy poznał wielu ciekawych ludzi. Wśród nich byli Mick Jagger, Michael Caine, Paul McCartney czy księżniczka Małgorzata, siostra samej Królowej Elżbiety. Zresztą o tym, że niepokorna princessa chodziła do Niego się strzyc wiemy choćby z serialu „Crown”. Z Michaelem Cainem kumplowali się do końca życia, a z Jaggerem i McCartneyem trafiali na siebie kilkakrotnie przez kilka dekad.

 

Vidal Sassoon ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych i to tam Jego kariera nabrała tempa. Nowy Jork, a potem Hollywood to przede wszystkim towarzystwo, znajomości, układy i koterie, bez których nie da się zrobić biznesu na szeroką skalę, a Vidal miał aspirację sprzedawać swoje produkty w całej Ameryce i wszędzie tam mieć swoje salony. Dość szybko zderzył się z rzeczywistością, gdy okazało się, że aby pracować w USA, to zarówno On jak i cała Jego załoga muszą zdać coś w rodzaju egzaminu czeladniczego z zawodu fryzjera przed amerykańską komisją. Prymitywizm wykonywanych konkurencji żenował Go do tego stopnia, że ostentacyjnie zrezygnował z tego dając przy okazji obszerny wywiad do prasy, że amerykańskie fryzjerstwo jest wsteczne i zacofane. To wywołało burzę, a po kilku tygodniach komisja zwróciła się do Niego, by podszedł do egzaminu ponownie już na swoich warunkach strzygąc swoje fryzury. Ech…te komisje, skąd my to znamy…

 

Dużo szczęścia w biznesie czy szacunek od wielkich tego świata nie zawsze oznaczają szczęście w życiu osobistym. Trzy małżeństwa, śmierć córki, dwie poważne operacje, prześladujący Go hejter…nie jest łatwo dojść do czegoś i utrzymać to na wszystkich polach włącznie z rodzinną harmonią, ale Jego 80-te urodziny, na cztery lata przed śmiercią były dla Niego wspaniałymi chwilami spotkania się całej famuły.

 

Ważne są też w Jego życiu elementy filantropijne. Wielokrotnie wspierał, często na dużą skalę uniwersytety i ludzi potrzebujących. Wielkie przygnębienie wywarł na  Nim huragan Katrina, który spustoszył Nowy Orlean w 2005 roku. Wraz z Tonim Mascolo z firmy kosmetycznej Toni & Guy wsparł wtedy zakup kilku domów dla osób bez dachu nad głową.

 

To nie jest książka fryzjerska, mimo tego, że te wątki się pojawiają tutaj całkiem gęsto. To bardziej książka o tym jak warto być niezłomnym w swoim pomyśle na życie i jak za pomocą pary nożyczek można zmieniać świat. Są tu podróże, wielkie nazwiska, rozwój firmy kosmetycznej, własny TV show, kolejne kolacje z ważnymi ludźmi, a pod koniec poznanie i związanie się z dużo młodszą Ronnie. Jest też sporo zdjęć, kilka wątków polskich jak na przykład wizyta w Warszawie czy spotkanie z Romanem Polańskim na planie „Rosemary’s baby” gdzie strzygł włosy samej Mii Farrow. Jego zwieńczeniem życia i kariery było otrzymanie od Królowej Elżbiety Orderu Imperium Brytyjskiego w stopniu Komandora. Zaszczytne wyróżnienie, zwłaszcza, że sama Królowa szepnęła mu na koniec coś do ucha, ale co? O tym można się przekonać czytając tę książkę. Po trzykroć warto się z nią zapoznać.

Czytamy w Jamie!

Adam Szulc.

wróć do listy wpisów