MOJE NAJWAŻNIEJSZE KSIĄŻKI DO 15-TEGO ROKU ŻYCIA, czerwiec 2022
MOJE NAJWAŻNIEJSZE KSIĄŻKI DO 15-TEGO ROKU ŻYCIA, czerwiec 2022
Kiedyś wiedzę czerpało się głównie z książek. Pisałem w „Następnym Proszę!” jak ważna była wyobraźnia i ile mi dało w życiu czytanie. Dzisiaj więc z okazji Dnia Dziecka opiszę kilka najważniejszych książek, które czytałem w późniejszym dzieciństwie i wczesnej młodości czyli tak mniej więcej do końca podstawówki. Nie wiem na ile opisane przeze mnie książki mogłyby być ciekawe dla młodych ludzi teraz, bo kanon lektur, jak i ich zainteresowania zmieniają się przecież cały czas. Dla mnie jednak były ważne. Bo pewne zachowania wyobcowanych, samotnych bohaterów, takich bezkompromisowych szeryfów, którzy pomagają innym ludziom i chcą zmieniać świat są ponadczasowe. Tak jak bez względu na to czy się posiada elektroniczne smycze czy nie, to po prostu bycie człowiekiem jest zawsze w cenie.
Może któraś ze współczesnych pociech sięgnie po którąś z poniższych pozycji? Ja sczytałem je do bólu okładki i do zdarcia najtańszego papieru.
Zachęcam.
1. Jan Brzechwa- „Akademia Pana Kleksa”
Genialna część pierwsza trylogii przygód niejakiego Kleksa. Trochę z niego infantylny gość, ale z odlotowymi pomysłami na wlewanie wiedzy do głów młodocianych. Patrząc na edukację przez pryzmat tego jak wyglądała nasza szkoła, to chciałem uczyć się w tej „kleksowej”. Tam było ciekawie i aż chciałoby się edukować w takim miejscu. Trudno powiedzieć czy takie nauczanie byłoby efektywne, ale efektowne było na pewno! Do tego wszystkiego w książce mamy genialnie złowieszczą postać Filipa Golarza, który za pomocą brzytwy zbierał piegi dla brodatego profesora Ambrożego. A w szkole Ambrożego mogli się uczyć tylko uczniowie, których imiona zaczynały się na literę A. Pasowało mi to.
Bym zapomniał- wersja z ilustracjami J.M. Szancera jest absolutnie najlepsza.
2. Ferenc Molnár- „Chłopcy z Placu Broni”
Jeżeli przygody Kleksa działy się głównie w jego szkole, to ekipa młodych Budapesztańczyków do szkoły szła z musu, a ich aktywność to głównie duży plac w centrum miasta zagospodarowany na miejsce zabaw. Plac jest też osią sporu pomiędzy dwiema grupami lokalnych szczunów. Ci biedniejsi z Boką na czele bawili się tam cały czas, a bogatsi pod dowództwem Feriego Acza szukali nowych przestrzeni dla swoich rozrywek. Wszystko kończy się porządną awanturą dobrych ze złymi i jak w dobrej powieści kończy się happy endem, bo ci słabsi i biedniejsi wygrywają. Jednak zwycięstwo okupione jest prawdziwą ofiarą. Najmłodszy uczestnik gry wojennej- niejaki Nemeczek, syn rzemieślnika krawca- umiera po dokonaniu kilku bohaterskich czynów. Poza tym po świetnie opisanej bitwie między dwoma grupami, plac został sprzedany pod budowę i ofiara okazała się daremna. Rzec by można- pyrrusowe zwycięstwo. Książka jest świetna i mimo ponad stu lat na rynku, zawiera wciąż ważne przesłania lojalności wobec grupy, poświęcenia dla wyższej sprawy i po prostu ponadczasowej młodzieńczej beztroski.
Po latach dwie inne pozycje próbowały pretendować do miana godnych zastępców, ale w obu przypadkach poległy z kretesem. Mam na myśli „Timura i jego drużynę” o sowieckich mołodiecach z okresu początku drugiej wojny i „Ali jego i bandę” o berlińskich łotrach z lat dwudziestych. Obie do przesady upolitycznione. Tym bardziej na ich tle „Chłopcy z Placu Broni” wybijają się dobrze napisanym słowem o młodzieży, która bez względu na czasy zawsze jest taka sama.
3. Edmund Nizurski- „Siódme wtajemniczenie”
Niziurski to mistrz polskiego języka dla młodzieży. Chyba przeczytałem wszystko co napisał. Jednak chyba właśnie „Siódme wtajemniczenie” to dla mnie pozycja wyjątkowa. Gustaw Cykorz- główny bohater przyjeżdża z rodzicami do innego miasta i zaczyna naukę gdzieś w połowie roku szkolnego. Szybko konstatuje, że jeśli nie przyłączy się do jednej z ekip: Matusów lub Blokerów (co za nazwa! To Niziurski wymyślił Blokersów!), to pozostanie napiętnowanym autsajderem. Zaczyna niebezpieczną grę na dwie strony próbując zaskarbić sobie przychylność jednych i drugich. To poważniejsza powieść o dorastaniu, o tym co będzie po szkole, o konsekwencjach podejmowanych decyzji i o ich skutkach. Wszystko toczy się wokół Twierdzy Persil i wymarzonej wspólnej wyprawie o nazwie Wielki Wander.
Do tego dochodzi wspomniany już wyżej język autora i wymyślane przez niego imiona, słówka, zwroty- pycha!
4. Zbigniew Nienacki- „Pan Samochodzik i Templariusze”
W sumie to nie wiedziałem którą z powieści Nienackiego wrzucić do tego rankingu. Seria Samochodzika została przeze mnie połknięta w całości, a poczciwy kustosz muzealny Tomasz ze swoim brzydkim, acz pioruńsko szybkim autem był przeze mnie podziwiany najbardziej za giętki i bystry umysł. Taki peerelowski Sherlock Holmes, dla którego nie ma tajemnic nic, co związane z historią sztuki.
Rozwiązywanie zagadek może być niezwykle twórcze, ale też bardzo frustrujące. Zwłaszcza jak autor wciąż wodzi czytelnika za nos, ale w przypadku tej części wszystko tak jakoś płynie, że mimo zwrotów akcji wiemy, że pan Tomasz w końcu odnajdzie główne skarbiszcze. Wszystko dzieje się w wakacje, więc fajnie się to czyta właśnie w tym okresie, a smaczku dodają historyczne wtręty, średniowieczny zamek, piękne jezioro, wartka akcja, ciekawy język z lat sześćdziesiątych, no i oczywiście złowrodzy cudzoziemcy, którzy chcą wyniuchać i wywieźć za granicę nasz skarb. Cymes!
5. Jules Verne- „20000 mil podmorskiej żeglugi”
Francuski mistrz steampunkowych epopei i guru tejże społeczności popełnił swą najważniejszą powieść w 1870 roku. To środkowa część trylogii z „Dziećmi Kapitana Granta” i „Tajemniczą wyspą”. Tajemniczy kapitan Nemo- który według niektórych teorii jest polskim uciekinierem po Powstaniu Styczniowym- przemierza świat podwodną łodzią o nazwie „Nautilius”. Łódź ta rozpala wyobraźnię ludzi Wieku Pary. Wszystko jest w tamtym czasie możliwe i wszystko jest w zasięgu rozumu: latanie na księżyc, pływanie okrętem pod wodą, zdobywanie świata i rozwój technologiczny. Rewolucja Przemysłowa miała swojego pisarza-architekta jakim był Juliusz Verne.
„20000 mil podmorskiej żeglugi” jest napisana z dużą lekkością i fantazyjnymi opisami technologicznych zawiłości. Wszystkie kurki, pokrętła, gałki, potencjometry, rury, śrubki i śrubeczki robią ogromne wrażenie, ale jednak przede wszystkim jest to opowieść o zemście, samotności i determinacji. Dla nastolatków chcących poznać myślenie ludzi sprzed stu pięćdziesięciu laty- bezcenne.
Poza tym, to właśnie fascynacja „Nautiliusem” i epoką wiktoriańską w połowie doprowadziła do serii naszych kosmetyków czyli do Steam Punk.
6. Henryk Sienkiewicz- „Krzyżacy”
To chyba powieść, która zrobiła na mnie w swoim czasie największe wrażenie. Co by o Sienkiewiczu nie mówić, pisać chłop umiał. Mimo tego, że całą książkę czeka się na finałowy opis bitwy- zresztą świetnie i po mistrzowsku podkoloryzowany- fabuła jest przez cały czas niezwykle dynamiczna, opisy postaci wyraziste, a polsko- krzyżackie pogranicze roi się od trudnych sytuacji społecznych, politycznych, klasowych i gospodarczych. To wszystko podlane sosem jednego junaka obskakującego dwie dziewoje ma wielowymiarowe smaczki podkochiwania się a to w smutnej arystokratce, a to w dziewusze z ludu co to przysiada na orzechach.
To, że Sienkiewicz trochę fantazjował nie przeszkadza w tym, że to się po prostu samo czyta. Poza tym, w Wielkopolsce jakoś tak zawsze bardziej rozumieliśmy te sienkiewiczowskie niesnaski związane z zachodnim sąsiadem niż trylogię, której akcja na odległych Kresach…
7. Karol May- „Winnetou”
Wszystkie książki i zeszyty autorstwa Karola Maya chłonąłem całym sobą. Dziki Zachód. Indianie. Kowboje. Bandytierka. Odklejeni od rzeczywistości traperzy. Prerie. Derki. Spanie pod gwiazdami. Czaty przy ognisku. Dzikie zwierzęta. Tak wyobrażałem sobie Amerykę przełomu XIX i XX wieku. Jednak to banalny i w zasadzie czarno- biały w swej konwencji „Winnetou” traktujący o szlachetnych czerwonoskórych, złych białych, przyjaźni, przyrodzie i całym tym nowym świecie mocno ukształtował moje spojrzenie na stosunki panujące między ludźmi a naturą na tych wielkich przestrzeniach.
Mimo tego, że Karol May nawet nie powąchał amerykańskiej ziemi, napisał świetną rzecz, a jego trzytomową epopeję przeczytałem w mig.
8. Jiří Brdečka- „Joe strzela pierwszy”
Czeski western? Niektórzy powiedzą, że można się posikać ze śmiechu i w zasadzie mają rację, ale ten absurdalny humor jest genialny. Mamy tu postać Lemoniadowego Joe, który jest abstynentem, pije tylko lemoniadę Kola Koka (pierwowzór Straight Edge?:)) i dzięki temu jest najlepszym strzelcem na Dzikim Zachodzie. Barwna kolekcja archetypicznych postaci żywcem wyjętych z amerykańskiego pogranicza jest tak odzwierciedlona, że wyobraźnia może pracować na pełnych obrotach. Panie lekkich obyczajów, rewolwerowcy, typy spod ciemnej gwiazdy, Meksykanie, desperados, szulerka- plejada postaci jest pięknie i wyraziście pokazana przez autora. W tle ciężkie przeżycia z młodości, zazdrość, gruba kasa i kobieca zemsta. Z rozrywkowych książek mojego życia ta jest w ścisłej czołówce.
9. George Orwell- „Folwark zwierzęcy”
To poważna lektura podana w dość humorystycznej formie. Może nie humorystycznej- raczej sprawia takie wrażenie, bo zwierzęta są tu głównymi postaciami, ale wiemy przecież, że chodzi o ludzkie charaktery.
Lżejsza od „1984” satyra na komunę. Prosty, czytelny przekaz dla zainfekowanych socjalnym wirusem z puentą, która wyraźnie pokazuje jak się to wszystko zawsze skończy…Autor nie pomylił się ani o jotę, a porównania do inwentarza wiejskiego folwarku wypisz wymaluj grają z twarzami ludzkich aktorów.
Powiem szczerze- moja postać, z którą się w folwarku utożsamiałem to Bokser. Zawsze chciałem nim być i czułem, że powinienem.
10. Waldemar Łysiak- „Asfaltowy salon”
To chyba ostatnia rzecz jaką przeczytałem zanim poszedłem do zawodówki. Znalazłem to tomiszcze na półce moich rodziców krótko po odebraniu świadectwa z ósmej klasy. Łyknąłem w dwa wakacyjne miesiące.
Kto zna sposób pisania Łysiaka, ten wie, że wymaga on od czytelnika elementarnej wiedzy z wielu dziedzin. Tu wskoczył naprawdę na wyżyny swojego pisarstwa. To książka o podróży autora do Stanów Zjednoczonych latem 1977 roku. Każde obejrzane przez niego miejsce jest opisane, opowiedziane i zanalizowane pod kątem historyczno- społeczno- polityczno- rasowo- obyczajowym z wtrętami i wątkami polskimi. Ten amerykański tygiel bogactwa, innowacyjności, biedy, bezdomności i megalomanii miesza się u Łysiaka z ciężką pracą, wolnym rynkiem, patologiami, wyżynką Indian i wszystkim tym czym ten kraj był i jest. Ja kochałem Amerykę już wcześniej, a po tej lekturze zobaczyłem ją nagą, odartą z lukru i w prawdziwej szacie ni to kowboja ni inteligenta, ni robotnika ni kapitalisty. Ameryka wolnych ludzi, którzy kują swój własny los. Tak zawsze chciałem żyć.
Jakie są Wasze książki młodości?
Dobrego Dnia Dziecka!
A. xxx