NOMADLAND, kwiecień 2021

dodano: 27 kwietnia 2021
NOMADLAND, kwiecień 2021
Kraj Nomadów czyli największe mocarstwo świata z perspektywy reżyserki Chloé Zhao jawi się tutaj jako kraj bez perspektyw. Nomadami są kamperowicze, którzy z generalnie różnych powodów wybierają taki, a nie inny styl życia.
W filmie jest pokazany jeden rok z życia głównej bohaterki Fren granej przez Frances McDormand (m.in. „Fargo” czy "Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri”). Wszystko zaczyna się w 2011 roku w trakcie przedświątecznego szału wysyłkowego w Amazonie w Południowej Dakocie. Firma ta zatrudnia na ten czas do pomocy mnóstwo dodatkowych osób, w tym nomadów przygotowując dla nich parking, jedzenie i wynagrodzenie za pracę. Ci ludzie-mam na myśli koczowników-nie sprawiają w tym filmie wrażenia, że nie chcą tego robić czy robią to z niechęcią albo że takie życie im nie odpowiada. Po napisach wstępnych dostajemy informację, że w Newadzie w mieście, w którym mieszkała Fern zakończyła działalność lokalna fabryka gipsu powodując koniec egzystencji lokalnej społeczności, skończenie żywota miasta jako takiego i przyczyniając się nawet do utraty kodu pocztowego. Dla Europejczyka to jest informacja szokująca, ale dla Amerykanów to chyba nic nadzwyczajnego. W ich historii takich miast- widm jest mnóstwo. XIX- wieczne gorączki złota, regiony omijane przez autostradę czy kończące żywot fabryki to żadna nowość. Po nich pozostaje zużywająca się i rdzewiejąca infrastruktura. Porzuca się ją i idzie dalej. Taki kraj. Wielkie połacie, w których łatwo zginąć i zaginąć. Mnie to fascynuje i szczerze muszę powiedzieć, że ja to widzę tak, że te wielkie połacie to kraj z możliwościami dla każdego, który ich chce.
„Nomadland” z jednej strony ma pokazywać niesprawiedliwość (w oczach twórców filmu) amerykańskiego systemu, ale też kryzysu bankowo- mieszkaniowego po 2008 roku. Ma to sugerować, że ci wszyscy, którzy tam jeżdżą samochodami po Ameryce tak naprawdę tego nie chcą tylko są zmuszeni przez życiową sytuację. Wypowiedź samozwańczego przywódcy nomadów jest bardzo mocnym oskarżeniem w stronę gospodarki wolnorynkowej, która jakoby jest winna wszystkiego, a najbardziej tego, że ludzie chcą więcej i kupują domy, na które ich nie stać. A fakt jest taki, że gospodarowanie swoimi dochodami to nie jest wydawanie ich ponad stan i nawet u nas sprawa tak zwanych „frankowiczów” wcale nie była tak jednoznacznie odbierana przez opinię publiczną. Często też się słyszało głosy, że widzieli co podpisywali i z jakiej racji reszta społeczeństwa ma partycypować w ich długach. Oskarżanie o wszystko kogoś jest zawsze bardzo wygodnym tłumaczeniem. Z drugiej strony patrząc na to dlaczego ludzie opuścili domostwa i siedzą za kierownicą ulubionego samochodu widzimy, że nie tylko powody ekonomiczne jak by tego chciał społeczny orator na nomadowych spotkaniach sprawiły, że ci ludzie są w trasie. Wybór, własny wybór własnego życia jest tu kluczem i z każdą minutą filmu coraz bardziej się o tym przekonuję.
 
Patrząc na to jeszcze inaczej infrastruktura dla nomadów jest tam całkiem przyzwoicie przygotowana. Ludzie tam przemieszczają się od dziesiątków lat. Zloty, doradztwo, spotkania, umywalnie, prąd, szamba i landromaty. Nic też w filmie nie wskazuje na to, że nomadzi mają jakikolwiek problem z dostaniem pracy. Gdziekolwiek są tam pracują. Wygląda na to, że nie potrzebują umów ani zaświadczeń z sanepidu. Jednego dnia czyszczą toalety na kampingu, a następnego w restauracji przygotowują jedzenie. Jednego dnia sortują buraki, innego są przewodnikami w lokalnym muzeum, a jeszcze innego robią paczki. Płaca jest. Choćby minimalna, ale jest. Czyli ten wolny rynek mimo swoich wad nie jest taki zły? W Europie bezdomny pracy nie znajdzie bez tony zaświadczeń, skierowań i zameldowania.
W „Nomadland” zobaczymy też elementy fryzjerskie – a jakże!- kilka razy słyszymy jak bohaterowie o tym mówią albo oglądamy jak wzajemnie lub sami strzygą się maszynkami lub nożyczkami. Wszystko na poziomie D.I.Y. czyli zrób to sam bez pomocy profesjonalistów z zewnątrz. Bo tam w każdej dziurze i w każdym sklepie typu mydło- powidło można kupić zestawy do strzyżenia siebie w domu za kilka dolarów. Nie mówię, że to dobrze dla mojej branży. Pisałem o tym w „Następnym Proszę!”, że był to jeden z kilku ważnych powodów załamania się fryzjerstwa męskiego w latach siedemdziesiątych.
Na koniec filmu Fern wraca do Amazona na gwiazdkową sprzedaż. Jej sytuacja życiowa nie jest spowodowana tylko bankructwem fabryki. W międzyczasie zmarł jej mąż. Nie ma dzieci. Dom rodzinny porzuciła lata wcześniej, a jej więzy z rodziną są bardzo, bardzo słabe. Odzywa się do nich dopiero jak potrzebuje pieniędzy na naprawę samochodu. Ucieka. Wciąż ucieka. Zresztą nie ona jedna. Większość bohaterów ucieka przed swoimi sprawami zostając wolnymi koczownikami, bo czasami życie w trasie jest łatwiejsze niż dźwiganie ciężaru codziennego życia. Lubię grę Francis McDormand. Lubię jej „coenowski” sposób ekspresji. Lubię też długie, społeczne, smutne i nudne filmy- na pewno bardziej niż te szybkie i wściekłe. Ale tu mi czegoś jednak brakuje…
 
Ameryka nie jest taka oczywista. Ani to totalny wolny rynek, ani socjal. A na pewno jedno co się każdemu kto przyleci do Stanów rzuca w oczy to jest wszechobecna bezdomność. Wiadomo, że ona jest też w Europie i każda większa aglomeracja ma z tym problem. W Poznaniu i Warszawie też są osoby bezdomne i gdyby tam była to taka liczba jak w naszych krajach to nie sprawiało by tak totalnego wrażenia. Jednak w Ameryce wszystko jest większe i nie trzeba być specjalnie wnikliwym społecznie obserwatorem, żeby to zauważyć. Bezdomność w USA jest widoczna na każdym kroku. Przytłacza rozmiarami i na pierwszy rzut oka bezdusznym brakiem zainteresowania kogokolwiek z zewnątrz. Turyści ze starego świata nie wiedzą jak się w tym odnaleźć. Ja oniemiałem, bo w każdym miejscu w jakim byłem TO było. Humanitarnie czujesz, że powinieneś zareagować i próbujesz coś zrobić: dajesz pieniądze, kupujesz jedzenie i wyrażasz współczucie wysłuchując opowieści całego życia, ale za którymś razem przywykasz…, bo to zjawisko jest potężne i mógłbyś nic innego nie robić tylko pomagać...
Od „Nomadland” oczekiwałem czegoś innego niż to co dostałem. Gdy w marcu szukałem informacji o tym obrazie nie mogłem nigdzie doczytać o czym jest naprawdę. Najpierw myślałem, że to film o bezdomnych. Potem, że o easy riderach, którzy z radością jeżdżą po kontynencie. Potem, że o emerytach mających ochotę na zmianę swojego życia i wypasionymi kamperami z pełnym portfelem zwiedzają swój kraj. A jest jeszcze inaczej. To trochę inny amerykański film drogi. Film o ludziach, którzy jeżdżą dużymi autami przerobionymi na domy po kraju. Tak wybrali. Fren na pytanie czy jest bezdomna (homeless), odpowiada, że nie jest bezdomna tylko bez domu (houseless). Ma samochód, który jest domem na kółkach. W nim je, śpi, odpoczywa, żyje…
 
Czy słusznie „Nomadland” zgarnął trzy statuetki? Nie mnie to oceniać. Gra głównej bohaterki jest mocna i sugestywna. Czy aż tak? Mnie nie poniosło tak bardzo. Na mnie ten film aż takiego wrażenia nie zrobił. Jedyne uczucie jakie we mnie wywoływał to permanentny smutek. Ale Ameryka to inny świat. Amerykanie kochają swój kraj. Kochają każdy element swojego dziedzictwa. I proste życie jest wpisane w ich tradycję. Koczowniczy tryb życia wagabundów i wolnych ptaków jest krwiobiegiem tego kraju. Traperskie życie i samotne podróżowanie nie jest wymysłem XXI- wiecznych bankrutów po zapaści systemu bankowego. To w pewnym sensie styl życia Amerykanów od początku kiedy przyjechali na ten kontynent.
Często w różnych filmach widzimy jak ludzie z rodzinami przenoszą się ze stanu do stanu za pracą. Zostawiają domy, przyjaciół i za dwa dni są kilka tysięcy kilometrów dalej w zupełnie nowej rzeczywistości. U nas jest inaczej. Dom to dom. Przystań na całe życie. Przeganiani przez zaborców wciąż szukaliśmy azylu. W Ameryce łatwiej jest się przenieść. Ci ludzie wolność mają w genach. I jako film o wolności i własnych wyborach „Nomadland” podoba mi się, ale jako społeczna agitka już mniej.
Mimo wszystko zachęcam.
A. xxx
wróć do listy wpisów