ZIELONO MI!, lipiec 2021
ZIELONO MI!, lipiec 2021
Kolor optymizmu i nadziei proponujemy na lato, które przecież objawia się nam w pełnej krasie. Mimo niezbyt atrakcyjnej- delikatnie mówiąc- pogody w wielu miejscach Polski, u nas w Poznaniu odnotowujemy całkiem przyzwoite lato.
Kiedyś kolory niestandardowe na włosach były passe nawet wakacyjną porą i traktowane trochę jak wylęgarnia subkulturowych dzikusów. Wiecie- Jarocin i tym podobne. Dzisiaj to fajna odskocznia na wakacje, bo przecież ważne kto co ma w głowie. A to co na głowie jest równie ważne, ale dla jego posiadacza, a jak się komuś nie podoba to niech nie patrzy. Młodzi niech się bawią, no bo kiedy mają się wyszumieć?
Trzech zacnych modeli pozowało do zdjęć Bogaczyki.pl, a my cieszymy się z tych fotek, bo młodzież przyszłością narodu! Osobiście zająłem się koloryzacją i przygotowaniem fryzur tych młodzieńców, bo jeśli chodzi o zmianę koloru to właśnie tego typu zabawy lubię najbardziej.
Kolor zielony na włosach modeli idealnie zbiegł się z naszym sobotnim wyjazdem do Zielonej Góry. Przypadków nie ma oczywiście, więc wpasowaliśmy się dobrze z tą koloryzacją. W Zielonej tak na poważnie byłem po raz pierwszy. Kilkakrotnie mieliśmy tam być czy to z koncertami czy z pokazami, ale jakoś ciągle coś było przeciw. A w sobotę się udało i było super!
Zysk i S-ka Wydawnictwo zaprosiło mnie na spotkanie autorskie odnośnie obu moich książek. Była to kolejna edycja Lato z Książką. Samą rozmowę prowadził dobrze przygotowany Wojciech Brodziński, a pogoda nie spłatała nam psikusa czyli mówiąc kolokwialnie była ładna. Zaszczytem dla mnie było móc być na scenie między dwoma ważnymi autorami. Mianowicie panami Ryszardem Ćwirlejem a Jackiem Pałkiewiczem. Pierwszy napisał kryminały osadzone w peerelowskiej rzeczywistości Rataj i okolic, stąd moje zainteresowanie postacią, a z tym drugim uciąłem sobie krótką pogawędkę po jego wywiadzie. Gdy ten dziarski pan chwycił moją rękę do zdjęcia to nie było żartów- wciąż jest siła!
Przyjacielska Zielona Góra ugościła nas również restauracyjnie i zwiedzaniowo. Ohy-Ahy znalazły stolik dla dziewięciorga bandy połączonych sił z obu miast i uraczyły nieziemskimi daniami, a Grzegorz z rodziną, z którymi zaprzyjaźniliśmy się jeszcze głębiej oprowadzili nas po mieście. Tak prowadzili i tak kluczyli, że między zabytkami i atrakcjami turystycznymi zawsze trafialiśmy na męski zakład fryzjerski. A okazało się, że jak na centrum miasta było ich zaskakująco dużo, w tym kilka naprawdę z tradycjami, a jeden na ulicy- jeżeli się nie mylę- Kupieckiej to chyba najstarszy męski fryzjer w Z.G. Pozwoliłem sobie podpatrzeć go przez szybkę. Wiszący biały kitel i wystrój z dawnych lat wywołał sentymentalne wspomnienia naszego przewodnika jak to za młodego był tu strzyżony i jak najprawdopodobniej niewiele się od tamtej pory tam zmieniło. No właśnie tak jest w starych fryzjerniach- ten sam fryzjer, ten sam fotel, ten sam klimat… Oczywiście poczyniłem stosowną dokumentację fotograficzną napotkanych miejsc i z szybkością komety Halleya zwiedzaliśmy kolejne „must see” od murala dokumentującego zamieszki w mieście w 1961 roku, poprzez palmiarniane widoki obejmujące panoramę miasta i wyżej wymienione zakłady fryzjerskie aż do liczenia napotkanych „bacchusików” w okolicach kina „Nysa”. A jest tych małych figurek w mieście tyle co krasnali we Wrocławiu. Grzegorz zaskakiwał potężną wiedzą o Zielonej, a my chłonęliśmy miasto ekspresowo, ale z postanowieniem, że to na pewno nie po raz ostatni.
Dziękując wszystkim za opiekę i życzliwość w naszej eskapadzie powtarzam jeszcze mocniej: ZIELONO MI!
A. xxx