recenzja #102
RECENZJA #102
Motörhead- Lp „Ace of spades” ( Bronze Records 1980 / Sanctuary Records Group 2003)
By Adam Szulc Barber listopad 2020
Gra w piki daje wyniki! Tak mówią starzy karciarze, a właśnie na początku listopada mija 40 lat od wydania legendarnego już albumu grupy Motörhead pod tytułem „Ace of spades” czyli mówiąc krótko Asa Pikowego.
W Jamie mamy dla niego szczególne miejsce. Myślę, że każdy kto słucha muzyki rockowej ma jakieś swoje przemyślenia i wspomnienia związane z „Ace of spades”. Sam Lemmy nie spodziewał się wielkiego sukcesu tej płyty, a po latach często powtarzał, że utwór tytułowy wychodzi mu już bokami, bo publiczność od momentu pojawienia się zespołu na scenie wciąż domaga się tylko jego. Trudno się dziwić- artysta chce, żeby oceniać jego twórczość przez pryzmat ostatniego nagranego albumu (tak jak u nas ostatniego wykonanego strzyżenia) albo patrząc na całokształt działalności. Nie ukrywam, że kiedy ja oglądałem ich na żywo to zawsze też czekałem na pikowego…., a on dopiero na samym końcu po wszyściuteńkich bisach…
Ja usłyszałem tę płytę jakieś cztery, może pięć lat po jej ukazaniu. Przede wszystkim spodobała mi się „kowbojska” okładka pustynna z trzema pistoleros, którzy wyglądają jakby odeszli od stołu karcianego z saloonu po zastrzeleniu jakiegoś szulera. A może to właśnie oni są tymi szulerami? Byłem fanem westernów, więc to już był punkt pierwszy dla motörheadów. Pierwszy utwór wgniótł mnie w podłogę- co to jest?! Punk rock? Heavy metal? Nie- to po prostu „Ace of spades”! Czyli sfuzowany basior, motoryczna perka w szybkim tempie, zachrypły głos i zupełnie inaczej grane riffy niż w tych poważnych zespołach z telewizora. Kto słuchał ciągu dalszego ten wie, że dalej też nie ma zmiłuj. Choć prawdopodobnie osłuchiwanie tego teraz i mówienie o przekraczaniu granic po tych wszystkich ekstremalnych nagraniach ostatnich czterdziestu lat może być niezrozumiałe dla kogoś kto się naczytał jak ten album zmienił oblicze rocka. Dla mnie jednak wciąż to ważna płyta, która poszła krok dalej w robieniu zorganizowanego hałasu niejako oswajając go dla szerszej publiczności.
Wracając jeszcze do okładki to jest to jeden z niewielu przypadków w historii okładek płyt tej kapeli gdzie nie ma słynnego Warpiga w jednej z kilkudziesięciu zmutowanych wersji tylko są członkowie zespołu w odsłonie własnej po cywilnemu i bez instrumentów.
Ta wyjątkowa na „Ace of spades” w swym rodzaju mieszanka punka, heavy metalu, rocka, rockandrolla i bluesa zainspirowała tysiące młodych ludzi do zakładania swoich zespołów. W ten sposób wcześniej się nie grało, a nawet jeśli to były to pojedyncze przypadki garażowych kapel. Ten album zmienił oblicze ciężkiej muzyki między innymi dzięki specyficznemu podejściu Lemmy’ego do nagłaśniania swoich koncertów: ustawiamy potencjometry wzmacniaczy na full i jedziemy do oporu!
Ja myślę sobie teraz o tej płycie w lesie- nie na pustyni jak nakazywałby cover layout- i nucę po cichu co by nie wystraszyć rodowitych mieszkańców tej okolicy.
A jak Wam się podoba „Ace of spades”?
I jaki jest Wasz ulubiony album tej szacownej formacji?
Bezwzględnie słuchamy w Jamie! (od jutra oczywiście :))
Official Motörhead x Lemmy Kilmister Motörhead x Motordead - R.I.P Lemmy x Scorpions x Metallica x Straight Edge Worldwide x CYMEON X x Anthrax x Marilyn Manson x Guns N' Roses x Noise Magazine x Teraz Rock x Pasażer zine and records x Agnostic Front x Acid Drinkers x Metal Hammer x Metal Hammer x Metal Hammer Polska x Metal Mind Productions