recenzja #103

dodano: 17 listopada 2020

RECENZJA #103

Dee Snider- Lp „For the love of metal” ( Napalm Records 2018)

By Adam Szulc Barber listopad 2020

 

Każdy kto choć trochę słuchał tak zwanej muzyki młodzieżowej w latach osiemdziesiątych musiał słyszeć o mistrzach pudel rocka czyli nowojorskim zespole Twisted Sister. Szczerze powiedziawszy zawsze przyglądałem się tej kapeli z pozycji „to niemożliwe, żeby coś takiego grać, a jeszcze bardziej niemożliwe, że ktoś chce to oglądać i słuchać”. Wygląd wokalisty bardziej budził politowanie i pośmiewisko niż ciekawość, a już tym bardziej poważne zainteresowanie twórczością. Z tym większym zdziwieniem przeczytałem w prasie muzycznej wywiad z Dee Sniderem czyli liderem i wokalistą wyżej wymienionej grupy odpowiedzialnej między innymi za hity „We’re Not Gonna Take It” czy „I Wanna Rock”. Dowiedziałem się z niego, że tenże lider wciąż gra, żyje, śpiewa i wciąż…kocha metal. Niedowierzaniu mojego nie było końca kiedy odsłuchałem jego studyjny album sprzed dwóch lat  „For the love of metal”.

Tytuł sugeruje to co sugeruje- wyznanie miłosne w stosunku do muzyki metalowej w ogóle, ale nie spodziewałem się, że jest to miłość nawet do tego mocnego nurtu w metalu, bo  spodziewałem się, że to będzie raczej klimatw stylu Kiss podlane sosem z Alice Coopera, a tu niespodzianka! Od pierwszego utworu „Lies are business” jest totalna wojna.  Potężne beczki wsparte podwójnym kopytem- pyry lecą do piwnicy po schodach, ale równiutko i z dobrym brzmieniem gitar. Dobrzy muzycy robią robotę! Na myśl przychodzi motoryka Motörhead z riffami i zwolnieniami prosto z płyt samego Hatebreed. Do tego przyzwoity wokal czyli bez ściemy i wycia do księżyca tylko normalnie po męsku. Drugi kawałek „Tomorrow’s no concern” nie schodzi z poziomu. Średnie tempo, ale crossoverowy beat z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ciągnie mocno kawałek do przodu. Naprawdę jestem pozytywnie zaskoczony! Trzeci na płycie ”I’m hurricane” to wreszcie (spodziewałem się tego!) ukłon w stronę starych nagrań macierzystej kapeli Twisted Sister, ale lepiej zagrany- dobry pomysł na cały kawałek, świetny aranż i naprawdę dobra produkcja.

Płyta jest trochę nierówna, bo te dwanaście utworów fragmentarycznie oscyluje wokół wszystkich możliwych metalowych odgałęzień gatunku. Na tym albumie oprócz już wymienionych przeze mnie Motörhead, Kiss, Alice Cooper, Hatebreed i Twisted Sister usłyszycie też wpływy Sabaton, Scorpions, Agnostic Front, Iron Maidem i Earth Crisis. To jest muzyczny, metalowy kogel mogel. Jakby ktoś wziął z półki w sklepie płytowym dwadzieścia, no może trzydzieści najlepszych albumów szeroko pojętej muzyki heavy metal wrzucił do robota kuchennego i mocno, ale to naprawdę mocno zmiksował . Na dłuższą metę może to powodować niestrawność, ale generalnie dobrze się tego słucha. W kawałku "The hardest way" gościnnie na wokalu Snidera wspiera jeden z moich ulubionych wykonawców lat osiemdziesiątych Howard Jones. Ostatnim utworem jest tytułowy. To jest już kompletne pomieszanie z poplątaniem, ale w tym wszystkim człowiek na końcu przyzwyczaja się do tej stylistyki i mimo, że nie wiesz jak to ugryźć i przemeblowało ci to głowę to jednak ja jestem na tak.

Największym zaskoczeniem dla mnie jest wciąż fakt, że wymalowany koleś z trwałą ondulacją w kolorze blond wraca w stylu, o jaki bym go nie podejrzewał. To kolejny dowód na to, że po pierwsze pozory mylą, a po drugie, że nie można się z góry uprzedzać- nawet do wymalowanych kolesi z trwałą ondulacją w kolorze blond.

Słuchamy w Jamie jesiennie!

 

Dee Snider x Twisted Sister x Motley Crue x Metal Hammer x Noise Magazine x Teraz Rock x Metal Blade Records x Napalm Records x Nuclear Blast USA Web Shop x Century Media Records x Official Motörhead x KISS x Alice Cooper x Sabaton  x Hatebreed x Earth Crisisx Agnostic Front x Scorpions x Iron Maiden x Howard Jones

wróć do listy wpisów