recenzja #111

dodano: 26 stycznia 2021

RECENZJA #111

Brave The Cold- Lp „Scarcity” (Mission Two Entertainment 2020)

By Adam Szulc Barber styczeń 2021

 

Miazga! Miazga! Miazga!

Płyta zespołu Brave The Cold, w którym pierwsze skrzypce (no może  nie do końca skrzypce!) gra Mitch Harris jest jakby nieświadomą kontynuacją ostatniego albumu napalmowych wyjadaczy. Wyżej wymieniony Mitch po odejściu z Napalm Death w 2014 roku przez kilka lat nie dawał znaku życia. Po ostatniej spowiedzi dla „Noise Magazine” wiemy już więcej o jego perypetiach rodzinnych jak i wypaleniu przez ciągłe życie w trasie i na walizkach. No tak, nie każdy jest jak Lemmy czy Shane Embury….człowiek składa się jeszcze z emocji i rodziny, a nie tylko z jazdy bez trzymanki, stąd całkowicie rozumiem powody rezygnacji….

Jednak ciągnie wilka do lasu, oj ciągnie!

Zanim jednak o płycie jeszcze chciałem kilka moich osobistych refleksji związanych z Mitchem. Pierwszy raz zwróciłem na niego uwagę w zespole, który pokochałem bezgraniczną grindową miłością i który to zespół zmienił moje myślenie o grind corze. Nazywał się Righteous Pigs, a ich płyta „Live and learn” była genialna. Mimo, że Mitch gra na gitarze, a jak wiadomo gitarzyści to niespełnione gwiazdy, bo prawdziwą pracę wykonuje sekcja na tyłach:) - to jednak jego gra i darcie pyska zwróciły moją uwagę, a nagrania R.P. to dla mnie kamienie milowe północnoamerykańskiej ekstremy. Potem Mitch zrobił deathgrindowy projekt o nazwie Defecation z Mickiem Harrisem- perkusistą Napalm Death. Chwilę później dołączył do birminghamskich diabłów i spędził z nimi 25 lat życia. Widziałem N.D. kilka razy i potwierdzam, że riffy, gra i wrzaski Mitcha dodały zespołowi takiej lekkości i tego amerykańskiego ducha iż sprawił, że Napalm mimo potężnego ciężaru, tempa tornado i mocnych tekstów stał się brzmieniowo zespołem mniej garażowym i wskoczył na półkę dużych scen.

Teraz o „Scarcity”. Płyta ukazała się  połowie grudnia 2020. Mitch odpoczął i wziął sobie za kompana do gry Dirka Verbeurena z Megadeth. Dirk wziął bębny, Mitch resztę i razem stworzyli arcydzieło. 

11 utworów czegoś co już po troszku napisałem wyżej czyli suplementu do nowego Napalmu. Jednak tyle się tu dzieje, jest tak gęsto, dobrze wyprodukowane i nakładzione pomysłów, że głowa paruje, a czacha dymi. Moc od pierwszej do ostatniej minuty wyziera z każdej sekundy tych kawałków. Zaczyna się od trzyminutowej jazdy „Blind eye” w klimacie starego Discharge na mocnym przesterze z dzikim wrzaskiem Mitcha i grindową końcóweczką. Kolejny to „Hallmark of tyranny”, który startuje ze średnim tempem, żeby potem zmienić się w krwawą blastową jatkę w najlepszym wydaniu. Aż miło posłuchać, że stare dziady nie wymiękają tylko jadą z koksem w najlepszej jakości. „Monotheist” to trzeci numer na tej stronie. Kolejny hołd starej, stenchowej Anglii lat osiemdziesiątych z posmakiem Heresy spotyka Genital Deformities w doskonałym klimacie. Wrzaski potępieńców, mocne beczki i niezbyt przytłaczające gitary robią robotę. „Retrogade” to hardcorowy odzew z klimatycznymi gitarami i śpiewanymi wokalami w zwolnieniach. On przygotowuje nas na „Apparatus”. To żywcem wzięte do kupy Filthkick / Extreme Noise Terror / stary Napalm- moc, moc, moc!

Jestem generalnie mocno zaskoczony grą Dirka- szybko łupie te hardcorowe, grindowe blasty, doskonale trzyma tempo, robi świetne przejścia, ale nie przesadza z ilością blach, więc nie ma przesytu formy nad treścią- świetny bębniarz i po tej płycie w mojej czołówce pałkarzy!!! Można „Scarcity” nazwać płytą perkusyjną, bo to właśnie perkusja nadaje ton całej nawalance – i tak lubię!

Album jest bardzo spójny i jak już pisałem mocno siedzi w klasyce angielskiego grania hard core / metal / grind. Kawałki są krótkie i zwarte jak na przykład dwuminutowy „Dead feed”- mają petardę wpisaną w rytm, a nawet pięciominutowy kawałek „Upheaval”, o którym myślałem, że będzie chwilą wytchnienia jest konkretną rzeźnią bez żadnej ściemy. Do końca nie odpuszczają ani na sekundę i każdy kolejny numer zwala z nóg!

Plus okładka w starym apokaliptycznym stylu lat osiemdziesiątych- tak jak lubię!

Drugie miejsce po Napalmie w 2020 roku gwarantowane!

Jakby ktoś chciał się dowiedzieć jaka jest moja piętnastka najlepszych płyt minionego roku, to już za chwil parę ukaże się nowy „Pasażer” i tam to będzie można przeczytać.

A my słuchamy w Jamie grupy Brave The Cold!

 

Brave The Cold x Napalm Death x Noise Magazine x Metal Hammer x Century Media Records x Nuclear Blast x Mitch Harris x Exodus x Mission Two Entertainment x Pasażer zine and records x Teraz Rock x Metal Mind Productions x Righteous Pigs x Metal Hammer  x Megadeth x Machine Head

wróć do listy wpisów