recenzja #123

dodano: 10 kwietnia 2021

RECENZJA #123

The Freuders – LP “Warrior” (self released)  2020

By Adam Szulc Barber kwiecień 2021 

 

Rok temu napisał do mnie mój stary, dobry penpal z New Jersey Jim Testa prowadzący od trzydziestu lat fanzine’a „Jersey Beat”. Jim to wpływowy i znany w branży muzycznej gość, który zjadł zęby na muzyce punkowej, nowofalowej, alternatywnej, hardcorowej i wszelkiego maści indie rocka. Mimo ponad sześćdziesiątki na karku cały czas przeczesuje internet w poszukiwaniu ciekawych niusów, a jego ‘zine wciąż wyznacza kierunki tego czego warto posłuchać i w jaką stronę podążają muzyczne mody światowego niezalu. Jim w mailu zapytał mnie grzecznie co sądzę o najnowszym albumie polskiego zespołu The Freuders, bo jemu się to dzieło bardzo podoba.

Przyznam, że byłem zaskoczony, bo nie spotkałem się wcześniej z tą nazwą i trochę głupio mi się zrobiło, że wydaje mi się, że wiem co w trawie piszczy, a musiałem dostać info zza oceanu o polskiej kapeli. Od razu więc odrobiłem lekcje, poszukałem tu i ówdzie i nie ukrywam mój werdykt wypadł bardzo pomyślnie. 

Warszawski band The Freuders okazuje się być zespołem z już pewnym stażem, bo istnieją od 2008 roku i przed recenzowaną tu płytą mają całkiem interesujący dorobek wydawniczy.

Płyta „Warrior” przynosi dziewięć rockowych utworów z post punkowym pazurem, ciekawymi riffami, podskórnym niepokojem, lekkim manchesterem i dobrą, rytmiczną motoryką. Dobry angielski wokalisty sprawia, że śmiało freudersi mogą atakować front zachodni. Dla mnie szczególnie wyróżnia się utwór tytułowy. Mocny beat wprawia tu głowę w lekki hanbanging, a nóżka tupie, bo perkusja fajnie ciągnie cały kawałek. Najbardziej chyba znany i przebojowy na tym albumie jest otwierający go numer „Hannibal”, do którego można też podejrzeć bardzo przyzwoity teledysk. Szanuję i doceniam, bo wiem ile to kosztuje czasu, pieniędzy i nalatania się, żeby wszystko się pospinało jak należy. „Hannibal” ma świetną konstrukcję i mimo pewnej nieprzewidywalności, która w sumie jest tu atutem- fajnie wchodzi w głowę. Dobrze się też go nuci potem przez pół kolejnego dnia. 

 

Bardzo lubię utwór „Dijuth”- fajna rytmika, ciekawie i czysto płynąca sekcja + ten taki trochę niedbały sposób śpiewania wokalisty- znbite do kupy naprawdę super to żre. Razem na winylu mamy dziewięć zróżnicowanych utworów utrzymanych w konwencji indie rocka, który może nie porywa od pierwszego przesłuchania, ale po dwóch, trzech uważnych odsłuchach bezwzględnie chwyta za serce. To zróżnicowanie, a zarazem podobieństwo do siebie poszczególnych kawałków sprawia, że płytę możemy nazwać koncepcyjną, a motywem przewodnim, w mojej opinii są ludzkie emocje…na aktualny czas pandemii jak znalazł…

Na końcu placka można posłuchać utworu w języku polskim. Podoba mi się ten zabieg. Kawałek nosi tytuł „Anamnesis III” i jest fajnym ukłonem w stronę rodzimej publiki. Lubię jak rodzime grupy śpiewają po naszemu, bo język polski można naprawdę fajnie ponaginać, bawić się słowami i składać zdania mrugając okiem do słuchacza rozumiejącego nasz grajdół. W przypadku tego utworu mamy ciekawy zabieg troszeczkę „wampirycznego” tekstu, który można też potraktować jako pandemiczne lęki pacjenta na kowidowym oddziale- więc wyjątkowo aktualny temat. Poza tym "Anamnesis III" ma taką specyfikę, że już prawie się kończy, a wciąż coś się tam dzieje- trochę grunge'owo, trochę stonerowo...

Mamy zatem bardzo dobrą płytę, ciekawego zespołu, który wydał ją w tak zwanym pierwszym lockdownie. Mam nadzieję, że im to nie zaszkodzi i tym bardziej chciałbym zobaczyć ich gdzieś na żywca letnią lub chociażby jesienną porą. Natomiast koniecznie uważam, że The Freuders powinni jak najszybciej wskoczyć do cyklu Męskie Granie, bo ich ambitne co by nie mówić męskie granie dobrze tam będzie korelować, a gdyby jeszcze na tę okazję zagrali cover „Sztuki latania” Lady Pank albo „Jest bezpiecznie” Siekiery, a Męskie Granie lubi takie wyzwania- to przy ich lekko ponurym stylu byłoby bombowo. Jakby co uważam się za ojca chrzestnego tego pomysłu 

 

Jeszcze dwie rzeczy- nasza pani z recepcji- znana wszystkim bywalcom Marcelina uwielbia ten album i czasami przez cały dzień nie odpuści i nie zagra nic innego 

Po drugie i to dla mnie wyjątkowo ważne- namówiłem ich chyba trochę na wydanie tych nagrań na winylu! Nie, żebym ich szantażował- co to to nie, ale recenzje robię tylko placków, a tu się aż prosiło… 

W związku z tym po kilku mailach zespół tylko dla mnie zrobił jedną jedyną wersję czarnej płyty!! Nie do wiary- jestem posiadaczem JEDYNEGO na świecie egzemplarza winylowej płyty „Warrior” warszawskiego zespołu The Freuders! Doceniam po stokroć, bo szanowni czytelnicy, Wy tego nie słyszycie, ale jak to płynie na winylu!!! Ta głębia, aksamit i ciepło winylowego brzmienia są bezcenne. Dziękuję zespołowi również za życzenia na nadchodzące latem okrągłe urodziny.

Powodzenia Panowie i chapeau bas za genialny album! Dla mnie to jeden z ważniejszych longplayów roku 2020.

Rzecz jasna- my słuchamy w Jamie! (rzecz jasna słuchamy po kolejnym lockdownie). Was koniecznie zachęcam do odpalenia w domach na wszystkich streamingach, a wytwórnie powinny zabijać się o to kto pierwszy wyda to na winylu.

Lecimy „Warrior”!

 

The Freuders x Miasto Stołeczne Warszawa x Jersey Beat x CBGB & OMFUG x The Red Hot Chilli Peppers x Męskie Granie x Pasażer zine and records x Teraz Rock x Noise Magazine x New Noise Magazine x Metal Hammer x Metal Mind Productions x Metal Hammer x Gramy Niezależnie x Radio Afera x Radio Nowy Świat x Radio 357 x Trójka - Program 3 Polskiego Radia x Kayax x OFF Festival Katowice x Black Wednesday Records x GAMA. Nowa Gazeta Magnetofonowa x Vive Le Rock x Revelation Records

wróć do listy wpisów