recenzja #130
RECENZJA #130
Field Day- 12” „Opposite land” (Sense of Place Records) 2020
By Adam Szulc Barber maj 2021
„Field Day”- tak zatytułowany był czwarty album grupy Dag Nasty, legendy melodyjnego hard core’a z miasta Waszyngton w D.C. To był rok 1988 i takie miękkie granie przebijało się coraz bardziej do scenowej świadomości. Drogi członków tego zespołu schodziły się i rozchodziły, by po latach częściowo złączyć się w nowej grupie o nazwie Field Day. Nawiązanie do protoplastów ewidentne. Z początku wszystko wskazywało na jednorazowy, szybki projekt, w dodatku sygnowany klasyfikacją, że to „ex- Dag Nasty band”. Jednak zainteresowanie na świecie i dobra sprzedaż pierwszego singla „2.0” sprawiły, że członkowie projektu zaczęli myśleć coraz intensywniej o pełnowymiarowym graniu.
Końcówka tamtego roku to już nowe nagrania zatytułowane „Opposite land”. Bez wątpienia dla każdego osłuchanego z muzyką Dag Nasty pierwsze wrażenie będzie natychmiast najzupełniej oczywiste. Ktoś gra tak samo jak oni? W mojej opinii udało im się jednak wyskoczyć z tego kręgu kopiowania starszego brata i na tej płycie zaczęli już płynąć w swoim kierunku. No to już. Pięć kawałków. Zaczynamy od „One song” w naprawdę dobrym, energetycznym styl coś jakby P.M.A. HardCore spotkało Orange County MeloCore. Świetny, nowoczesny, nieoczywisty tekst, ale przekaz konkretny. Zmieniamy świat, ale nie jesteśmy już nastolatkami i można to zaśpiewać nie wprost, ale z pewnym niedopowiedzeniem. Czuję tu ducha Better Than A Thousand zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Energia. Zaraz po nim lecimy ze „Stolen words” o tym, że warto rozejrzeć się wokoło i o tym, że nie umiemy z sobą rozmawiać. Muzyka ciut spokojniejsza, średnie tempo i trochę smutniejsza melodyka niż w utworze pierwszym. Mimo wszystko trzymają się konwencji. „Speak the truth” to świetny numer. Trochę „ignajtowy”, ale słyszę tu oprócz Ignite też starą kapelę Ignition- pamiętacie ten band z D.C.? Fajnie to lata po zmieszaniu dwóch harmonijnych zespołów z dwóch różnych krańców melodii. Jako przedostatni dostajemy największego hita na płytce. To „Waiting for a miracle” o braku złudzeń. I to jest fajne, że tak piszą, bo panowie już są leciwi i muszą dostosować swoje emocje do wieku. Refren genialny, ale cała budowa tego kawałka świetna. Nie za szybki utwór, ale ma taką energię jak mało co. Słucham i słucham na okrągło! W zasadzie gdybym tu skończył recenzję to byłby to po prostu kolejny, fajny singiel.
Jednak na koniec jest jeszcze dodatkowa niespodzianka. Można posłuchać utworu, który jest tylko na winylu i nie ma go w żadnych streamingach. To „Tell me now”. Kawałek, który od teraz jest w mojej pierwszej trójce najlepszych utworów tego roku. Absolutny tribute to 7 Seconds. Ta sama konstrukcja, chórki, perkusja, zaśpiewy, tempo i najpiękniejszy z możliwych klimat hard core’a połowy lat osiemdziesiątych. Świetny dojrzały tekst z wieloma znakami zapytania i bez jednoznacznych odpowiedzi, ale utrzymany w konwencji pisania Kevina Secondsa. Naprawdę polecam. Ten jeden numer sprawia, że ta płyta dla mnie staje się ikoną. Ciekawe dlaczego nie ma go na innych nośnikach? Może dlatego, że na winylu jest genialna dynamika i przez to „Tell me now” nie schodzi z igły mojego gramofoniska!
„Opposite land” to krótko i na temat. I to mi się tu bardzo podoba. Wolę tego odsłuchać dwa razy i pozostać w lekkim niedosycie niż się przejeść. Dlatego taka mała dawka cukru w cukrze jest dla mnie absolutnie strawna i… wystarczająca. Pięć numerów doskonale poprawia nastrój, a przed odpaleniem tej epy obawiałem się, żeby nie było jak kilka lat temu na koncercie zespołu Dag Nasty w Berlinie w SO36 gdzie najzwyczajniej w świecie zasnąłem pod ścianą z nudów i przesłodzenia (i są na to świadkowie:) ).
Dodam, że płyta na zielonym placku. Do tego jednostronna czyli bez przekładańców można w kółko odtwarzać:)
Absolutnie wyjątkowa epka, której oczywiście słuchamy w Jamie!
FieldDay x Dag Nasty x Minor Threat x CoreTex x Dischord Records x Ignite