recenzja #135

dodano: 22 czerwca 2021

RECENZJA #135

Offspring- Lp ”Let the bad time roll” (Concord Records) 2021

By Adam Szulc Barber czerwiec 2021

 
Po prawie dziesięciu latach milczenia od longpaya „Days go by” kalifornijska grupa Offspring powraca z nową, dziesiątą płytą. Pierwsze co się rzuca w oczy na „Let the bad time roll” to bardzo dobra okładka, która zwraca uwagę piękną, meksykańską damulką oferującą nam samo zło. Z jej sześciu rąk otrzymamy strzał ze spluwy, kolorowe tabletki, garść dolarów, czarną różę na pożegnanie i pop kulturowo na deser flagę piracką. Pańcia ma na głowie sombrero i jest przepasana pasem z nabojami. Dużo kolorów, akcenty pogranicza, rytualne dziary i czerwone pazury przyciągają wzrok. Dobry zaczyn!
Moja przygoda z tym zespołem zaczęła się latem 1993 roku gdy pojechaliśmy ekipą na ich koncert do Pragi. Szczerze powiedziawszy to nie na ich koncert jechaliśmy. Offspring dopiero wchodził do mainstreamu i wciąż nie miał najważniejszego swojego albumu czyli „Smash”, więc byli na trasie supportując dużo fajniejsze wtedy zespoły: anarchistyczny Econochrist i wielką gwiazdę tamtego czasu No Fx. Offspring wypadł wtedy blado, może dlatego, że nie na nich jechaliśmy, więc ten chłopiec z warkoczykami nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Ale już kilkanaście miesięcy później stali się wielkoformatowym zespołem promowanym przez MTV i Viva 2. Pamiętacie też pewnie niektórzy jak lata temu pracowałem w mojej płomiennej koszuli z offspringową czachą?
Podsłuchuję tego zespołu tu i ówdzie, a na każdy kolejny album cierpliwie czekam. Bo z nimi jest jak z Bad Religion i Green Day- mimo upływu czasu zawsze fajnie usłyszeć jak grają dojrzałe punki ze słonecznego stanu.
Zatem po „Let the bad time roll” sięgnąłem ochoczo, zwłaszcza zważywszy, że tak długi czas upłynął od wcześniejszej płyty.
No to, słuchamy!
Zaczyna się od „This is not the utopia”- wielki, melodyjny hit w starym stylu z gorzkim, refleksyjnym tekstem o współczesnej Ameryce. Po nim utwór tytułowy. Dobrze skrojony kawałek, w którym Dexter Holland pokazuje, że oprócz tego, że umie śpiewać w swojej tonacji to jego barwa ma dużo większe możliwości. Nie taki prosty numer i ma swoje zwroty akcji, ale przypomina stary, dobry Offspring. Szlagwort i przeszkadzajki- wszystko jest jak trzeba. „Behind your walls” zaczyna się trochę greendayowo i fajnie się rozkręca. „Army of one” i „Breaking these walls” to ukłony w stronę deadkennedysowych brzmień. Bo Offspring mimo tego, że pozostają na scenie już prawie czterdzieści lat i różne przechodzili zwroty akcji, to wciąż są wierni lokalnej, punkowej stylistyce. Ciekawa jest historia kolejnego kawałka, bo to „Coming for you”, który w swej singlowej wersji pojawił się już w sieci chyba z sześć lat temu i nałapał już dużo odsłuchów, a dopiero teraz ukazał się na płycie. Ale akurat ten numer nie jest jakiś szczególnie interesujący. Domyślam się, że powodem było to, że zespół długo nic nie wydał, więc taka jaskółeczka zawsze cieszy. Ale na „Let the bad time roll” są lepsze kompozycje. Bo zaraz po „Coming for you” mamy „We never have sex anymore”- fajny, trochę śmieszny numer, ale w punkowo- słonecznej konwencji z doskonałą melodią, dobrym refrenem i …trąbkami. W ogóle nie podoba mi się następny kawałek o bardzo długim tytule i dziwnej kombinacji głównego motywu „W grocie króla gór” Griega. Jest to w stylu coveru jakiejś hardrockowej kapeli ze wschodnich Niemiec, który nie wiadomo po co tu jest- trwa minutę i jest bez sensu. A zaraz po nim znowu siła i moc tego zespołu w dobrym tempie i klasycznym rytmie w utworze „The Opioid Diaries”, który jak się można łatwo domyslić traktuje o problemie uzależnieniowym. „Hassan chap” to jedna z najsilniejszych porcji punk rocka na płycie. Szybko, konkretnie, bez zbędnych ceregieli i z dobrym chórkiem. Na koniec dwie niespodzianki- „Gone away” to cover kawałka Offspring sprzed lat w bardziej akustycznej wersji i „Lullaby” to druga wersja tytułowego kawałka z tejże płyty.
Płyta trwa raptem pół godziny. To dobrze, nie ma co przynudzać.
Najbardziej lubię płyty koncepcyjne. Ta taka nie jest. To zbiór lepszych i gorszych piosenek. Zasadniczo lepszych z małymi wyjątkami.
Generalnie dostajemy dobry produkt. Konkludując: kto lubił i słuchał od liceum, ten lubić i słuchać będzie. A kogo wkurzał głos Dextera Hollanda ten nadal nie da rady tego słuchać. Stary, dobry Offspring w nowszej odsłonie. Ja zachęcam.
Słuchamy w Jamie!
 
wróć do listy wpisów