recenzja #147

dodano: 15 września 2021

RECENZJA #147

TZN Xenna- Lp ”Live Róbrege 18.X.1985 Warszawa, Namiot Intersalto” (Warsaw Pact Records) 1985 / 2020

By Adam Szulc Barber wrzesień 2021

 

TZN Xenna to w mojej opinii jeden z najbardziej tajemniczych zespołów umownie nazywanej polskiej drugiej fali punk rocka. Powstali w 1981 roku i dość szybko stali się ważnym zespołem tworząc obok Dezertera i Deutera solidny trzon młodej, punkowej, warszawskiej sceny. Te trzy grupy zagrały nawet wspólną, słynną trasę po galicyjskich klubach w 1982 roku. 

To co mi zawsze imponowało w zespołach z tego miasta to to, że potrafili ze sobą współpracować. Te wymiany członków kapel, wspólne projekty i zmiany składów owocowały ciekawymi projektami. Tilt, Madame, Brygada Kryzys, Izrael czy później chociażby Armia z przyległościami to wręcz regularne „joint ventures” z muzykami o podobnej wrażliwości. Możliwe, że te działania tylko tak wyglądały z mojej, poznańskiej perspektywy, ale ten kolektywizm ze stolicy bardzo imponował.

W 1985 słyszałem już o legendarnym festiwalu „Róbrege”. Niestety z powodu zdecydowanej nieletności ( festiwal odbywał się w czerwcu, a ja dopiero we wrześniu miałem skończyć 14 lat) mama mnie po prostu nie puściła. Ubolewałem nad tym, ale tego samego lata założyliśmy z kumplami Topór, więc miałem jakiś ersatz i robiliśmy punkowe próby w moim pokoju. Z „Róbrege” w ogóle miałem jakiegoś pecha. Byłem tam cztery razy: 1986, 1987, 1988 i 1990, a wejść do środka udało mi się zaledwie dwa razy. W 1989 nawet nie próbowałem wyjeżdżać, bo rozpocząłem wtedy pracę jako młody czeladnik i nie dali mi urlopu:(

 

Jakkolwiek nie było łatwo się dostać na te koncerty. Za pierwszym razem nie dostaliśmy biletów, a za trzecim skinowskie szpice zatrzymały nas z Dziubkiem (Hacesja- wokal) żądając oddania glanów. Buty zachowaliśmy, ale ucieczka kątami na dworzec trwała do późnej nocy.

TZN Xenna- koncert podczas warszawskiego festiwalu „Róbrege” to świetny kawał historii, ale też po prostu muzyki, której nawet teraz- po latach- dobrze się słucha. Bezkompromisowość artystyczna to jest to co pierwsze się rzuca w ucho już po pierwszym przesłuchaniu. Teksty świetne i dotykające tematów bardzo ważnych dla nas młodych w tamtym czasie ludzi. Hipokryzja, politycy, praca w fabryce i obowiązkowa służba w wojsku. Zwłaszcza to ostatnie to było coś co zazwyczaj zamykało wszelkie próby kontestacji w przyszłości. Wojsko, które kojarzyło się z głupotą, falą, duszeniem indywidualności, biciem, samobójstwami i brakiem logiki na każdym etapie, szczególnie było na celowniku punkowych zespołów. Swoistą preambułą tego koncertu jest utwór „Guma” z pomysłem na przeludnienie w kontekście pozbycia, a raczej niepojawienia się niechcianych ludzi: „Dzięki niej ludzi mniej, dzięki niej chorób mniej, dzięki niej milicjantów mniej, dzięki niej debili mniej”. W drugiej zwrotce do tego pakietu mamy jeszcze dołożonych ministrów, partyjnych, gitowców i Kucharskich (tego nie rozumiem albo nie pamiętam już). Doskonałym jest utwór to „AIDS” o w zasadzie nowej chorobie, której wszyscy na świecie się wtedy bali. Kilka wersów jest tak ponadczasowych, że aż się proszą o podpisanie pod obrazki medialne z dzisiejszej pandemii: „…gdy wy się boicie. rządy się cieszą. Bo mają spokój z waszymi myślami” albo „…w M3 skulony przed TV ekranem, bez żadnych kontaktów ze światem za drzwiami”. Wszystko już było…

Oprócz tekstów dostajemy na tej płycie całkiem sprawny hard core punk w takim melodyjnym, troszkę kalifornijskim stylu lat osiemdziesiątych z mocnym, niewygładzonym środkowoeuropejskim pazurem. Dobrze zremasterowany koncert broni się po latach swoim szybkim tempem, dobrym kontaktem z publiką, a pięć największych hitów (wszystkie na stronie drugiej) znane z późniejszych wydawnictw: autorskiego singla i składanki   „Jak punk to punk” wcale nie wybijają się ponad resztę. Każdy utwór na tym „Live” zasługuje na uwagę, bo to jest dobra, równa płyta. Te piętnaście utworów przelatuje raz dwa, więc nie pozostaje nic innego jak odpalić ponownie i zanurzyć się we wspomnieniach…jak to było na „Róbrege”, jak się jeździło z ekipą pociągami bez biletów, Jarocin, letnie hardcorowo- punkowe eskapady pod namioty…ech…człowiek słucha takich nagrań i się robi sentymentalny…przeminęło z wiatrem, więc dobrze, że komuś się chce odkurzać takie wspominajki.

Zatem wielkie ukłony dla Warsaw Pact Records za kolejną dawkę historycznych nagrań punkowego zespołu z Peerelu. Świetna jakość, dobry booklet z tekstami w dwóch językach, plakat na ścianę i kilka ciekawych archiwaliów. Wciąż czekamy na więcej: Madame, RAG, The Naturat, Absurd, PTD…Trzeba odgrzebywać, wyszukiwać i wydawać. 

 

To co ja kocham w latach osiemdziesiątych to fryzury punkowych zespołów. Również tutaj dostajemy zdjęcia fryzur punkowej braci. Małpy, mullety, rozczochrańce, dredy, irokezy, surf punki i wiciusy. Wszystko to rozjaśnione i pofarbowane własnym sumptem, postawione na krem do golenia i cukier. Cudo!

Jeszcze jedno- dlaczego napisałem, że TZN Xenna to dla mnie jeden z najbardziej tajemniczych zespołów w PRLu? Zanim ukazały się ich utwory na tonpressowskich plackach słyszało się tu i ówdzie nazwę, ale nikt z nas nie miał żadnych nagrań. Czytałem o nich w „Non Stopie”, ale nigdzie nie mogłem trafić na ich twórczość. Jeden z osiedlowych, spankowaciałych kumpli chwalił się, że Zygzak to jego kuzyn i że regularnie bywa u niego na próbach. Szybko okazało się, że to blaga, ale cała ta historia wzmagała w nas jeszcze poczucie niedostępności. Na szczęście teraz już możemy sięgnąć po powyższe wydawnictwo i spokojnie kontemplować muzykę.

Słuchamy koncertu w Jamie!

 

Róbrege x TZN Xenna  x Warsaw Pact Records  x Refuse Records  x CYMEON X x Pasażer zine and records x Noise Magazine x Teraz Rock  x Dezerter  x METALHAMMERS

wróć do listy wpisów