recenzja #15

dodano: 25 lutego 2019

RECENZJA #15

In Twilight’s Embrace – LP „Vanitas” (Arachnophobia Records)  2017

By Adam Szulc Barber marzec 2018

Jakimś szczególnym fanem death metalu to nigdy nie byłem, nie trząchałem też piórami na metalowych gigach, choć słuchałem, słucham i pewnie będę słuchał kilku hord, które  wpadły mi w ucho. No bo nie da się nie lubić Defecation dowodzonego przez dwóch Harrisów albo Carcass- odwiecznych wojowników death grindu czy Morbid Angel- ojców chrzestnych gatunku lub ewentualnie niektórych, troszkę wolniejszych płyt najlepszego zespołu świata jakim jest I.M.O. Napalm Death. Od dziś będzie  też do słuchania nowy album intłajlajsów.

Cypriana- wokalistę ITE miałem przyjemność poznać przy okazji jakiegoś koncertu Cymeon X w Poznaniu gdzie razem dzieliliśmy scenę. Już wtedy było widać, że to kapela mająca coś więcej do powiedzenia i nie jest tylko kopią kopii metalowych bandów z zagranicy. Kolejnym wspólnym akcentem było użycie przez naszą jamę (za zgodą oczywiście) fragmentu coveru Armii w ich wykonaniu do naszego pokazu BESTIA w Sieradzu podczas ubiegłorocznego Open Hair. A poza tym Cyp jest moim klientem, a jama jest miejscem rockowym, więc muzyka i muzycy u nas są darzeni szczególnym szacunkiem.

„Vanitas” jest intrygująca, jest tajemnicza i jest bardzo melodyjna. Wprowadza mnie w nastrój zadumy mimo, że dzieje się tu dużo, mimo, że są wrzaski, wycia i blasty to te nagrania uspokajają mnie. Polubiłem ten klimat- może taki trochę baśniowy, taki inny od tego czego słucham na co dzień, ale nie można nie oddać hołdu świetnemu konceptowi na płytę, dużej spójności i potęgi osobistego przekazu. Teksty są tu bardzo istotne, a ponieważ dla mnie osobiście są one zawsze ważne i lubię wiedzieć, co panowie muzycy mają do powiedzenia to wczytałem się i zaskoczenie- myślałem, że metaluchy to tylko o babach, szatanie i imprezach, a tu jest naprawdę super. Poetyckie, dobrze skrojone i w dwóch językach. Dość smutnawe, pełne mizerii i nie dające nadziei- coś w stylu, że choćbyś nie wiadomo jak się starał, to i tak nic z tego nie wyjdzie. Trochę momentami dekadenckie jak  sexpistolsowskie No future- „I choćbyś próbował ile sił i tak porwie cię miernoty rynsztok”.

Płyta ma dobre, szybkie tempo, ale mimo tego pozwala na oddech i zastanowienie się właśnie nad słowem pisanym- niezmiernie ważnym elementem na tym albumie.

Mój ulubiony utwór na „Vanitas” to „Trembling” – bardzo go lubię za spokój i wisielczy klimat, ale też za sabbatowskie odniesienia, a właśnie pokazywanie skąd im nogi wyrastają jest fajne. Szanuję to, bo to jest  tak jak u nas w rzemiośle- szanujemy starych fryzjerów i tradycję i tu słychać respekt i taki rodzaj podziękowania dla starszych kolegów przecierających szlaki lata temu…

Ja może zostanę uznany za bluźniercę albo dyletanta, ale całość przypomina mi bardzo dobrą płytę  Behemoth „Satanist” sprzed bodajże już czterech lat.

Słuchamy w jamie intensywnie!

wróć do listy wpisów