recenzja #151
RECENZJA #151
„Back to the NYHC roots. New York Hardcore compilation”- Lp comp. (Pitchfork Records) 2021
By Adam Szulc Barber październik 2021
Tydzień temu poczytaliście recenzje składanki „Jama & Friends”, a dziś kolejna kompilacja. Tym razem z Nowego Jorku.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w swej ignorancji sądziłem, że jedynym, a co za tym idzie najważniejszym klubem muzycznym Nowego Jorku tamtych lat było słynne CBGB’s. Później słyszałem o nie mniej znanym ABC No Rio, który wychował i gościł u siebie setki kapel z jeszcze bardziej niezależnego i artystycznego nurtu punk rocka. Nie ujmując tym dwóm oczywiście niczego, to dla punkowej społeczności tamtych dzielnic bardzo istotne było powstanie w początkach ósmej dekady klubu A7 zwanego „Birthplace of New York Hardcore”. Zespoły grające tam twierdziły, że dla nich występ tam to poziom Madison Square Garden. Niewątpliwie więc A7 dużo znaczył dla nowojorskiej sceny, a wielu znanych muzyków i osobistości przewijało się przez niego wliczając w to tych najbardziej znanych jak Raybeez czy Jimmy G. Klub w starej wersji nie istniał długo, bo raptem kilka lat, ale pozostawił po sobie wspomnienia, nagrania i ducha starych czasów w nowych zespołach.
Od 2019 roku dwóch maniaków starego grania pamiętających czasy tamtego klubu reaktywowało go w tym samym miejscu, ale pod nową nazwą „Niagara”. Byli to Jesse z Heart Attack i Drew z Antidote NYHC. Zaczęli organizować koncerty na wzór tych starych. Darmowe imprezy w niedzielne przedpołudnia z nowymi, debiutanckimi żółtodziobami, jak i mocnymi hardcorowymi wyjadaczami. Tę serię imprez nazwali „Back to the NYHC roots”. Odbyło się czternaście koncertów, w tym ostatni kilka dni przez pandemicznym lockdownem w marcu 2020 roku.
Tu mamy składankę różnych zespołów z miasta i okolic zatytułowaną tak jak seria gigów i poświęconą w zasadzie po raz kolejny zjawisku jakim jest New York Hardcore. Ma też na celu przypomnienie klubu A7, tak zwanych starych, dobrych czasów i pokazanie, że ta muzyka w tym mieście wciąż żyje.
Świetna okładka w starym stylu z grafiką tłumu różnych subkulturowych dzieciaków. Do tego wkładka z opisem dlaczego tak, a nie inaczej i przechodzimy do muzyki.
Siedemnaście zespołów prezentuje nowe kawałki przygotowane specjalnie na tę okazję. Wszystkie oddają ducha starego grania i wciąż żywej sceny w Nowym Jorku. Najważniejsze słowo to różnorodność. Nie ma tu żadnych podziałów tylko solidny antysystemowy przekaz, mocarna muzyka i silny nacisk na to, żeby razem tworzyć, budować i rozwijać swój alternatywny świat. Dużo w tym wszystkim utopii i dziecięcej naiwności- mimo, że większość członków zespołów to panowie w tak zwanym średnim wieku. Każda z grup ma już na koncie jakieś zarejestrowane nagrania, a ostatnia płyta jednej z nich czyli Dead Blow Hammer nawet była recenzowana w tym roku wiosną tutaj.
Oprócz silnego kawałka wymienionego wyżej Dead Blow Hammer pierwsza strona to jeszcze Crazy Eddie rozpoczynający album w klimacie południowoamerykańskich kapel jak Atoxxxico czy Ratos De Porao. Śpiewają po połowie po hiszpańsku i angielsku. Antidote NYHC trochę w stylu Sheer Terror przywraca pamięć o starym, nowojorskim podgatunku zwanym trzydzieści lat temu „hate core”. The Ice Cold Killers to oiowa odpowiedź miejskich uliczników, a następny po nim Kings Never Die odnosi się do najlepszych madballowych tradycji. The Car Bomb Parade z utworem „Pandemic North American” powątpiewa w słuszność lockdownych obostrzeń. Dwa ostatnie na pierwszej stronie to The Last Stand i The Krays. Pierwszy z nich bardzo wyróżnia się moshowo- slamowo- breakdownowym graniem typowym dla miasta i znanym choćby z Bio-Hazard. Na ten zespół warto zwrócić uwagę. Drugi to siepanka z lat osiemdziesiątych z dodatkiem ska- ciekawe.
Ze strony drugiej najbardziej wchodzi mi Reaching Out z panią na wokalu. Szybki i wściekły utwór z drapieżnym głosem. Przyczajkowe intro w kawałku zespołu Crippled Earn jest genialne. Potężna dynamika wolnego utworu robi robotę. Silence Equals Death nieźle wymiata w oldschoolowym klimacie, a trzy zespoły będące tu blisko siebie czyli Enziguri, End of Hope i No Compromise wydają mi się dość przeciętne. Ale takie są składanki, że czasem coś się wplącze troszkę słabszego. Necrotic Society przypomina mi o kapelach z początku lat osiemdziesiątych. Ten sam poziom frustracji i agresji co zespoły z tamtego czasu. Na końcu dostajemy energetyczną dawkę w postaci dwóch utworów. Diamond Dogs lekko street punkowy z bardzo dobrym oiowym hymnem i Serial Poets ( świetna nazwa!) w utworze „Transcend”, który zamyka cały składak i przypomina mi trochę o starym Necros z Ohio.
Składanka jest wzorcowa. Dobrze reprezentuje aktualne nurty w hardcorowym światku Nowego Jorku, ale też ma fajny historyczny cel przypomnienia o korzeniach. Bardzo takie coś lubię, bo stoi za tym sensowna opowieść.
Wiele ukazało się na przestrzeni lat płyt kompilujących nowojorski hardcore. Ta na pewno przejdzie do historii.
Mój placek w pięknym przezroczysto- pomarańczowym splatterze.
Słuchamy w Jamie!
Pitchfork Records x Pitchfork Records x Dead Blow Hammer x Antidote NYHC x Reaching Out NJHC x Crazy Eddie NYHC x Crippled Earn x Necrotic Society x The Ice Cold Killers x Metal Hammer x Noise Magazine x Pomps Not Dead pomade