recenzja #152

dodano: 20 października 2021

RECENZJA #152

Spięty- DBL Lp „Black mental” (Mystic Productions) 2021

By Adam Szulc Barber październik 2021

 

Ostatnia polska recenzja była w połowie września- czas nadrobić.

Hubert Dobaczewski vel Spięty jest niezwykle płodnym artystą. Ma sporo do powiedzenia i opowiedzenia. Właśnie więc ta warstwa tekstowo- opowieściowa jest u niego taka ważna. Zresztą kto zna jego dokonania w Lao Che ten wie, że słowo mówione dla Spiętego to zabawa, przekaz, mądrość i pływanie czy może nawet długotrwałe moczenie się w odmętach języka polskiego. Piszę moczenie nie bez przyczyny. Spięty nie wskakuje na chwilę do słownika języka polskiego. On w nim przesiaduje, pławi się, nurza i wyciąga z niego te, jak sam pisze „kozakiewiczowskie gesty”. Aluzje, podgryzki, dogaduszki czy sugestie- jakże to wszystko takie nasze i stąd. Nasza miedza to już nie tylko Polska. To cała planeta, o której autor mówi, że niby niebieska, a żółte ma papiery. Do tego odniesienia do pop kultury w tym „Gwiezdnych wojen” czy literatury klasycznej są tu na porządku dziennym. Głównie jednak traktowane jako przenośnia czy jako pas transmisyjny do powiedzenia czegoś więcej, bo pop kultura i jej smaczki to jest to co rozumiemy, więc autor z tej mańki powie nam co i jak i może wtedy łatwiej pojmiemy jego intencje.

„Black mental” to druga solowa płyta w jego wykonaniu po wydanych dwanaście lat temu „Antyszantach”. Jak i w pierwszym przypadku poświęcona jest naszym (w sensie człowieczym) wadom i mitom i napisana jest w moim przekonaniu tylko dla niego samego. Kiedyś niezapomniany Edward Dziewoński powiedział Wojciechowi Młynarskiemu, że pisane przez niego teksty ma śpiewać tylko i wyłącznie sam i nie dawać ich nikomu innemu do interpretacji. Wydaje mi się, że i w tym przypadku jest podobnie. Spięty jest artystą totalnym, ale też niepodrabialnym i tak sfokusowanym na swoim światopoglądzie, że drugiej osobie trudno byłoby wejść w jego spodnie.

Płyta „Black mental” jest w dobrym tych słów znaczeniu przegadana, przedeklamowana, przeliterowana, przemówiona i przerecytowana. Tak, specjalnie nie używam słowa „zaśpiewana”, bo śpiewu tutaj się nie znajdzie zbyt wiele. Nie ma też melodii. Nie mogę sobie nic ponucić. Albo nie umiem Go nucić. Nie chciałbym powiedzieć, że nie ma też muzyki, ale w zasadzie muzyki jaką ja znam i lubię rzeczywiście nie ma. Dużo elektroniki i zabawy samplami. Tak, chyba zwrot zabawa samplami jest tu na miejscu. Na tej płycie jest przekaz. Jest SŁOWO. I to słowo w ulubionych przez Spiętego konceptach łączenia różnych wyrazów podobnie brzmiących, a co innego znaczących jak w na przykład w „Kopciuszko”, który jest rozrywkowym rozprawieniem się z naszym narodowym mitem. Czyli również zabawa słowem. Przecinek po przecinku, spółgłoska po spółgłosce i każdy wyraz za wyrazem Dobaczewski opowiada nam Polskę ze swojego punktu widzenia. I nie jest to miły obrazek. Manifest za manifestem dostajemy ciosy w podbródek i nasza w tym głowa co z tym zrobimy. Jednak dla Spiętego Polska to za mało. Po łbie dostaje cały gatunek ludzki, bo przecież jesteśmy zrobieni z klocków ego. Ładnie napisane i przez wieki bez zmian…

Ja lubię ten album. Gdyby ukazał się kilkadziesiąt lat wcześniej mógłby w swej apokaliptyczno- ironicznej formie posłużyć jako soundtrack do pamiętnej trylogii Szulkina- ach jak by to zagrało z tamtymi scenariuszami, pejzażami, postaciami i charakterami! To też pokazuje jeszcze jeden, chyba najważniejszy aspekt- człowiek jako istota bez względu na technologię i czasy, w jakich żyje jest wciąż tym samym, zagubionym, chciwym, pełnym żądzy i zawiści małym człowieczkiem…a krzywe zwierciadło w postaci „Black mental” jest po to, żeby nam o tym przypominać.

Mój egzemplarz w gatefoldzie na podwójnych plackach po trzy kawałki na każdej stronie.

Słuchamy w Jamie!

 

Lao Che x Spięty  x Mystic Production

wróć do listy wpisów