recenzja #156

dodano: 17 listopada 2021

RECENZJA #156

Fall Silent- Lp „You knew I was poison” (Revelation Records) 2021

By Adam Szulc Barber listopad 2021

 

Kalifornijska wytwórnia Revelation Records przyzwyczaiła nas do zupełnie innej muzyki przez nią wydawaną niż to co dostajemy na tym placku. Dość powiedzieć, że gdyby ktoś zagrał mi nowy album Fall Silent- a znam tę grupę od ponad dwóch dekad- to jako ostatniego podałbym RR jako wydawcę. Mimo, że ze dwadzieścia lat temu wydali u nich jakiś kompilacyjny album i pełnowymiarową płytę, to jest to coś tak odmiennego od ich targetu, że mojemu zaskoczeniu nie ma końca. Ale jak już powiedziałem Fall Silent znam i sądziłem, że zespół ten już dawno jest kaput. Tym bardziej drugie zaskoczenie jest jeszcze większe. A mianowicie to, że FS jeszcze istnieją, choć raczej chyba bardziej, że się reaktywowali.

Muzyka nagrana na tym krążku jest wściekła. To pierwsze co nasuwa mi się na myśl. Drugie to to, że kapele z Newady tak nie grają. To już trzecia niespodzianka! Osiem utworów na płycie „You knew I was poison” przypomina warkot piły łańcuchowej odpalonej od tyłu z jazgotem nienasmarowanych zębatek i dzikimi solówkami drążącymi głowę do samego mózgu. Miazga!

Muzyka tu zawarta to silna hardcorowa baza w postaci klimatów a’la moja ulubiona płyta D.R.I. czyli „Dealing with it” spotykająca się tu z dziwnymi, szalonymi zagrywkami rżniętymi żywcem z Rorschach i metalową, slayerowatą jazdą. Mocny crossover. Niełatwy w odbiorze i kompletnie szalony. Ale szczery, wyjątkowy i niepodrabiany. Całość trochę brzmi jak garażowe kapele z lat osiemdziesiątych i to chyba bardziej zasługa miksu niż samej muzy. Bo muzycznie określić to też można jako fast core lat osiemdziesiątych z metalowymi naleciałościami.

Album zaczyna się policyjną syreną, która na starcie sugeruje niepokój i miejskie klimaty. W intro słychać strzały, ale kiedy wchodzi wokal to sprawa szybko się wyjaśnia. Nie ma miękkiej gry. To jest darcie ryja. Z dołożonym totalnym tempem. Z nawet fragmentarycznymi blastami i tymi solówami, o których już tam pisałem wyżej, które są naprawdę nieziemskie. Fall Silent mają tu też fajne kontrastowe zwolnienia. One nie są łatwe w odsłuchu, bo brzmią jak przyspieszony Spazztic Blurr albo Wehrmacht (jeśli ktoś pamięta takie stare bandy). Raz za razem każdy kolejny numer to nowe przekroczenie granic przyzwoitości. Szaleńcza jazda trwa we wszystkich utworach po kolei i dopiero na chwilkę zwalniają tempo we wstępie ostatniego kawałka „South Virginia Street Death March”, który jest jakby kalką starych nagrań Cryptic Slaughter. Nie na długo jednak, bo po chwili dowalają do pieca, odpalają maszynę parową i cisną lokomotywę do przodu.

Świetna płyta, ale trudna do regularnego słuchania. Trochę odwykłem od takiej podziemnej jazdy i muszę się przyzwyczaić, ale zachęcam szanownych czytelników do sięgnięcia po ten album. Na pewno będzie zaskoczenie.

Słuchamy w Jamie!

 

Fall Silent  x Revelation Records x Metal Hammer x Gramy Niezależnie

wróć do listy wpisów