recenzja #160
RECENZJA #160
False Confession- Lp „Resurrectionists” (Puke n Vomit Records) 2021
By Adam Szulc Barber grudzień 2021
I takie powroty to ja lubię!
Stary albo nawet bardzo stary zespół z Kalifornii, którego kariera to rok 1984 wraca z nówką płytą. Jej tytuł to „Resurrectionists” co swobodnie można tłumaczyć jako zmartwychwstańcy. Nie wiem jakie to burzliwe losy przeżywali starsi panowie przez ten długi czas jak ich nie było, bo tytuł i okładka sugerują jakby podnosili się z jakiegoś totalnego niebytu. Nie wnikam w szczegóły. Niemniej jednak wracają w starym składzie z zastąpionym basistą z legendarnej kapeli Dr. Know. I tyle słowem wstępu- teraz mięso.
Zaczynając od okładki dostajemy produkt wyrażający konkretny styl. Apokaliptyczny panczur w mojej ulubionej konwencji post czarnobylskiego zombie- żula z dobrą fryzurką, nadgniłą czachą, obdartym skórasiem i tymi wszystkimi punkowymi atrybutami jak creepy ptaszysko a’la Amebix i rozpadająca się decha z Agnostic Front. Dobra rycina w klimacie lat osiemdziesiątych przypomina tamte czasy zimnej wojny i ogólnego, acz popularnego w punkowej subkulturze hasła No Future.
Panowie nie tylko okładką wracają do czasów swojej młodości, bo muzyka to też „eighties hard core punk revival”. To dziewięć ciosów w doskonale skrojonym stylu starej hardcorowej łupanki. Od pierwszej sekundy bez specjalnych przyczajek dostajemy mieszankę Discharge, który przeważa jako influencer grupy False Confession z odświeżonym hardcorem opartym na graniu sprzed trzydziestu z okładem lat na obu wybrzeżach Stanów Zjednoczonych. Czyli szybka muza w klimatach trochę Poison Idea spotyka Jerry’s Kids spotyka State z silnym punkowym przekazem. Numer za numerem trochę trudno od siebie odróżnić, ale jest to ten rodzaj trutki na szczury, którą lubię spożywać o poranku. Mimo dość jednostajnej maniery False Confession mają w sobie dużo energii i bez zadęcia tną bezlitośnie naprzód.
Tekstowo poczytamy o złym świecie w troszkę infantylny sposób, ale tak się pisało kiedyś i pewnie trudno im wyrwać się z konwencji. Aczkolwiek wiele miejsca poświęcają wizji świata, do której doprowadzić ma nas aktualna sytuacja. Czyli wszelkie zło na ulicach, rozruchy, demolki, zadymy, tragedie rodzinne i rzeź niewiniątek. Te kwieciste opisy jak z horroru klasy C dobrze się czyta trzymając okładkę przed oczami- to wiele wyjaśnia. Rozumiem, że po takim post-apo lekarstwie powinno nastąpić ogólne otrzeźwienie i oczyszczenie ludzkiej rasy, ale tego już nigdzie nie doczytałem- to moja własna dygresja.
Podoba mi się ta ostra jazda. Ten sfuzowany basior, solowe popisy gitarzysty w tle, który nie zamęcza nas swoją wirtuozerią, równy beat bębniarza i zdarty wokal frontmana.
Dodam, że wokalista Israel mimo wieku wciąż ma włosy, rozjaśnia je i stawia na surf punk style. I tak sobie myślę, że ta okładkowa czacha to jego lustrzane odbicie…takie alter ego po śmierci. Albo raczej po zmartwychwstaniu.
Polecam gorąco, bo dla mnie słuchanie tej płyty to radocha i jedna z płyt roku 2021!
Słuchamy w Jamie!
False Confession (Official) x Puke N Vomit Records x Discharge x Metal Hammer