recenzja #170
RECENZJA #170
Up Front -Lp „Spirit”(Smorgasbord Records) 1988 / 2021
By Adam Szulc Barber luty 2022
Cieszę się na nowy press tej płyty, bo mimo tego, że muzyka tu zawarta to nie jest jakąś wirtuozerią w kwestii grania, to serce wypływa w tych nagraniach na wierzch!
Wspominałem już kilka razy, że w latach osiemdziesiątych, żeby zdobyć jakąkolwiek muzykę zespołów niezależnych trzeba było poznać kogoś za granicą i korespondować z nim wymieniając się kasetami. Ja robiłem to hurtowo. Moja kolekcja już była spora, gdy nagle po napisaniu jakiegoś felietonu do „Maximum Rockandroll” ktoś ze stanu Nowy Jork wysłał mi kasetę z nagraną płytą Up Front „Spirit” i jakimś ich koncertem. Ten rodzaj muzyki był wtedy u mnie mocno na fali: Youth Of Today, Insted, Alone In A Crowd i teraz jeszcze Up Front. Prostota tego dzieła urzekła mnie. Potwierdziła po raz kolejny, że sposób działania w systemie D.I.Y. oraz wypływające z trzewi teksty i emocje są ważniejsze niż dobre studio, strojące gitary czy wyższa niż podstawowa umiejętność grania. Po przesłuchaniu (wielokrotnym) albumu na kasecie postanowiłem napisać do zespołu. W jednym z numerów wspomnianego wyżej MRR znalazłem adres do jednego z członków zespołu wyrażając zachwyt nad „Spirit”. Nie minęło kilka tygodni jak odpis był u mnie w skrzynce. Niejaki Jeff basista wysłał mi kilka fotek, list, nalepki i parę plakatów z koncertów. Tak się zaczęło moje z nim korespondowanie. Niedługo potem ja założyłem Cymeon X, który jeśli chodziło o umiejętności to chyba najbardziej można było porównać do Up Front albo pierwszych demosów Chokehold. Jeff akceptował moje poczynania, wysyłał swoje kolejne kawałki i pisaliśmy sobie, aż udało się spotkać na…pożegnalnym koncercie Cymeon x, gdzie supportowaliśmy Up Front i V-Card. Czerwiec 1994. Świetny koncert. Dzień po gigu oprowadzałem Jeffa po Poznaniu pokazując zabytki, a on był zachwycony europejskim miastem. Ja bym się z nim wtedy chętnie zamienił na mieszkanie w NYC…
Kilka lat temu gdy byłem w Nowym Jorku napisałem do Jeffa i prawie się spotkaliśmy (wyprowadził się już dawno ze stanu), ale coś go w ostatniej chwili zatrzymało.
Wracając do płyty „Spirit”. Tak naprawdę słucha się tych utworów jak jednego. Są do siebie bliźniaczo podobne i nie wyróżniają się specjalnie od siebie. No może z wyjątkiem „One step ahead”, który przypomina mi kawałek „Papierowe granice” jaki zrobiliśmy z kumplami w grupie Topór w ’85. Ten sam sznyt! A całość to prosty beat na werblu, krzywa gitara z tyłu, rozjeżdżający się wokal i niestaranne brzmienie. Ja wiem, że to może sprawiać wrażenie jakbym ich krytykował. Nic bardziej mylnego! Ta muzyka to kwintesencja straight edge hard core końcówki lat osiemdziesiątych. Prostota, nie mylić z prostactwem jest tu atutem, a nie wadą. A poza tym młodzi ludzie z pogranicza Nowego Jorku i Connecticut oprócz szkoły znaleźli sobie zajęcie w piwnicy i grali. Tekstowo ten zespół mocno różnił się od rozpolitykowanych kapel z Europy. Up Front śpiewał o swoich codziennych sprawach, o byciu razem, o jedności, o duchowych przemianach, o zmianach ewolucyjnych a nie rewolucyjnych, o przyjaźni, szkole, kumplach, scenie, koncertach czyli własnej codzienności. Trudno ich winić za to, że urodzili się w domach średniej amerykańskiej klasy i że ich problemy nie były tożsame z problemami nastolatków z innych części globu. Tytułowe słowo „Spirit” czyli Duch to jest to co góruje nad tym albumem. Emocje, serce, pasja, młodość i straight edge. Byłem wtedy dokładnie taki sam. I za to właśnie kocham Up Front!
Mój placek na białym.
Słuchamy w Jamie!
Up Front x Noise Magazine x Smorgasbord Records x CoreTex x Pasażer zine and records x Straight Edge & Styles x CYMEON X x Refuse Records