recenzja #176

dodano: 23 marca 2022

RECENZJA #176

Scorpions- Lp „Rock believer” (Vertigo Berlin Records) 2022

By Adam Szulc Barber marzec 2022

 

Kiedyś jak moja babcia wybierała się koncert Fogga, to myślałem, że starszych artystów na świecie już nie ma. Zespół Scorpions z Niemiec gra nieprzerwanie od 1965 roku, co daje mu status chyba najdłużej grającej kapeli rockowej świata. Co prawda nie są na scenie dłużej od szanownego Pana Mieczysława, ale 57 lat grania to już dobry wynik! Filary zespołu: wokalista Klaus Meine i gitarzysta Rudolf Schenker mają po 74 lata, więc muszą jeszcze pograć jedyne piętnaście, żeby wyprzedzić mistrza polskiej piosenki. I dadzą radę, bo obaj niemieccy muzycy wciąż czują się młodo i z odświeżonym składem młodszych międzynarodowych członków zespołu nagrali kolejny, nowy album. Mówiąc o nowej krwi mam na myśli nie tylko Pawła Mąciwodę z naszego kraju, który gra już w Scorpionsach wiele lat, ale przede wszystkim Mikkey’a Dee ze Szwecji. Ten nowy drummer był przez ponad dwie dekady garowym w Motörhead i to stamtąd po śmierci Lemmy’ego zjawił się w Scorpionsach. Mikkey jest perkusyjnym zwierzakiem i jednym z moich ulubionych perkusistów ever. Lubię jego styl gry i zachowanie sceniczne, a mając przyjemność widzieć go kilka lat temu na żywo najpierw z ekipą Lema, a potem ze Scorpionsami właśnie, byłem niezwykle ciekaw ich wspólnych nagrań. „Rock believer” to nowość z lutego tego roku i zarazem ich pierwsza wspólna płyta. Tym albumem hardrockowe skorpiony wracają do dobrych korzeni swoich starszych płyt, a przede wszystkim do najlepszej z nich czyli do „Blackout” sprzed dobrych czterdziestu lat.

Kilka miesięcy przed tym zanim mój placek wjechał na gramofon, zespół najpierw zauroczył nas pierwszym singlem „Peacemaker”, który na płycie jest trzecim utworem od końca. Od pierwszej solówki i pierwszego uderzenia w werbel kawałek płynie i niesie nas średnioszybkim, całkiem żwawym tempem w gęstwinę backgroundowych solówek, mocnych beatów i rockandrollowego sznytu z jakiego znamy ten zespół. Jako drugi w streamingi dostał się przebój przebojów z tego albumu czyli „Rock believer”. Ten jest z kolei czwarty na pierwszej stronie i to jest numer atomowy! Scorpions w najlepszej odsłonie z potężną perkusją, dobrym flow ciągnącym całość i charakterystycznymi dla zespołu wstawkami gitarowymi.

Ale po kolei. Startujemy z „Gas in the tank”. Absolutnie paliwo zostało zatankowane do pełna i zespół rozpoczyna swój specyficzny, heavy metalowy taniec, z jakiego słyną od lat. Zaraz potem dokładają dalej do pieca. „Roots in my boots” jest doskonałym, porywającym kawałkiem z ogromem dynamiki, świetną rytmiką i wykrzyczanymi strofami. Zero geriatrii, mocne uderzenie, zgrane gitary i sekcja petarda. W kolejnym „Knock’em down” wciąż pozostajemy w dobrym, solidnym, rockowym klimacie, ale jest tu jednak odrobinka lekkiego uspokojenia. Wszystko po to, żeby wjechał wspomniany już mocny kawałek tytułowy. Potem znowu lekkie sprzęgiełko wrzucone na luzik w dwóch kolejnych utworach. To „Shining of your soul” i „Seventh soul”. Te dwa są na poły rockowe, na poły balladowo- scorpionsowe. Miłe i pozostające w konwencji z jakiej znamy zespół. Jednym z lepszych uniesień na płycie jest „When I lay my bones to rest” w dobrym hardrockowym stylu, z nowoczesną sekcją i nieoczywistym refrenem. Trochę to brzmi jak lekko przyspieszone ZZ Top.

Na końcu nie mogło zabraknąć zgrabnej scorpionsowej pościelówy. Mowa o „When you know (Where you come from)”, które jest bliższe staremu „When the smoke is going down” niż temu hitowi, którego tytuł wymienię dopiero na końcu recenzji.

Płyta „Rock believer” jest absolutna. Niby nic nowego, ale jest świetnym wejściem w nowy rok, ale też przypomnieniem o dobrych, rockowych korzeniach ze scorpionsowym brzmieniem, mocnym motörheadowym beatem i znanym nam wszystkim liryczno- wrzaskliwym śpiewem Klausa. Całe szczęście nie ma tu baboli w stylu „Wind of change”, więc czekając na ich letnie koncerty słuchamy w Jamie!

 

Scorpions  x Mikkey Dee x Official Motörhead

wróć do listy wpisów