recenzja #177
RECENZJA #177
Zeal & Ardor- DBL Lp „s/t” (MVKA Records) 2022
By Adam Szulc Barber marzec 2022
Ten rok naprawdę obfituje w nowe, ciekawe wydawnictwa. Wielokrotnie wspominałem, że w muzyce szukam odkryć i zaskoczenia. Recz jasna to kwestia gustu, bo co dla jednego jest zaskokiem, dla drugiego nudą zionąć może. Jednak w pojawiających się co rusz nowościach, znalazłem coś co nudne nie jest i może się spodobać bardziej wyrafinowanej publiczności.
Zeal & Ardor to szwajcarski wykonawca, którego widziałem na żywo dwa miesiące przed rozpoczęciem się pandemii. Supportowali wtedy Behemoth w Poznaniu i wbili mnie mocno w podłogę. W zasadzie nie wiedziałem czego się spodziewać, a tu na scenie pojawił się elektro black metal z elementami gospel! A może na odwrót? Stałem jak wryty. Ich show to było kilka albo nawet więcej osób, z wydawać by się mogło niemożliwymi do połączenia zjawiskami jakimi są wspomniane wyżej gatunki muzyczne. Mieliśmy więc trząchanie piórami wraz ze statycznym śpiewem i muzycznymi kontrastami między wymieniającymi się i pojawiającymi co rusz nowymi tematami.
W lutym tego roku pojawił się ich nowy album zatytułowany po prostu „Zeal & Ardor”. I tu się zaczyna jazda bez trzymanki. Otrzymujemy 14 utworów bezkompromisowego, niesamowitego konceptu w formule nieznanej wcześniej miłośnikom ekstremalnych dźwięków. Pierwszy utwór zaczyna się niskim, sfuzowanym basiorem w akompaniamencie miarowo wystukiwanego rytmu, jakże podobnego do klaskania niewolników na południowych plantacjach bawełny. Smutny, powolny śpiew płynie wolno ścieląc się po ludzkiej duszy jak dym z ogniska uciekinierów na bagnach Mississippi. To swoiste, bardzo krótkie intro wprowadza nas w nastrój głębokiego spirytualizmu. Zaraz po nim dostajemy mocny cios w postaci „Run”. Tu już nie ma miejsca na sentymentalizm i wątpliwy urok jakże słonecznych pól Alabamy. „Run” to mocny krzyk o wolność spętany więzami szpitala psychiatrycznego, z genialną muzyczną awangardą, którą tylko przez upodobanie do etykiet chciałoby się nazwać powinowatą black metalu. Po tej rzeźni, dla odmiany pojawia się „Death to the holy”, które na przemian objawia nam soulowe i metalowe oblicza grupy. Monodeklamacje tekstu przeplatane z wrzaskiem i elektroniczno- industrialnymi dźwiękami robią dziurę w głowie i pokazują coś zupełnie niespotykanego wcześniej w muzyce. „Emersion” dodaje popowe dźwięki z …blastami! Oh My God- jakie to poplątane, ale fajne. Dobrze się słucha tej płyty, choć trzeba być czujnym, bo nic nie jest tutaj oczywiste.
Moje ulubione utwory to „Golden liar”, którego słucha się jak soundtracka z filmu o czarnoskórych niewolnikach, „Erase” perfekcyjnie skomponowany w zdigitalizowaną wersję odhumanizowanej fabrycznej rzeczywistości i mocno blackowy „Götterdämmerung” ogrzany spracowanymi dłońmi z przeszłości Głębokiego Południa.
Album kończą dwie krótkie efemerydy muzyczne, które mają za zadanie zamknąć koncept. Mowa o mocnym „J-M-B” i opartym na elektronicznych pasażach „All hope is lost”. Odkładam płytę i dumam nad sensem wszystkiego…
W zasadzie to lubię każdy utwór na tym placku. Wszystkie one tworzą taki magiczny miks, że każda moja zajawka muzyczno- geograficzna odnajduje się tu perfekcyjnie. Co ciekawe aranżacje są całkiem krótkie jak na ilość konwencji obranych przez zespół. Zeal & Ardor nie silą się na dłużyzny i celebrowanie każdej nuty. W zasadzie celebrują każdy dźwięk, ale nie trwa to godzinami, tylko w zwięzłych, skondensowanych formach dostajemy na tacy mieszaninę przeróżnych odmian muzyki. Gdybym miał silić się na porównania z innymi wykonawcami to siła Zeal & Ardor oprócz potęgi muzyki soul zawiera w sobie eksperymenty Ministry czy Laibach. Natomiast opisywanie ich gry na podstawie muzyki innych zespołów jest nietrafne, bo nikt tego wcześniej nie robił. Cały czas te zimne ściany dźwięku w syntetyczno- elektroniczno- gitarowej manierze ocieplane są nieustannym powrotem do plemiennego śpiewu batożonego ludu. Warto dodać, że tamtejszy lud wielbił Pana na potęgę, pokładając w nim nadzieję na poprawę swojego bytu. Zeal & Ardor wręcz przeciwnie...
Moc.
U mnie w ścisłej czołówce albumów 2022.
Słuchamy w Jamie!