recenzja #179

dodano: 12 kwietnia 2022

RECENZJA #179

Kwartet ProForma- Lp „Leonard Cohen. Wiemy, kim jest” (Oskar Records) 2018 / 2021 / 2022

By Adam Szulc Barber kwiecień 2022

 

Ostatnią ich płytę recenzowałem równo cztery lata temu, a do tej, najnowszej przymierzałem się już od pewnego czasu, ale wciąż nie było placka. No ale jak człowiek cierpliwy, to wszystko kiedyś nastąpi- i jest!

Po różnych więc perturbacjach, na które tutaj nie ma miejsca ( a poza tym po co), płyta, którą w zasadzie nazywam po prostu „tributem dla Leonarda Cohena”, jest już na fizycznym winylowym nośniku i to jest bardzo dobra wiadomość. 

Wszystko jednak zaczęło się przynajmniej pięć lat temu od pomysłu, żeby uhonorować twórczość, krótko wtedy zmarłego wielkiego barda z Kanady. Poznański zespół Kwartet Proforma, z którym znamy się fryzjersko, zdecydował się na ten pomysł, ale nie poszli na łatwe rozwiązania pośpiewania w języku oryginalnym czy zrobienia tanich coverów. Wymyślili to dużo lepiej. Daniel Wyszogrodzki- tłumacz, dziennikarz muzyczny i autor wstępu do tejże płyty w jednej osobie, zajął się translacją czy może nawet bardziej- przede wszystkim stworzeniem nowej przestrzeni dla tekstów Cohena. Wiemy, że polskie tłumaczenia mogą być piękne, bo wszak nasz język taki właśnie jest. Jego niezwykła kwiecistość objawia się w pełnej krasie właśnie tutaj w tłumaczeniach Wyszogrodzkiego i jest w każdej napisanej linijce. Ale niektóre budzą teraz ogromne zaskoczenie- skąd on to wiedział? Te kilka mocnych fraz w wyśpiewanym przez Kazika utworze „Prawie tak jak blues”, gdzie tłumacz użył wyrazistych zwrotów tak pasujących do aktualnej sytuacji na świecie naprawdę wbija w fotel. Bo to nie jest prosta kalka jeden do jeden z tłumacza internetowego. To wyjątkowa praca nad słowem pisanym, którą doceniam, jak choćby w tak wzruszających fragmentach „Mojego tajemnego świata”, która znowu jak w przypadku pierwszego opisanego tu utworu łapie świat w przedbiegu niejako przewidując to co nadejdzie i w pewnym sensie kreśląc przyszłe epitafium ustami jego głównego bohatera. Ten główny bohater to Roman Kostrzewski, zmarły niedawno wokalista grupy Kat…silne emocje…

Zatem teksty, nad którymi mógłbym się rozwodzić przez akademicki esej są drugą dobrą wiadomością, ale dodam tylko jeszcze jedną impresję z nimi związaną. Kiedy usłyszałem pierwszy raz o całym projekcie, w swej ignorancji zapytałem Przemka Lembicza (wokale i sześć strun w zespole) czy tłumaczenia popełnił Maciej Zembaty. Pamiętamy przecież wszyscy jego genialny album z utworami Cohena sprzed trzech z okładem dekad. Zatem to on jawił mi się jako ta osoba, która byłaby zdolna do popełnienia kolejnej takiej płyty. Przemek jednak tajemniczo zaprzeczył, a ja grzecznie czekałem. Na recenzowanym tutaj albumie jest ogromna pozytywna niespodzianka, że można podejść do tematu inaczej, bardziej alternatywnie, z duszą artystyczną i rzec by można z nawet większym zaangażowaniem emocjonalnym niż Zembaty. Bo te emocje zresztą grają na tym albumie cały czas główną rolę. Tak jest zresztą również w przypadku samego Cohena, który ponurym smutkiem, rozpaczą i apokaliptyczno- monodeklamatycznym śpiewem doprowadza słuchacza do stanu melancholijnej tęsknoty.

Kwartet Proforma to są jednak młodsi od mistrza Leonarda ludzie i ten jego słynny smutek do spółki z rozpaczą właśnie (mimo, że pojawiają się) nie są głównymi bohaterami ich opowieści. Utwory nagrane są z gazem, mają mocny flow, a gościnne wokalizy niezwykłych artystów urozmaicają już i tak, same w sobie ciekawe aranże i dodają niezwykłej siły przewodniej każdemu utworowi z osobna. Nie chcę wymieniać każdego z zaproszonych do projektu gości, bo ta płyta powinna zostać choć trochę niedopowiedziana. Jej siłą jest właśnie zaskoczenie, podtekst, dwuznaczność i nieoczywiste rozwiązania. Ja na przykład byłem przekonany, że w balladzie „Ponad mrokiem rzek” śpiewa Tomasz Budzyński i tak mi to grało z nim, że po przeczytaniu we wkładce składu grupy nie ukrywałem zaskoczenia, że to jednak nie ta postać. Bo taka jest ta płyta. Zaskakująca. Całościowa. Koncepcyjna. Rytm uliczny chwilami do złudzenia przypominający odgłos twardo stąpających po bruku robotniczych chodaków czy wybijanie zębów przez ejbrów, są zmiękczone feerią mocno akustycznych dźwięków. To wszystko robi świetną robotę, muzyka zadziwia i sprawia, że chce się do tych nagrań wracać i wracać. Tak, to tak wygląda właśnie płyta koncepcyjna. Tu nie ma lepszych i gorszych opowieści, bo zespół zaprasza nas na długi spacer pod pachą z gitarą, śpiewnikiem Cohena i pakietem dziesięciu utworów. A my chcemy w ten świat zanurzyć się po uszy…

Te knajackie ballady mają w sobie dużo poznańskości. Ja tu słyszę zaklęte rewiry ulicy Łąkowej, pojemne bramy kamienic Łazarza czy echa zaułków starego Chwaliszewa (lokalsi wiedzą o czym mówię, ale w zasadzie „w każdym mieście są takie miejsce, gdzie lepiej nie odpowiadać na pozdrowienia” jak śpiewała kiedyś Inkwizycja), bo to jest płyta miejska, mocno osadzona raczej po ciemnej stronie księżyca i ponura rzeczywistość wyziera z każdego jej kawałka. Natomiast, jak już wspominałem wersje Poznaniaków mają więcej werwy i rockowej dynamiki niż oryginalne pierwociny. Jest tu także taki podskórny optymizm (jak w wersie „Boggie Street”: „Druhowie, czas odrzucić lęk”) i właśnie on wraz ze świetnym warsztatem Poznaniaków daje pieśniom Cohena nowego życia, a zarazem pokazuje jego ponadczasowość, internacjonalizm i światowość twórczości.

A teraz, to właśnie w tych dniach, w czasie Wielkiej Nocy cohenowskie przeróbki autorstwa Kwartetu Proforma brzmią najgłośniej i trafiają najdobitniej. A biorąc pod lupę utwór „Oto jest”- to zdanie ma w tym okresie szczególnie dużą moc!- w wykonaniu Arkadiusza Jakubika, przechodzimy przez mękę, ból, cierpienie, miłość oraz chorobę aż do końcowych linijek: „Umiera kto bądź (…) będzie żyć”.

Mój placek na przezroczystym fiolecie.

Ścisła czołówka albumów tego roku.

Słuchamy w Jamie!

 

Kwartet ProForma 

wróć do listy wpisów