recenzja #182

dodano: 02 maja 2022

RECENZJA #182

Beth Hart- DBL Lp „A Tribute to Led Zeppelin” (Provogue Records) 2022

By Adam Szulc Barber maj 2022

 

Długi, majowy weekend, więc troszkę inaczej!

Nie żebym był jakimś szczególnym fanem Led Zeppelin. Nawet muszę się przyznać, że długo nie przepadałem za nimi, odkryłem ich dość późno, a i do dziś to nie jest jakaś moja czołówka ulubionych zespołów. W moich muzycznych inicjacjach nigdy nie było dla nich miejsca, bo na początku lat osiemdziesiątych dotknęła mnie i pochłonęła rewolucja polskich zespołów rockowych, która dla mnie wtedy dwunasto-, trzynasto- i później- latka była całym światem trafiającym perfekcyjnie w czas, miejsce i serce. Dwie wcześniejsze dekady kojarzyły mi się z muzyką mojego ojca i wrzucałem to wszystko do jednego worka ze zgredami, a poza tym do całego tego hipisiarstwa (a za takich uważałem LZ) jakoś miałem stosunek ambiwalentny. Z jednej strony fajnie wyglądali, mieli długie włosy i wyróżniali się z tłumu, a z drugiej komuna dorabiała im gębę i raczej nie mówiło się o nich w kontekście pozytywnym. No, ale ja wtedy miałem pierwsze -naście lat i wchodziłem dopiero w muzykę, a to co mnie brało, to brało mnie od razu. I już. Jednakże wtedy czytałem dużo o perkusiście grupy. Po jego śmierci, przez kilka lat ukazywało się sporo materiałów w prasie, którą kupowali moi rodzice, w tym w tygodniku „Razem”. John Bohnam, bo o nim mowa, robił na mnie duże wrażenie na zdjęciach zza ogromniastego zestawu i wyglądało na to, że grał wyśmienicie. Myślę, że trochę podświadomie, ale to on mógł być jednym z pierwszych drogowskazów mojej muzycznej drogi.

Beth Hart to amerykańska bluesmanka, wokalistka i multiinstrumentalistka, która nagrywa chyba od trzydziestu z górką lat. Nagrywała z wieloma znanymi postaciami, że wymienię choćby Slasha, i ma mocno ugruntowaną pozycję na rynku wydawniczo- muzycznym w Stanach. Tym razem wzięła się za bary z materiałem supergrupy rockowej i zarazem jednej z najważniejszych kapel tego gatunku i prekursorów ciężkiego grania czyli brytyjskim Led Zeppelin.

Zatem mamy konkretny zestaw kawałków „A Tribute to Led Zeppelin”, a jako, że ja lubię covery, a tributy w szczególności, to odpaliłem z ciekawością i…

…pierwsze trzy utwory są dla kogoś takiego jak ja. Dla każdego kto zna ten zespół pobieżnie i kojarzy- no właśnie z tymi trzema utworami!- mamy „Whole lotta love”, „Kashmir” i „Stairway to heaven”. I dla mnie, zeppelinowskiego ignoranta, to już wystarczy. Te trzy potężne utwory oparte są na najbardziej znanych w rockowym świecie riffach, przeniesione prawie jeden do jeden do oryginału, z dołożonymi smyczkami i instrumentami orkiestrowymi oraz ze świetnym, naprawdę świetnym wokalem Beth Hart. Jej barwa głosu, która jest po trochu czarno-bluesowa, po trochu śpiewnie gospelowa i po trochu drapieżnie rockowa łapie wszystkie „plantowe” smaczki dodając do nich amerykańskie wątki jak smutek południa, fabryczny oddech Pasa Rdzy i gwar nowojorskiej ulicy. Te trzy utwory zmieściły się na dwóch stronach pierwszej płyty, a jako ostatni jest jeszcze tutaj „The Crunge”, którego słucham trochę z rozpędu, bo już nie chcę ciągle przy gramofonie grzebać. Jednak wciąż wracam do pierwszej strony i jadę na okrągło z dołożonym pierwszym utworem z drugiej…długie, rozbudowane, mistyczne…

Na całej płycie jest dziewięć, choć może w zasadzie z racji „podwójności” niektórych z nich, to nawet jedenaście utworów. Drugi placek mniej już mnie przekonuje. To jest ten LZ, którego nie poznałem i nie polubiłem tak jak wyżej wymienionych przebojów. Jednakże znajdujące się na części drugiej „Dancing Days / When The Levee Breaks (Medley)”, „Black Dog”, „No Quarter / Babe I'm Gonna Leave You (Medley)”, „Good Times Bad Times” i „The Rain Song” to ważne przeróbki ważnego zespołu w niezwykle ciekawym wykonaniu. Beth Hart dała sporo od siebie, jest tam chyba od niej trochę więcej wrzasku niż w pierwotnych wersjach, ale mimo tego również kobieca subtelność jej wokalizy jest mocno wyczuwalna. To akurat uznaję za plus, ale wiem, że dla purystów tylko wersja oryginalna może być jedyną prawilną… Wokalistce oddać należy jednak, że nie odstawiła pańszczyzny, tylko popracowała przy aranżach wokali, co było o tyle łatwiejsze, że produkcja i nagraniem części instrumentów zajął się legendarny producent Rob Cavallo znany między innymi z pracy dla Green Day czy Linkin’ Park. Tego pazura słychać w tych nagraniach, brzmią bardziej odświeżone i z kopytem.

Album to dwie podwójne płyty na czarnych plackach. Dla fanów LZ rzecz konieczna. Dla tych, co chcą poznać zespół również, bo wierność oddania prawie że równa się ideałowi, a dla tych którzy mieli wątpliwości ten Tribute niczego nie zmieni. My posłuchamy w Jamie po weekendzie.

 

Beth Hart x Led Zeppelin x Slash x Provogue Records

wróć do listy wpisów