recenzja #189
RECENZJA #189
Napalm Death- 12” „Resentment is always seismic- a final throw of throes” (Century Media Records) 2022
By Adam Szulc Barber czerwiec 2022
Wróciliśmy właśnie z Birmingham, a to z tamtych okolic pochodzi jedna z czołowych, światowych grup grind core. Napalm Death. W zasadzie moja ulubiona ever. Świetnie się więc składa, bo kilka miesięcy temu ukazała się ich nowa 12”. O nagraniach na niej zawartych mogę powiedzieć tyle- to tygrysy lubią najbardziej!
Od lat recenzuję każdą ich kolejną płytę. I od lat każda kolejna przekracza granicę muzycznej ekstremy wyznaczając ją jeszcze dalej niż można było się tego wcześniej spodziewać. Zawsze czekam na nowy Napalm Death, bo wciąż po czterdziestu latach grania mają w sobie tego punkowego pazura, silny ładunek świeżości i świetny warsztat. I ciągle mnie zaskakują, bo ja od lat w muzyce szukam tego, co dostaję od nich na złotej tacy: permanentnego zaskoczenia i chwycenia za serce.
Nowe kawałki Napalm Death to soniczny atak na narządy słuchowe. Brzmi to i rozprzestrzenia się jak dywanowe ataki z użyciem- nomen omen- napalmu na bezbronne wietnamskie wioski. To audio terroryzm na poziomie geniuszu wyzierający zza każdej nuty (sic!) i czyhający na niewinne i niczego nie spodziewające się ofiary. Bo taki jest Napalm Death. Bezkompromisowy w dążeniu do połączenia grindcorowego szaleństwa z ambientową dysharmonią. Nie oglądający się na mody czy na łaskę słuchacza. Podoba się lub nie. Robią swoje i tyle. A robią to w sposób, że tak powiem nie znoszący sprzeciwu z całkowitą pewnością siebie i poświęceniem sprawie grindcorowego przesłania.
Kompozycje rozbudowane, aranże przemyślane, przestery czasem totalnie na full, a czasem tylko lekko dozowane. Do tego ciągłe wytyczanie nowych torów w tym metaliczno- plastikowo- kakofonicznym świecie.
Pierwszy utwór to „Narcissus”. Bezwzględnie perła w koronie tej dwunastocalówki. Szybkość Extreme Noise Terror przeplatana najlepszymi power violencowymi kamikadze z wywrzeszczanym wokalem Marka Greenwaya, który tak na marginesie z wiekiem notorycznie i coraz bardziej przypomina mi z facjaty Johna Cleesa. To nie jest jakiś death metalowy growling tylko rzeźniczy ryk o wolność, o ludzkość, o świat…z kawalkadą dźwięków przewalających się jak lawina z najwyższej góry…Wszystko się tu zgadza: perkusja fachowca, gitary profi i basior Shane’a na high top.
Kocham „By Proxy”. To żywa wścieklizna starych angielskich bandów zmiksowana z japcorowym wrzaskiem i napalmowym tchnieniem. Wow! „Slaver Through a Repeat Performance” nie pozostawi nikogo obojętnym. Jakość gry, niesamowite pomysły, szybkość z perfekcyjnym tajmingiem i połączenie tego z niespotykaną u nikogo dynamiką powalają na kolana.
Na deser dostajemy covery legendy Bad Brains „Don’t need it” w genialnej odsłonie, noisowego Slab! „People pie” w zdigitalizowanej wersji i emburowego Dark Sky Burial. Właściwie to ten ostatni wieńczy cały mini album sześciominutowym, industrialnym lamentem w stylu Godflesh spotyka Scorn spotyka Swans z tym psychedelicznym napalmowym vibem. To jest nie tylko cover side projektu niezmordowanego basisty Shane’a. To bardziej cover drugiego utworu N.D. z tej płyty zrobionego na darkskyburialowa modłę. Utwór ten narasta z każdą kolejną sekundą budując soundtrack jak do dobrego filmu grozy i zarazem zamykając ten niby krótki, ale jednak półgodzinny rajd po zmarnowanych kowidem głowach.
To wszystko sprawia, że te osiem kawałków kampanii na rzecz muzycznego zniszczenia przemija szybko, ale pozostawia ślady w psychice już na zawsze. Napalm Death znowu się sprawdził, a stary karabin znowu wystrzelił.
Mój placek w czerwonym kolorze.
Czołówka 2022.
Słuchamy w Jamie!
Napalm Death x Shane T Embury x Dark Sky Burial x Century Media Records x Earache Records