recenzja #2

dodano: 12 lutego 2019

RECENZJA #2

Tau Cross - LP – „Pillar of fire” (Relapse Records) 2017

By Adam Szulc Barber sierpień 2017

Bardzo lubię płyty konceptualne czyli takie, które od początku do końca mają jakiś sens, są pewnym zamysłem, są spójne i nie są po prostu kompilacją mniej lub bardziej udanych pomysłów niespełnionego gitarzysty.

Tau Cross od pierwszego albumu przekonał mnie swoją autentycznością czyli tym, że każdy z muzyków z tego patchworkowego składu dał swoją energię i swoje emocje w ten projekt. Te nowe nagrania uwiarygodniły ich szczerość , prawdziwość i nieudawaną pozę.

To już druga płyta tych w sumie weteranów scen punkowych i metalowych. Pierwszą pod tytułem po prostu nazwy zespołu dostrzegłem, bo uwielbiam Amebix, a na wokalu w Tau Cross jest  Rob „Baron” Miller z tej jednej z moich ulubionych kapel tego typu ze starych czasów. Posiadam chyba całą dyskografię Amebixów na plackach, więc oczekiwałem czegoś wzniosłego i apokaliptycznego. 

Gdy usłyszałem, że w składzie są jeszcze ludzie z Misery i War/Plague, to już było dobrze, potem przyszło info, że jest tam ktoś z VoiVod, więc zaciekawiłem się. Nie przepadam za tymi metaluchami, ale po pierwsze w Tau Cross jest perkusista od VoiVoda, a to zawsze może pomóc w punkowym zespole, a po drugie w nowszych nagraniach Amebixów słychać taki metaliczny dźwięk i tego typu zagrywki- pomyślałem więc, że dobrze to rokuje.

„Pillar of fire” zamówiłem w preorderze dość szybko i czekałem niecierpliwie- nie robiłem sobie smaka żadnymi empetrójkami, tylko w napięciu czekałem na nowy album w oryginale.

No i jest!

Hekatombiczna wizja świata smutnego, bez nadziei, bez przyszłości- w całej krasie Amebix z pomysłami z lat osiemdziesiątych, ale myślę, że sytuacja na świecie jest równie trudna jak w tamtym czasie-  wtedy świat był dwubiegunowy i teraz tak samo podziały w Europie i nie tylko widać bardzo mocno. To zawsze musi się odbić na muzyce i tekstach ludzi zaangażowanych społecznie takich właśnie jak muzycy z Tau Cross.

Muzyka wolna, raczej dołująca, ale nie jakiś kompletny smutas, bo jest bardzo motoryczna i beat jest tam bardzo wyrazisty, może nawet plemienny. Mimo wszystko dźwięki mocno energetyczne i nawet melodyjne, choć wydawać by się mogło, że to niemożliwe przy rytmach post apo, ale to nie jest typowe post apo w stylu Mad Max tylko bardziej w klimacie takiego momentu jak już nawet ludzi nie ma na planecie, tylko pył, piach, karale, przestrzenie w zachodzącym słońcu  i wszechobecna pustka….  Ale coś tu daje nadzieję, że jutro będzie lepiej, że dzień wstanie i może COŚ się obudzi do życia. 

„Pillar of fire” jest płytą trochę klimatem pasująca do pogody w lipcu w Polsce, więc kto chce się nastroić jeszcze bardziej melancholijnie, to musi tę płytę odpalić, a kto chce słońca to pozostaje tylko Bee Gees☺.

Wyraźnie słychać wpływy wszystkich kapel, w które zaangażowani są  członkowie T.C, ale najbardziej tych lekko monotonnych monumentów czyli Amebix i Misery. Można tylko krzyknąć:  ARISE!, bo to też tam słychać w jednym z refrenów ( chyba, że już słyszę to co chcę☺).

Mam przed oczami taki obrazek: robimy nasz pokaz BESTIA, jesteśmy w roboczych kombinezonach, na planie Zefir @Tej kurier z irokezem i karabinem  w ręku i Damian nasz steampunkowy model w kapeluszu z XIX wieku , klimat okładki Motorhead „Ace of spades”, brzytwy we krwi, a w oddali gra właśnie Tau Cross- pasujemy do Waszego teledysku!!!

Chętnie zobaczę ich gdzieś na żywo, bo warto pamiętać o tym, że jest gdzieś  takie  wyobrażenie świata, w którym panuje strach, depresja i załamanie- sam na szczęście jestem optymistycznie nastawiony do życia, ale nie każdy musi być taki sam.

Ich teledysk do utworu „Deep state” z tego właśnie placka jest bardzo podobny do naszego pokręconego filmu, jaki zmontowaliśmy na openhairowy, sieradzki występ.

Nie ma przypadków- słuchamy!!

Druga płyta roku w jamie- akurat na nasze wakacje- i podsłuchujemy dalej co w trawie piszczy!

Bo u nas muzyka przeplata się z rzemiosłem.

 

 

wróć do listy wpisów