recenzja #205

dodano: 20 września 2022

RECENZJA #205

Cave In- DBL Lp „Heavy pendulum”  (Relapse Records) 2022

By Adam Szulc Barber wrzesień 2022

 

Lubiłem zawsze ten zespół. Moim ulubionym albumem była zawsze ich "Antenna” z roku 2003. Był to w mojej opinii- mimo krytyki starych fanów- pewien przełom w graniu indie rocka zmieszanego ze starym, dobrym emo i odrobiną odkurzonego heavy metalu z patyną hard rocka. Obserwując rynek widziałem, że od dawna nie wypuścili niczego nowego. A tu jakoś tak cichaczem okazało się, że całkiem niedawno pojawiła się ich nowa płyta „Heavy pendulum”. Słucham tego mocno. Ale po kolei.

 

Cave In to kapela ze wschodniego wybrzeża. Grają z przerwami od ponad ćwierć wieku. Nowa płyta została wydana przez legendę muzyki ekstremalnej, pensylwańską wytwórnię Relapse Records, która mimo pewnej ekspansji i ogromu wciąż jest zarządzana tak jakby była małą firmą płytową od kolesia z garażu. To ma niewątpliwy urok, bo zachowanie równowagi między sztuką a komercją zawsze jest najtrudniejsze dla artystów obracających się w okolicach sceny niezależnej. Myślę, że Cave In dobrze wybrało wydawcę. A „Heavy pendulum” bardzo się broni.

 

Dwupłytowy album jest starannie wydany, ma ciekawy koncept kojarzący mi się z nieskończonością z jednej strony, a końcem świata lub końcem życia z drugiej. Ciekawie narysowana okładka przenosi nas do zdarzeń z pogranicza science fiction, które może nigdy nie będą miały miejsca, a które- tak mi się wydaje- przedstawiają apokaliptyczny koniec wszechświata, który topi się w czerwonej posoce.

 

Utwór „New reality” zaczyna płytową miazgę pięknymi metalowymi riffami w stylu Into Another spotyka Judas Priest. 

Dużo tam pływających dźwięków, sporo pracy nad urozmaiceniem materiału, choć mimo wszystko przeważa rzemieślnicza prostota z motorycznym rytmem. Wokalista chyba dużo słuchał Ozzy’ego w trakcie tworzenie kawałków, bo wyraźne wpływy jego głosu są tu mocno słyszalne. Ale jest tam też drugi kolo z mikrofonem i to jego wox jest bardziej wrzaskliwy i bardziej mi odpowiada. Oba się fajnie dopełniają, bo drugi jest czasem pierwszy i doskonale to ze sobą koreluje. Jednak beczki są z zupełnie innej bajki, takie trochę mathcorowe. To pewnie zasługa Kurta Ballou ze studia God City, znanego również skądinąd z Converge. Ten pierwszy to świetny numer- dobry zaczyn całego albumu. Zaraz po nim „Blood spiller”, który sprawia wrażenie mniej hermetycznego. Jest tam dużo przestrzeni i słyszę tam retro- hipisiarstwo lat siedemdziesiątych, choć brzmienie gitar jest dużo bardziej nowoczesne. Ewidentne wpływy Bad Brains z czasów „Quickness” dodają ducha punkowej kontestacji, ale też łączą Cave In z TĄ sceną.

 

Tych czternastu kawałków trzeba słuchać po kolei. Bo to jest tak jak powiedział ktoś mądrzejszy ode mnie, że ci, którzy odsłuchują albumów koncepcyjnych wyrwanymi z kontekstu fragmentami, to odnajdą swoje miejsce w piekle. „Floating skulls” to następny przebój. Żywszy od poprzedników, bardziej dynamiczny i może trochę bardziej przypominający wspominany już tu album „Antenna”. Punkowy flow dodaje niezwykłego wigoru temu nagraniu, ale wszystko dzieje się po to, żeby monumentalnie zwolnić w utworze tytułowym.

 

Mimo tego, że cały koncept zawiera kilka baaaardzo dłuuuugich utworów, bo siedem minut nie jest tu niczym nadzwyczajnym, żaden z nich nie męczy ani nie nuży. Jako przeciwwagę mamy utwory, które trwają niewiele ponad minutę. Czymś niesamowitym jest fakt jak oni bawią się konwencją i jak ciekawie mieszają kilka alternatywnych styli. Jednakże w tym wszystkim nie ma niepotrzebnej napinki, kozaczenia gitarowego czy nadzwyczajnych fajerwerków. Bo to gitarowo-perkusyjna płyta. Dobra rockownia z nieoczywistymi melodiami.

 

Zachęcam do tej ponad godzinnej podróży z zespołem Cave In. Mam takie wrażenie, że wszystko się dzieje tu po to, żeby zakończyć album…Bo piękny utwór zamyka tę płytę. Jest to ponad dwunastominutowy „Wavering angel”. Płynie przestrzennymi pasażami, wypływa na szerokie wody i wpływa głęboko w głowę, a na słuchawkach robi cudowną demolkę. Wolny, majestatyczny i kosmiczny. Nie ma tam specjalnych efektów. Są za to wpływy Neurosis i ta niesamowita emocja, która z gracją przedziera się przez gęstwinę ludzkich niepewności. Miód!

 

U mnie jeden z albumów tego roku, może nawet najlepszy.

Słuchamy w Jamie!

 

Relapse Records  x Cave In x Converge  x God City Studio  x Bad Brains  x Neurosis

wróć do listy wpisów