recenzja #209
RECENZJA #209
Hayley Williams- Lp „Flowers for vases / Descansos” (Atlantic Records) 2022
By Adam Szulc Barber październik 2022
Jesiennie słuchamy w Jamie tego samego co cały rok czyli jest mocno i rockowo, ale październik jest też dobry na zasłuchiwanie się w bardziej refleksyjnych rytmach. Hayley Williams to trzydziestoletnia wokalistka z południa Stanów, która już ma na koncie kilka nagród i platynowych płyt. Udziela się wokalnie w zespole Paramore, ale bierze też udział w gościnnych sesjach dla zewnętrznych kapel. W tym wszystkim nagrywa również albumy solowe.
Najnowszy z nich to „Flowers for vases / Descansos”. Przynosi nam garść melodyjnych, ale bardzo sentymentalnych piosenek, które mocno przypominają mi o nagraniach recenzowanej tu (rok temu z małym wąsem), niejakiej Julien Baker.
Płyta zawiera czternaście utworów, podczas których wokalistka daje nam odczuć, że coś niespokojnego dzieje się z jej emocjami i że (najprawdopodobniej) jak w przypadku większości muzyków na planecie, kowidowa mgła miała wpływ na powstanie tych nagrań. Muzyka jest spokojna. To taki indie pop z drobinami południowego folku i lekkiego rocka. Od pierwszego kawałka „First thing to go” Hayley wprowadza nas w doskonały, choć melancholijny nastrój. W tle jej pięknego śpiewu pojawia się cicha forteklapa, lekkie gitarki, odrobinę syntezatora i coś wystukującego spokojny rytm. Jej miły głos prowadzi przez kolejne utwory. Bo kolejny- „My limb”- to już odrobinkę mocniejsza wersja pierwszej piosenki.
Mimo dość oszczędnego instrumentarium, co wydaje się zamierzonym efektem przenosimy się w rockową krainę z nawet lekko sfuzowanymi pejzażami. Następny jednak znowu sprowadza nas do poziomu totalnego zasłuchania w śpiew pani Hayley. I tak jest to przeplatane na przemian spokojnymi i spokojniejszymi utworami. Słuchając tej płyty cały czas zastanawiam się co sprawiło, że tak ekspresyjna wokalistka (bo Paramore to mocny, rockowy twór), która mocno przypominała swoim głosem Avril Lavigne zmieszaną z Gwen Stefani, tak zmiękczyła swój wizerunek tym albumem? Bo tutaj jest wszystko ładne, a nawet momentami troszeczkę przesłodzone, choć w zasadzie dobrze się tego słucha.
Jednostajność albumu „Flowers for vases / Descansos” może nawet trochę nużyć, ale w mojej opinii wszystko zależy od pory dnia w jakiej będzie się tego słuchać. Bo idealnym czasem jest piątkowy wieczór przy jesiennym wietrze na zewnętrzu i cieple kominka wewnątrz mieszkania…
Hayley Williams buduje nastrój, ale to jest bardzo wolne budowanie, bo dopiero w końcowych piosenkach dostajemy zastrzyk energii. Nie jest to jednak rodzaj adrenaliny, po którym zombie wstaje z trumny i rusza w miasto. To jest odrobinę silniejsza emocja niż to co dzieje się przez całą płytę. Ma to ładunek siły lekkiego popowego rocka w ciekawej manierze z nieoczywistymi melodiami. Ostatni utwór „Just a lover” pretenduje do miana najlepszego kawałka na tym placku. Dobrze to wszystko płynie. Konceptualnie ma to sens i uważam, że trzeba podsłuchiwać tego albumu w całości, poświęcić mu trochę czasu i rozsmakować się w tej aksamitnej muzyce.
Bo takie dni są, że człowiek chce trochę odsapnąć od rąbanki i wtedy pojawia się Hayley Williams
Słuchamy w Jamie!
Hayley Williams x Atlantic Records x HHV Records x Noise Magazine x TERAZ ROCK