recenzja #210
RECENZJA #210
J-24- Lp „Tiegenhof aka Nie ma nic plus: many other stupid songs” (No Pasaran Records) 1987 / 1990 / 2021
By Adam Szulc Barber październik 2022
Jak już pisałem dziś w kilku postach, impreza Targi Kosmetyczne i Fryzjerskie URODA w Gdańsku, to nasza pierwsza wizyta targowa w tym mieście ever. I choć samo Trójmiasto jest nam znane dobrze i pewne ruchy zawodowe już tu uskutecznialiśmy (nawet nie raz), to po raz pierwszy jesteśmy tu na tak dużym evencie. Cieszy nas to, że branżowo drgnęło po kowidach i po dwóch latach posuchy możemy przez ten weekend trochę tu podziałać.
Z racji tego, że jestem tu i teraz, to dla Was recenzja jednego z lokalnych zespołów sprzed lat. Bo co prawda J-24 pochodził z Nowego Dworu Gdańskiego, ale nie jest to aż tak daleko- w zasadzie dobry rzut beretem i człowiek z NDM zjawia się w centrum Gdańska. Start.
Żuławy. Lata osiemdziesiąte. Punk rock. Te trzy hasła przesuwają mi przed oczami tylko smutne, szare obrazki peerelowskiej Polski, w której właśnie czterdzieści lat temu mizeria gospodarki naszego kraju odbijała się wyraźnie jak w zwierciadle działań warszawskich, ale też lokalnych urzędasów. Jednak poza szarzyzną (wszechobecną przecież w całym kraju), pięknymi krajobrazami (również w większości krajowego terenu) i krzyżackimi historiami (tu już wybiórczo bardziej u nich), na żuławskiej ziemi pojawiły się także kolorowe ptaki w postaci lokalnej punkrockierki. Jednym z ich reprezentantów była ekipa J-24, która zasłużenie doczekała się w tamtym roku swojej winylowej antologii.
Wielokrotnie pisałem o tym jak ważne jest odkopywanie i archiwizowanie poprzez ich ponowne wydawanie, starych polskich nagrań punkowych / hardcorowych / alternatywnych zespołów. Jest to potrzebne dla zachowania pamięci, policzenia się, wyciągania wniosków czy może nawet w przyszłości pisania prac magisterskich na temat- jak na przykład mogłoby być w tym przypadku- żuławskiego punk rocka w zamierzchłych latach osiemdziesiątych XX wieku. A może po prostu dla przyjemności posłuchania.
J-24. Hasło klucz dla starszych, bo czyż można nie porównywać tego kodu do przygód słynnego polsko- sowieckiego szpiega? Ach…te punkowe żarciki sprzed lat…
Płyta zespołu została wydana bardzo starannie. Jest tak jak lubię czyli przyzwoicie przypomniana historia zespołu na podstawie szeroko przeprowadzonego wywiadu oraz archiwalne fotki i flyery koncertowe. Wszystko to zostało zapakowane w porządny kartonik, a winyl w czerniawym kolorze dopełnia całości radości. Takimi rzeczami jak tenże wywiad i pozbieraniem wszystkiego do kupy zajął się Almighty Grzester z Minty Punx Crew (gwoli wyjaśnienia Minty to wieś w północno- wschodniej Polsce zamieszkiwana w latach osiemdziesiątych przez 100 osób, w tym było tam aż 3 załogantów. Oznaczało to 3% punkowej populacji czyli procentowo bili na głowę resztę krajowych ekip w stosunku do liczby mieszkańców- statystyka to piękna nauka!), bo to nie takie hop siup nastręczyć wydawcy nagrania, zachęcić go do ich wydania i przygotować materiał dogadując się z leciwymi już panami z J-24.
Przepyszny wywiad przeczytałem ze dwa razy. Wątki szkolno- rodzicielsko- zespołowe przewijają się tu najczęściej i odbijają jak w soczewce starego czarno- białego filmu wraz z punkowymi przygodami braków sprzętowych, służby wojskowej, dopasowywania się do socjalistycznej urawniłowki czy koncertowego podróżowania po miastach i mieścinach całego kraju. Bo jak to już gdzieś ktoś kiedyś powiedział, że pewnie i żyliśmy wtedy w obozie, ale jednak w najweselszym z baraków! Stąd z pysznością czytam wspomnienia niejakiego Gleby, wokalisty, bo są niezwykle ciekawe, a jego opinie na temat Gdańska i samych Gdańszczan bezcenne! ( a przecież dziś tu jestem).
Muzyka.
Jak każdy winyl i ten zawiera dwie strony. Oczywiście żadna to eureka, ale specjalnie podejmuję ten temat, ponieważ strony są od siebie mocno oddzielone stylistycznie. Pierwsza z nich to zgrywki z oryginalnych taśm i jedziemy punkowo przed siebie. Solidny i surowy punk rock z prostym podziałem na zwrotki i refreny. Polska muzyka dla polskich dzieciaków- łza w oku się kręci, jak to mogło żreć na koncertach. Niestety nigdy ich nie widziałem. Mój ulubiony kawałek to „Oni”- zawsze jakoś tak samo jak Gleba sobie tych „onych” wyobrażałem, że są daleko od nas w salach konferencyjnych i mają nas w głębokim poważaniu. Do dziś chyba niewiele się zmieniło w tej materii…Sądziłem, że „Boys” to będzie cover Sabriny i się nie pomyliłem! Boska wersja! Akcentem poznańskim jest dodatkowo ten kawałek w wersji koncertowej z naszego miasta- wyobrażam sobie jak to rozpaliło publikę, niestety jak już wspomniałem wyżej, nie miałem okazji widzieć ich live. Druga strona jest dla wyjątkowych fanów i twardzieli. Współczesne miksy w psychedelicznych wersjach. Nie mam takiej mocy, żeby drugi raz przekładać i słuchać, ale pierwsza z nich to obowiązkowa lekcja.
Końcowe słowa Gleby przepisuję jako przesłanie dla wszystkich: „Grajcie rockandrolla, nie traćcie czasu na mamrotanie w nudziarskich, progrockowych kapelach, szanujcie siebie i innych, pokój dla wszystkich!”. Piękne.
Posłuchamy w Jamie po powrocie do Poznania!
p.s. I- na przyszłość dla Szanownego Pana Redaktora- Wywiadowcy. Poznań to nie jest miasto kartofli. Nie znamy takiego słowa- jesteśmy Miastem Pyrów!
p.s. II- jutro ciąg dalszy naszych aktywności na Urodzie, od godziny 10.00 rano- do zobaczenia!
Pasażer zine and records x Nowy Dwór Mazowiecki x NoPasaran Records x AmberExpo x Pan Drwal x TOTO Hair Company