recenzja #212

dodano: 25 października 2022

RECENZJA #212

Soulfly- Lp „Totem” (Nuclear Blast Records) 2022

By Adam Szulc Barber październik 2022

 

Zacznę od tego, że to świetna płyta. Jako dwunasty album zespołu, któremu w zasadzie niewielu dawało szansę- Sepultura to było ta grupa, która sprawiła, że rozpoznawalność brazylijskiej muzyki w świecie stała się powszechna- bo Soulfly dopiero miał pokazać na co go stać.  

 

„Totem” jest wściekły. „Totem” jest prawdziwy. „Totem” miażdży.

W zasadzie na tym mógłbym skończyć tę recenzję, bo to płyta totalna i spełniona, ale chcę się podzielić swoimi wrażeniami.

Na „Totem” jest wszystko to co ma wpływ na Maxa Cavalerę. Nie mam na myśli tylko muzyki. Bo oczywiście jeśli chodzi o muzykę, to jest tu nowoczesny hatebreedowy hard core w „Ecstasy of gold”, chwila grindowych blastów w „Scouring the vile”, jest rootsowy wstęp w „Supersition” czy chwilę później w tym samym solidny death metalowy beat. Gdzieniegdzie przenika tempo trash metalu, a nawet blackowa wizja. Max Cavalera to też, a może przede wszystkim rodzina, przyroda i permanentny protest przeciwko systemowi. Ta płyta jest dla mnie ważna, bo wypełnia również i wiele moich muzycznych inspiracji i niezgody na to co się dzieje na świecie. Dlatego czuję, że jest dla mnie mocno osobista. Mimo gniewu i złości jakie z sobą niesie, ma ogromny ładunek pozytywnego przekazu i ciągłej nadziei, że kiedyś może będzie lepiej…

 

Koncept album jakim jest „Totem” to włożona praca i serce, które słychać w każdym uderzeniu i w każdym riffie. Myślę, że fakt iż Cavalera pochodzi z Brazylii- kraju zwanego Trzecim Światem z potężną korupcją i niewyobrażalną biedą- sprawia, że ma szersze spojrzenie na wiele zjawisk. Mieszkając od lat w Stanach pewnie żyje mu się spokojniej, ale nie sposób nie zauważyć tamtejszych patologii, których w tym kraju jest moc. Zresztą gdzie ich nie ma?

Od pierwszych minut polubiliśmy się z tymi kawałkami. Niby krwawa jatka, ale genialnie rozegrana, świetnie skomponowana i doskonale wyprodukowana. Gatunki muzyczne przenikają się wzajemnie nie tworząc szufladki w Kingsajzie, tylko błądząc po nich niby bez planu, ale w konkretnej misji wydrążenia nowego, lepszego, bardziej zwariowanego i ciekawszego albumu. Bo Max wie czego chce. Jego bezkompromisowe dążenie do celu imponuje mi. Nie ogląda się na innych, tylko działa. Jest mi to bardzo bliskie, bo to jest w zasadzie moje motto, moje modus operandi, to jest to czym kieruję się całe życie bez względu na wszystko, na przeciwności losu i na to czy komuś się to podoba czy nie. Dlatego polubiłem ten koncept.

 

Czaruje mnie numer „Rot in pain”. Jest świetnie trashowy i niby nie ma w sobie nic nadzwyczajnego, ale jak to pędzi na złamanie karku, żeby nagle zwolnić w crossoverowym breakdownie. Po nim „The damage done” to kawał porządnej ekstremalnej muzyki ze świetnym tekstem o ludzkiej głupocie.

 

Zamykam pierwszą stronę moim ulubionym kawałkiem z całej płyty, którego słucham na okrągło. To ten tytułowy…”Totem”…płynący niezwykłym groovem z kawalkadą perkusyjnego solo w środku i tekstem: „…land of sorrow, shadows of the earth, I once prayed to the gods, tragic fury, grant us strength, to inhale eternity, idol of barbarity, plead for the end…”.

 

„Ancestors”- Przodkowie- otwiera stronę B i fragmentami przypomina mi o pierwszej płycie Soulfly, ale Max nie pozwala na rozkminianie co z czym się je, bo zmiany są tu cały czas i przeplatają różne graniczne gatunki.

 

Na tej płycie nie nuży nawet instrumentalny etiuda „Soulfly XII”. Rozmywa trochę tę konceptualną wściekłość i tępi ostrze wymierzone w tych złych. Wszystko to jednak dzieje się po to, żeby w „Spirit animal” zamknąć całą płytę deathowymi riffami, hardcorową perkusją i przytłumionym, ale prawie, że growlującym wokalem za mikrofonem z pomocą Richiego Cavalery z Incite + naturalistyczne wpływy amazońskiego lasu i solówka w wykonaniu gitarzysty Power Trip + akustyczne outro…uffff…, jest niezwykle…

 

Niedawno recenzowałem tu projekt Iggora- brata Maxa o nazwie Absent In Body, dziś jest nowy Soulfly. Cieszy, że panowie ciągle w formie.

Dla mnie jeden z albumów tego roku.

Słuchamy w Jamie!

 

p.s. bardzo dobrze, że syn Maxa- perkusista Zyon- nie grał z metronomem. Dzięki temu bębny brzmią absolutnie prawdziwie i ciągną cały album do przodu. Precz z klikiem!

 

Soulfly x Cavalera Conspiracy x Sepultura x Nuclear Blast Records x METALHAMMERS

wróć do listy wpisów