recenzja #213

dodano: 02 listopada 2022

RECENZJA #213

V/A „Sound of the New West. Alternative Country & Cosmic Americana”- DBL Lp comp. (Uncut Records) 2022

By Adam Szulc Barber listopad 2022

 

„Sound of the New West” to składanka, która miała na celu zawrzeć najlepsze utwory nowych zespołów z południowo- zachodnich rubieży Ameryki. Nowych…- to słowo powinno zobowiązywać, ale seria nagrań wytwórni Uncut Records ma już ponad dwadzieścia lat, więc członkowie niektórych „nowych” zespołów zdążyli już posiwieć, a najstarsze utwory na tej kompilacji sięgają drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Nie o to jednak w tym słowie chodzi. Rzecz w tym, że ekipa z Uncut obchodzi w tym roku ćwierćwiecze swojego istnienia i w związku z tym postanowili wybrać osiemnaście, ich zdaniem, najlepszych utworów ze swojej bogatej kolekcji płyt, które wydali przez lata pod nazwą „Sound of the New West”. Poza tym chodzi o pewien nowy vibe jaki reprezentują zespoły w stylu w gruncie rzeczy country & western & blues & blue grass. Jest on odmienny od wesołkowatych rytmów granych przez lata przez countrowe kapele, więc „nowe” ma tu przynajmniej dwa wspomniane przeze mnie oblicza. 

 

Ale najważniejsza jest muzyka, więc garść szybkich informacji,…- po raz pierwszy ukazało się to na winylu, w limitowanej edycji, na dwóch plackach w kolorach niebieskim i fioletowym. Jestem posiadaczem tego rarytasu, więc to tyle tytułem wstępu…- a teraz słuchamy płyt.

 

Pierwszą stronę otwierają Lambchop, weterani z Nashville zaliczani do gatunku alternatywnego country. Występują tu we wzruszającej balladzie. Jest to ciekawy zabieg, bo najczęściej spokojne kawałki pojawiają się w schyłkowej fazie płyt dla wyczilowania nastrojów, a tu od razu na starcie wchodzimy w klimacik springsteenowskiego spokoju- niepokoju, ale z grzeczniejszym wokalem. Zaraz po nich dostajemy świetny numer w kowbojskim stylu, ale w nowoczesnej odsłonie. Arizona jest tu reprezentowana przez Courtney Marie Andrews, która ma ciekawą manierę śpiewania niby od niechcenia, ale z ogromną charyzmą. To jeden z moich ulubionych utworów na tych plackach. Alejandro Escovedo to kolejny artysta śpiewający swój kawałek „Wave” tym smutnym głosem z prerii, jakby siedział samotnie na pustkowiu przy ognisku i patrzył w gwiazdy. Ten jeden z najstarszych artystów na tej składance pochodzi z Teksasu. Następne jest trio Bonny Light Horseman ze swoją gitarą oraz ograniczonym instrumentarium, które zagrało i zaśpiewało przepiękne bluesowe smutki w stylu irlandzkiego folku. Po nich Calexico (świetna nazwa!)- znowu Arizona- to też jedni z moich ulubieńców z tej składanki. W swojej „Ballad of Cable Hogue” (tytuł amerykańskiego westernu sprzed pięćdziesięciu lat) mogliby znaleźć się na soundtracku z jednej z tarantinowskich rzeźni. Spokój, ale niepokój- miło, ale diabelnie…świetny utwór. Kolejna to Margo Price z Illinois w dość oczywistym, ale smutnym kawałku country świetnie śpiewa o bolączkach swego dzieciństwa, a po niej band The Handsome Family do swojego country z genialną harmonijką dodaje tyle serca, że chciałoby się tego słuchać wciąż i wciąż…Na tej stronie- bo już kończymy stronę B- są jeszcze dwie niespodzianki. Joan Shelley oraz znany i lubiany Bonnie „Prince” Billy. Oboje artyści pochodzą z Kentucky, ale wiekowo „Prince” jest o dwadzieścia lat starszy od pani Joan. Ich kawałki to tęsknota za starą, dobrą Ameryką w naprawdę porządnych aranżacjach łączących wszystkie gatunki ukochane na środkowym zachodzie.

 

Strona C startuje od Drive- By- Truckers. To znani rockersi, którzy kilka razy grali już w Europie i nawet mieli tu w trakcie trasy poważne perturbacje składowe. Do tego problemy rodzinne i zawodowe sprawiły, że ich muzyka jest dojrzała i przepełniona potężnym brzmieniem z niezwykłą energią, zwłaszcza jak na panów około pięćdziesiątki. Myślę, że w tym przypadku różne problemy dały im dodatkowego kopa. Bardzo dobry rockowy numer z bluegrassową wątrobą. Ale nie zwalniamy tempa, bo zaraz po nich Silver Jews wymiata w surowym kawałku w klimatach starych post punkowych kapel z Ohio. Niby to spokojne, ale tak mi przypomina Sockeye! Frazey Ford to młoda artystka z Kanady, która w swoim utworze „September fileds” używa efektów organów Hammonda. Chyba przez to jej blues stał się bardziej hippisowski i taki trochę jakby starodawny. Frazey ma przyjemny, niski głos jakby urodziła się w Kolorado czy innej Arizonie., ale to chyba po prostu odpowiednie predyspozycje, ciężka praca i miłość do tej muzyki. Po niej na scenę wkracza Giant Sand, który właśnie jest z Arizony. To również old schoolowa ekipa, bo grają już razem ponad czterdzieści lat. Zaczynając lata temu od okołopunkowych rytmów, na tej płycie serwują nam apokaliptyczno- kosmiczny kawałek z forteklapą i nastrojem z filmu science- fiction. Bardzo ciekawe, ale to pasuje tutaj! Papa M również nie jest małolatem. Ma już ponad pięćdziesiąt lat i pochodzi z Teksasu. Kończy trzecią stronę spokojnym i motorycznym utworem, który mimo refleksyjnego nastroju w podświadomości pędzi na złamanie karku- bardzo ciekawa kompozycja. 

 

Ostatnią stronę płyt otwiera Freakwater (znowu Kentucky!) i powoli zmierzamy do końca albumu. Spokojnie, majestatycznie i troszkę janisjoplinowo- fajny, nieoczywisty numer z tęsknym śpiewem do samotnego księżyca. Jeremy Ivy z Nashville czyli mekki amerykańskiej muzyki śpiewa wspaniałą pieśń „Diamonds back to coal”. Trochę w tym starego big beatu, trochę analogowego brzmienia, świetne tempo i przepiękny refren, który znowu przenosi nas w miejsca samotnych podróży po ogromnych bezdrożach Stanów Zjednoczonych. Kolejny teksański utwór to „To guard and to guide you” w wykonaniu Lift To Experience. Gęsta muzyka ze spowolnionym do niej wokalem odpływa gdzieś na pogranicze meksykańskie i wraca z melancholijnym śpiewem w drugiej połowie utworu- bardzo dobra koncepcja. Album zamyka pan Jason Isbell z Alabamy. Kończy tęsknym zaśpiewem z gitarą i podstawowym acz wyciszonym instrumentarium. Ma uspokoić nastroje i dać się ponieść fali nostalgii…

 

Jestem trzy razy na tak, bo te utwory są od siebie niby różne, ale w tym szaleństwie jest metoda, bo tytuł składanki łączy je wszystkie w całość pokazując rozmaite oblicza starej- nowej muzyki, która swe korzenie ma w szopach, stodołach i redneckowych tancbudach. Bo czyż podtytuł tej kompilacji nie brzmi intrygująco? Alternatywne country? Kosmiczna americana? Lepiej bym tego nie ujął!

U mnie pierwsza piątka albumów 2022.

Słuchamy w Jamie!

 

Drive-By Truckers x Uncut Magazine  x Bonny Light Horseman  x Teraz Rock

wróć do listy wpisów