recenzja #217

dodano: 23 listopada 2022

RECENZJA #217

Suzi Moon- Lp „Dumb & In lav” (Pirates Press Records) 2022

By Adam Szulc Barber listopad 2022

 

Pierwszy raz usłyszałem o tym dziewczęciu ostatniego lata. Wyczytałem wywiad w brytyjskiej prasie muzycznej i zaciekawiło mnie stwierdzenie, że Suzi Moon to następczyni Iggy Popa. Posłuchałem więc najpierw pierwszego singla, a teraz pierwszego albumu „Dumb & In lav”. I co?

 

Nie nadwyrężałbym określeń porównawczych młodej Zuzi do ojca chrzestnego punk rocka, ale rzeczywiście debiutancka epka była przebojowa i bardzo zadziorna. A to mi w zasadzie wystarczyło, żeby zainteresować się resztą. Przed Państwem: Suzi Moon z Kalifornii!

 

Dziesięć wystrzałowych numerów poruszy nawet zombiaka w słoneczny dzień, bo nagrania Suzi to żywy ogień i power w prymarnej postaci. Wszystko zaczyna się od tytułowego utworu, który dynamiczną perkusją otwiera tę płytę. Suzi niczym Debbie Harry półśpiewnym krzykiem zabiera nas w punkową retro podróż. Dlaczego retro? Bo chyba już tak można mówić o rytmach, które są tu reprezentowane. Riffy żywcem rżnięte z klubów Max Kansas albo CBGB mają już dobre pięćdziesiąt lat, a nawiązanie do Blondie nie jest przypadkowe. Słuchając tych nagrań cała plejada gwiazd z obu miejsc przewija mi się przed oczami, a Suzi Moon zgrabnie wplata w swoje utwory pomysły z New York Dolls, Television, The Stooges czy Patti Smith. To wszystko jest jednak podlane sosem naturalnej charyzmy, przyjaznych melodii i zgrabnych szlagwortów. Jako drugi występuje tu „Family memories”, który ciągnie dalej punkową rebelię różowej Zuzi. Bo zapomniałem wspomnieć, że ten pluszowy punk rock jest absolutnie pinky w każdym calu. Odniesienia do pinup girls nie są przesadzone. Wszystko ma tu swoisty aksamitny posmak, a muzyka jest wypadkową tego kim pani Moon jest. A jest hybrydą hollywoodzkiej pop kultury z inteligenckim udawaniem knajackiego antysystemowca. Taka jest Suzi: tatuaże spotykają miłą buźkę, różowe włosy ułożone są na gładko, a zadziorny głosik kontrastuje ze strojami z Moulin Rouge. Bang!

 

Ale ta płyta mimo prostoty nie jest zupełnie oczywistym i zerojedynkowym przeniesieniem do Nowego Jorku z połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. Kalifornia również odbija swoją pieczątkę w tych kawałkach. No bo nie da się mieszkać na ciepłym west coast i wciąż myśleć o zimnym wschodnim wybrzeżu. Wokalistka umiejętnie łączy surowość pierwocin punk rocka z współczesnym popem. Jest to wygładzona wersja starszych punkowych kolegów z Green Day czy Blink 182, ale oprócz tych i wyżej wymienionych inspiracji słychać w „Dumb & In lav” mainstreamową drapieżność niejakiej Pink, przewija się chyłkiem Christina Aquilera, podskórnie wbija się tonacja Britney Spears, a nawet gdzieś mi tu pobrzmiewa wrzask Cyndi Lauper. Oczywiście to tylko kilka muz młodej artystki, bo generalnie Zuzia Księżyc radzi sobie doskonale bez drogowskazów.

 

Ostatni kawałek „Freedom” introdukcyjnie przypomina rytmy rockabilly. Fantastyczne średnio- szybkie tempo z akustyczną gitarą plus delikatny głos Suzi udający Gwen Stefani z dobrego czasu No Doubt fajnie zamyka płytę (to kolejny motyw z CA). Bo mimo wrażenia unplugged, „Freedom” ma swoją siłę, a dodana w drugiej części harmonijka ustna prowadzi nas w amerykańskie marzenia z Dzikiego Zachodu. Super!

 

Kiedy byłem w CBGB, na przeciwległej ścianie budynku widniał mural Debbie- myślę, że najwyższy czas zamienić go na Suzi Moon!

 

Mój placek na różowym. Słuchamy w Jamie!

 

Pirates Press Records  x Suzi Moon

wróć do listy wpisów