recenzja #218

dodano: 29 listopada 2022

RECENZJA #218

Toxpack- Lp „ Zwanzig.tausend volt” (Napalm Records) 2022

By Adam Szulc Barber listopad 2022

 

Niemieckiej sagi ciąg dalszy! To już trzecia recenzja zza zachodniej granicy w tym roku. To pokazuje, że tam się wciąż dużo dzieje.

Toxpack z Berlina istnieje już ponad dwadzieścia lat. Nie mają litości dla słuchacza, regularnie wydają płyty i mimo, że są one do siebie dość podobne, to zawsze z przyjemnością ich słucham.

 

Płyta „Dwadzieścia tysięcy wolt” to proste, łopatologiczne i punkowe granie. Usłyszymy tu niemiecką produkcję, dobre rzemiosło, ojczysty język oraz świetne refreny zbudowane na prostych chórkach i szlagwortowych zaśpiewach. Troszkę zalatuje to „october festem”, ale słucha się tego naprawdę dobrze. Brzmienie żywcem wyjęte z nowojorskich kapel hard core punk, mocna sekcja, do tego podlany społeczny sos berlińskich ulic- choć w zasadzie zawsze mi się wydaje, że Berlin i NYC mają ze sobą wiele wspólnego- oraz zdarty wokal dopełniają szczęścia. Częste granie na wytłumionych strunach świetnie kontrastuje z otwartymi riffami. Dodaje to sporo dynamiki do i tak dużego woltażu granej muzyki. Słychać też świetną produkcję, bardzo konkretne miksy i wzorcowy master nagrań. Dużym plusem tej ulicznej prostoty (nie prostactwa!) jest chwytający za serce kunsztowny rytm pod nóżkę. Utwór za utworem przelatują jak tornado, i choć tempo jest średnioszybkie, to siła, surowość, szczerość, wściekłość, ale też słyszalna zwyczajność ichniego życia i zaangażowanie członków grupy są tak wielkie, że słucha się tej płyty jakby się było na ich koncercie na Kreuzbergu.

 

Płyta zaczyna się od „Gekommen um zu bleiben”, który jest raczej dziwacznym intro. Po nim w zasadzie nie wiemy czego się spodziewać. Ale to nic. Zaraz wjeżdża utwór tytułowy, który ustawia nas w odpowiedniej pozycji. Jest dobrze. Jest punk rock. Jest metaliczna gitara. Extra refrenik. Jakby jeszcze człek znał ten język to może i by pośpiewał z nimi. Wpływy Troopers ewidentne. „Ozean voll Scheiße”- czyż nie romantyczny tytuł?:)- to trzeci utwór na płycie. Nic dodać, nic ująć, bo to jeden z moich faworytów. Bez specjalnego certolenia się przechodzą do street punkowego konkretu śpiewanego w niemieckim języku. 

 

Pochowane solówki dodają smaczku w tymże „Oceanie pełnym gówna”. I tak lecimy po kolei całą pierwszą stronę. Bym zapomniał, że bardzo wyróżnia się jeszcze na niej „Bastarde für alle Zeit” z bezkompromisowym gardłowym wokalem. 

 

Druga strona również obfituje w niemieckie przeboje. Bardzo lubię „Letzte Warnung”, które jest ostatnim ostrzeżeniem dla całej ludzkości za nasze nieprawości względem siebie i planety. Dziwnie mi się słucha słów „Höher, schneller, weiter”, bo cały czas po latach słuchania anglosaskiej muzyki, czuję się jak bym oglądał Klossa, ale naprawdę nie jestem uprzedzony. Nawet bym powiedział, że jestem pełen podziwu dla całokształtu kunsztu grupy Toxpack. Zadziwiające jak wciąż kroi się takie proste kawałki i jakie one wciąż mają powodzenie w XXI wieku. To świadczy o ich ponadczasowości.

 

Może się powtórzę, ale zamykając oczy i włączając te „Dwieście dwadzieścia wolt” widzę Berlin. Widzę szerokie pejzaże wschodniej części miasta. Widzę ściśnięte przestrzenie śródmiejskiej zabudowy. Widzę próby zagospodarowania okolic dworca kolejowego przy Szprewie. Widzę żuli, bezdomnych, eleganckie pańcie z drogimi torebkami, fragmenty muru i bazgroły graffiti na wejściu do metra. Widzę budki z kebabem, hałas tureckich ryneczków i stojące w korkach samochody przy KaDeWe…ech…rozczuliłem się, bo lubię to miasto… 

 

Po muzycznym sztormie czternastu ostrych numerów, album wieńczy wzruszający utwór „Himmelwärts” (Ku niebu / W stronę nieba), o tych którzy odeszli. Padają tam słowa smutku o ludziach, których już się nie spotka, ale też i nadziei, że przyjaciele znajdują się w lepszym świecie. Taka trochę pokowidowa konstatacja. Wspominam tu Erica z Depot 2… Forma ballady sprawdza się w tym przypadku, bo śpiewanie o niebie i aniołach koreluje z nastrojowym i refleksyjnym graniem. Fajne zakończenie, a jak przełożymy placek znowu na stronę A, to zaczyna się kołowrót od początku. Dobry longplay.

 

Nie będzie to chyba moja płyta roku, ale naprawdę wszystko tu płynie poprawnie i jak należy i dobrze się tego słucha. Mój egzemplarz w rozkładówce i w limitowanym kolorze.

Słuchamy w Jamie!

wróć do listy wpisów