recenzja #22

dodano: 04 marca 2019

RECENZJA #22

Integrity / Krieg- LP „Split” (Relapse Records)  2018

By Adam Szulc Barber listopad 2018

W sumie to sam się zastanawiam dlaczego dopiero teraz napisałem reckę tego albumu- mam go już od wakacji, ale tak cały czas schodziło i schodziło…no i w końcu usiadłem do niego na spokojnie…

Każdy kto choć trochę zna moje muzyczne gusta, wie, że Integrity jest u mnie na pierwszym miejscu ulubionych rytmów. Zespół ten, a zwłaszcza charyzmatycznego lidera Dwida Helliona- szanuję za całokształt twórczości i artystycznej wrażliwości. Może nie każdy utwór i nie każda płyta przez 30 lat ich działalności wchodzi mi idealnie, ale większość biorę w ciemno. Drugą ex æquo z Integrity najlepszą kapelą ever dla mnie jest Napalm Death, ale to historia na recenzję ich kolejnej płyty.

Najnowsze, raptem cztery kawałki hordy Dwida to powrót do tego co fani tej bandy lubią najbardziej: proste, energetyczne, ciężarowe, szybkie, dobrze zaaranżowane i dynamiczne utwory w klimacie drugiej, legendarnej płyty „Systems overload” jakby zmieszanej z kawałkami z wydanej ledwie rok temu płyty „Howling, For the Nightmare Shall Consume”. Dla mnie bomba i czad- lubię ten prymitywny  styl, w którym mimo ascetyzmu dzieje się tak dużo. Smaczki, solówki, prosty czad perkusisty i master of ceremony drący ryja jak należy. Ostatni numer to cover japońskiego Gism i fajnie się to zazębia w pomyśle powrotu do drugiej płyty, która tez powstała na bazie fascynacji między innymi japońskim hardcore’m.

Dwid już dawno odpłynął w swoje klimaty i ja to absolutnie rozumiem. Rozwija się artystycznie w tę stronę jaka mu w duszy gra i to absolutnie jego sprawa. Ja go szanuję od pierwszego singla w 1989 roku i aż do teraz widziałem kilka razy live, miałem przyjemność z nim porozmawiać  i cieszę się, że wrócili już na dobre na konkretne integritowate tory po trochę słabszych nagraniach kilkanaście lat temu. Dwid przypomina mi trochę ExPerta z Inkwizycji, który też idzie swoją drogą i nie ogląda się na innych. Szacun panowie!

Druga strona tego dwunastocalowego singla to blackmetalowy zespół z New Jersey o nazwie Krieg. Krieg po niemiecku oznacza wojnę i to wszystko co mogę o nich powiedzieć na pewno. Muzyka niespecjalnie mi wchodzi, choć to co mi się w nich podoba to to, że brzmi to bardzo surowo i oldschoolowo i nie ma nadmiaru przesady w postaci falbaniastych fanfar, trąb czy organów.

Kto lubi oszczędne granie bez specjalnych upiększeń z punkowym duchem z początku czasu rebelii to na pewno będzie zadowolony. Ja nie lubię nadmiaru środków wyrazu w muzyce, więc przekładam ten winyl na stronę Krieg i słucham na przemian z Integrity.

Oczywiście w jamie leci!

wróć do listy wpisów