recenzja #227

dodano: 10 stycznia 2023

RECENZJA #227

Municipal Waste- Lp „Electrified brain” (Nuclear Blast Records) 2022

Crisix- Lp „Full HD” (Listenable Records) 2022

The Fright- Lp „The Fright” (Gloom Records) 2022

By Adam Szulc Barber styczeń 2023

 

Zafascynowały mnie w ostatnim czasie trzy nowe trashowe płyty. Wirginijczycy, Hiszpanie i krzyżówka New Jersey z Filadelfią. Nie byłem nigdy maniakalnym fanem tego typu muzy, ale klimat gnijących czaszek, crossoverowych riffów czy dżinsowych katan bez rękawów, w dodatku z przyszytymi ogromniastymi ekranami na plecach jest mi bliski, więc…

 

Municipal Waste. Ta ekipa wyrosła już na gwiazdę w crossoverowym świecie. Widziałem ich na żywo dwukrotnie i mogę potwierdzić solidny warsztat, świetną interakcję z publiką i genialny wygląd. A to ostatnie wcale nie jest bez znaczenia w tej muzyce. „Electrified brain” to najnowsza propozycja grupy. Czternaście kawałków, w których dynamika, tempo i zabawa konwencją są leitmotivami ciągnącymi album do przodu. Od pierwszej minuty klimat mieszania nowoczesnego hard core’a z trash metalem i solówkami żywcem wyjętymi z Iron Maiden nie daje chwili wytchnienia. Jest to jednak bezdech, że tak się wyrażę pozytywny, bo jest tu kupa radochy z gry, ogromnej wiedzy muzycznej i randomowego błąkania się po gatunkach metalowego uniwersum. Bo panowie skaczą od brytyjskiej nowej fali metalu początku lat osiemdziesiątych, poprzez hard core punkowe odniesienia z najlepszych wzorców jak D.R.I. czy C.O.C., aż do dzisiejszych trashowych revivalowych kapel z Bay Area. Na szczęście Miejskie Odpady nie eksperymentują z progresywnym rockiem i nie bawią się w dłużyzny pokazywania umiejętności gry na instrumentach. U nich jest fundamentalny konkret bez certolenia. Czy to jest otwierający płytę utwór tytułowy, wesołkowaty „Grave digger” albo ostatni „Paranormal janitor”, słuchamy równiutkiej jatki mocno inspirowanej nowojorskim S.O.D. z wszystkimi wymienianymi już dodatkami tej pysznej potrawki. Geniusz.

 

Crisix. W pierwszej chwili wydawało mi się, że płyta „Full XD” to debiut tych trashmetalowych, hiszpańskich crossoverowców. Po okładce uznałem, że jest bardzo udany i kupiłem. Potem okazało się, że zespół ten istnieje od 2008 roku, a ten album jest ich piątym z kolei. To nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo po ogólnym przestudiowaniu twórczości widać szlak jaki ta kapela przeszła. Nie była to droga cierniowa, ale też nie była to procesja płatkami róż słana. Zatem nowy album jest i czas go posłuchać. 

 

Jak mówiłem zaintrygowała mnie okładka, bo takie rysuneczki lubię. Czacha z długim włosiem, w której czeluściach mieszają się różniste patologie, telefony, telewizory i cały ten bajzel zalegający korę mózgową, to dobry zaczyn na zainteresowanie się ich muzyką. A ona rozpoczyna płytę hiszpańskim, gitarowym intro, na który bębniarz nabija break na cztery i kapela wchodzi z mocnym trashowym jazgotem. Perfekcyjnie uszyty numer. Zresztą cała płyta skrojona jest dla trashowych maniaków z lat osiemdziesiątych, a było to czasy gdy hardcorowcy i metalowcy razem chodzili na imprezy, a długie włosy albo ich namiastki nosili jedni i drudzy. Crisix to jest w pewnym sensie hołd złożony tamtej dekadzie: skórasie, katany bez rękawów i nalepione telewizory na plecach + cały ten naszywkowy cyrk, ale z tego czytam w ich wywiadach, to zainspirowali się tą muzyką od revivalu trashu w 2005- 2006 roku. Czyli te wszystkie nowe (wtedy) zespoły z Bay Area CA jak: Fueled By Fire czy Bonded By Blood wyznaczyły pierwszą linię okopów dla Crisixów. Jednakże nowości crossoverowej maniery też mają tu znaczenie, bo Iron Reagan, Toxic Holocaust czy last but not least almighty PowerTrip usłyszymy w ostrych jak brzytwa riffach i kawalkadach perkusyjnych płyty „Full HD” (à propos tytułu to ma on oznaczać według autorów Full Hate Definition). Co mogę jeszcze o tych nagraniach powiedzieć? 

 

Sprawne, szybkie i zwarte utwory są ustanowione na wysokiej dynamice i przypominają o najlepszych wzorcach gatunku. Bo starych dziadów też tu słychać. Na pewno przewijają echa Slayer, Exodus, S.O.D. czy Concrete Sox, ale słychać również polskie inspiracje. Polskie, a może nawet poznańskie, bo moje kaprawe ucho odbiera tu sygnały od Flapjack i Acid Drinkers ze starych, dobrych płyt. Nie twierdzę rzecz jasna, że Crisix wzorował się na kapelach z Poznania- co to, to nie- ale pewna konwencja pozostaje niezmienna, więc gdzieś coś, ktoś już podsłyszał i może użył, a może zgodnie z zasadą, że ludzie na całym świecie stosują podobne rozwiązania nawet jeśli o nich wcześniej nie wiedzieli? Jakkolwiek Crisix polecam gorąco- brzmi mocno, z przytupem, z sensem i bardzo dobrym warsztatem. Poza tym czerwony placek, rozkładówka i…okulary 3D do oglądania okładki! U mnie ten album ma plusy za świeżość versus tradycja i będzie w pierwszej dwudziestce roku 2022.

 

The Fright. Jak już zaznaczyłem na wstępie zespół jest pospołu z New Jersey i Filadelfii. Ci byli członkowie Citizens Arrest, Monster X czy na przykład Devoid Of Faith nie biorą jeńców w swoim graniu. Zainspirowani trash metalem z lat osiemdziesiątych i japońskim hardcore sprzed lat, mielą ostro w ognistym przeręblu. Te sześć utworów to po trochu to co robił właśnie Citizens Arrest w przełomie ‘80-’90 z zajadłą mielonką punkowego rżnięcia prosto z Tokio. Zatem wścieklizna w wokalach z nieprzejednaną jatką gitarowo- perkusyjną świetnie kompilują się z dwiema powyższymi recenzjami. Lubię cały placuszek, ale z ogromną przyjemnością podsłuchuję ostatniego utworu na płycie. „Child of new war” to prawie, że wspominkowy kawałek w klimatach Sacrilege / Nuclear Assault- świetne! The Fright gra w trybie „na powrót do starego” w łączeniu punk rocka, hardcore’a i metalu, ale z nowym vibem. 

 

Podsumowując: pizza, mosh i bandany- wszystkich trzech pozycji słuchamy w Jamie!

 

wróć do listy wpisów