recenzja #230
RECENZJA #230
Downfall- Lp „Behind the curtain” (Triple-B Records) 2022
By Adam Szulc Barber styczeń 2023
Po wczorajszym muzyczno- fryzjerskim evencie w Barberian Academy & Barber Shop z Richardem i Johnem z ekip z Captain Fawcett i Dream Theater, pozostajemy w klimacie grania i dziś recenzja dobrej hardcorowej płyty.
Mocne granie wciąż ma swoich zwolenników. Downfall z Richmond, Virginia nie szczypie się ani krztyny tylko wymiata do oporu. Hardcore w najlepszym, choć tradycyjnym i nieco sztampowym wydaniu jęczy pod uderzeniami pałkarza, świszczy pod klangorem basiora, gnie się siłą wokalnej jazdy i pada na glebę pod ciężarem riffów. Bo tutaj ciężarówka po brzegi wyładowana ładunkami wybuchowymi od Earth Crisis, All Out War, Merauder, Path Of Resistence, Terror czy Hatebreed pędzi w starym stylu hardcore’a, który nie ogląda się na konwenanse. Tu nie ma miejsca na sentymenty i nostalgiczne rozkminki. Downfall kanalizuje swoją wściekłość w tym co widzi i czuć tu niezgodę na, nie tyle zastaną sytuację w Ameryce, co na jej rozwój w bardzo niekorzystnym kierunku. W ich tekstach obrazujemy, a w muzyce słyszymy dźwięki ulicznych zamieszek, frustrację spowodowaną pogłębiającą się nędzą wyalienowanych dzielnic czy odgłosy przemocy skierowanej do każdego, który posiada cokolwiek więcej niż nic. Smutny czas dla tego pięknego kraju…
Lubię tę płytę, choć nie jest to miły kawałek placka. Trochę dystopijny, ale nie w przepowiadaniu apokaliptycznej przyszłości, a bardziej w tym co dzieje się tam tu i teraz. Niewątpliwie są tu wątki społeczne, mocno antysystemowe i klimatycznie płynące jak Apocalypse Tribe recenzowany tutaj przeze mnie ze trzy lata temu.
„Behind the curtain” zaczyna się od krótkiego intro i zaraz potem pierwsze trzy utwory mają około jednej minuty każdy. To są świetnie zagrane kawałki, w których zespół kapitalnie rozgrywa stare patenty w nowoczesnej odsłonie dobrej produkcji na stole mikserskim.
Krzyk o lepszy świat przybrał tu formę prawdziwie zmaterializowanego dynamitu w postaci tych młodych chłopaków. „Broken mind”, „Hateflow”, „Scorn”, „Primitive reality”, „Bloodline”… bang bang bang… raz za razem dostajemy strzały z pistoletu z konkretnego miejsca i od konkretnych sytuacji…bang bang bang „Confession” jeszcze raz, bo same tytuły pojedynczych kawałków brzmią jak tytuły filmów o przeklętych rewirach, do których lepiej nie zaglądać…
Mój ulubiony temat to wysoko ustawiony werbel w klimatach new schoolowych ekip z początku lat dziewięćdziesiątych. Do tego Downfall czasem wrzucą dziką, intensywną solówkę jak w „Let me die” (kolejny tytuł z tej serii!), ale to trwa tak krótko, że nawet się nie spostrzeżesz, a już jest kolejny numer. Dla mnie najlepszy to „Richmond”. Walcowato rżnie breakdownowy beat i potęguje go chórkami z odgłosami z piekła rodem. Trochę to w klimacie londyńskiego Dead Man’s Chest. Po nim na końcówkę wchodzi kawałek tytułowy i zamyka rozprawkę krótkim i ostrym sierpowym na dwa wokale. Ogień. Nic dodać nic ująć. Dziesięć uderzeń heavy weight brutal assault hardcore.
Słuchamy w Jamie!