recenzja #234
RECENZJA #234
Corpsegrinder- Lp „Corpsegrinder” (Perseverance Media Group) 2023
By Adam Szulc Barber luty 2023
Miłośnicy mocnego uderzenia cieszą się, że już to jest na winylu! Normalnie facjata sama mi się śmieje na widok tej pięknej okładki! Jeśli ktoś lubi apokalipsę klasy C czyli zombiaki w akcji, to jest to coś dla niego. Bo tu mamy właśnie atak takich stworów na wokalistę i zarazem twórcę projektu Corpsegrinder. Tenże growlowy pieśniarz- George Fisher- nazwał zespół swoją ksywką czyli taką jaką posługuje się na co dzień w macierzystej kapeli Cannibal Corpse (recenzja ich ostatniej płyty u nas na stronie, czerwiec 2021, #136, jeden z albumów roku 2021 w Jamie, a poza tym widziałem C.C. w sierpniu 2022 w Poznaniu- miód!).
Zombiaki, jak to w amerykańskich filmach bywa, z niewiadomych przyczyn pewnego dnia zapragnęły odwiedzić miasto i trafiły pechowo, bo Corpsegrinder żwawo zabrał się do anihilacyjnej roboty, co pięknie ilustruje okładkowy rysuneczek.
Corpsegrinder oprócz wycia dla C.C. pojawił się mniej lub bardziej okazjonalnie na różnych innych płytach między innymi skowyczał dla gwiazdy Twisted Sister- Dee Snider’a (również recenzowanego na naszych łamach #103), ale tym razem popełnił dzieło solowe.
Ta płyta to arcydzieło. Niesamowicie kosmiczna mieszanka death metalu i hard core’a tworzy tak fikuśny crossover w starym stylu, że czuję się jakby mnie przeniosło o trzydzieści lat do tyłu. Słyszę tu echa mistrzów gatunku Defecation, słyszę Morbid Angel, pierwsze Suffocation, stary Suicidal Tendencies, Napalm Death era „F.E.T.O” i dzikusów z Cryptic Slaughter. Nie sposób nie porównywać tych nagrań do Cannibal Corpse, bo jednak growling Corpsegrinder’a jest charakterystyczny. To samo z Hatebreed, którego nowoczesną wściekliznę słychać tutaj na każdym kroku. Pewnie z powodu produkcji, którą zajął się sam Jamey Jasta (frontman Hatebreed). On jest też pomysłodawcą powstania projektu oraz wydawcą tegoż albumu.
Płytę zaczyna kawałek „Acid vat” i jest on doskonałym zaczynem oraz perfekcyjną ilustracją do tego co się będzie działo dalej. Jest idealnie. Jest wehikuł czasu o dobre trzydzieści lat wstecz i jest przede wszystkim świetna produkcja. Gitarowo w tym utworze Corpsegrinder jest supportowany przez niejakiego Erika Rutana (Hate Eternal, Morbid Angel), więc wszystko jest totalnie spójne. Kolejny kawałek „Bottom dweller” zaczyna się walcowato i czujemy się trochę jak Jim Carrey na koncercie C.C. w filmie „Ace Ventura”. Doskonałe riffy ciągną ciężko zombiaki po asfalcie i orzą nimi głębokie bruzdy.
Wrzaskliwy wokal na przemian z growlem pokazuje zróżnicowanie gardłowe mistrza ceremonii. Kolejne utwory, mimo tego, że są do siebie podobne, nie nudzą, a jeszcze bardziej rozdziewają moją japę w radosnym wyszczerzeniu. Dwie stopy wrzucają tony pyrów po piwnicznych schodach, gitarowe funty tną jak piły mechaniczne, a basior z wokalem przeganiają się w jazgotliwym tandemie. Mój faworyt to „Death is the key”, ale jak to mówią starsi i mądrzejsi nie należy takich płyt słuchać w kawałkach. Od A do Zet jest pięknie. Z nowszych inspiracji słychać echa Toxic Holocaust, Municipal Waste czy nieodżałowanego Power Trip.
Ta płyta to nie jest nowe równanie Einsteina ani eureka na miarę wymyślenia piramidy. To po prostu solidna mieszanka starego metalowego grania z Florydy z dobrą produkcją i hardcorowym zacięciem.
Reasumując: dziesięć utworów jatki w old schoolowym, dobrym stylu dla fanów Freddy Kruegera zjawiającego się w snach nastolatka zasłuchanego w crossoverze. I jak na debiutanta z ponad trzydziestoletnim stażem- rewelacja!
Już wiem, że to jeden z moich albumów roku 2023. Mój na pomarańczowym placku.
Słuchamy w Jamie!
Corpsegrinder x Hatebreed x Cannibal Corpse x Perseverance Media Group x Napalm Death