recenzja #239
RECENZJA #239
New Found Glory- Lp „Make the most of it” (Revelation Records) 2023
By Adam Szulc Barber marzec 2023
Nie ukrywam, że długo czekałem na ten album. Moje nadzieje były rozbudzone, ponieważ lubiłem zawsze ten zespół i mimo, że to takie przyjemniackie „la, la, la”, to niektóre albumy nawet wpadały mi w ucho. Czytając wcześniej o problemach z chorobą nowotworową gitarzysty zespołu Chada Gilberta i o tym, że nowe nagrania będą mocniej związane z tematem życia, śmierci, przetrwania i walki z chorobą, zastanawiałem się w jakim kierunku popłynie ich muzyka.
Dostaliśmy płytę akustyczną nagraną tylko z basem, wokalem i chyba bez perkusji. Mówię chyba, bo powiem szczerze, że nie jestem pewien czy cokolwiek jest tam wystukiwane. Wsłuchuję się w to ile mogę, a akurat na dźwięki bębnów jestem wyczulony mocno, a tu wciąż nie mogę dosłuchać się rytmu. Jakkolwiek „Make the most of it” to longplay konceptualny z bardzo dużą osobistą dawką emocjonalnego przeżycia. Wiele czynników, w tym ten najważniejszy- rak- miało wpływ na powstanie tych nagrań. Rzecz jasna kowid, w którego czasie zdiagnozowano gitarzystę nie pomagał w wyzdrowieniu, a całe to szaleństwo zamykania się w domach mogło tylko doprowadzić do większej depresji, bo nie oszukujmy się przy chorobie człowiek nie powinien być sam.
Nie chcę też mówić, że nowa płyta New Found Glory to jakiś dziennik pacjenta czy zapis z karty choroby- co to to nie. Zespół skupił się bardziej na przekazaniu uczuć o wychodzeniu ze schorzenia i sposobach radzenia sobie ze słabościami niż na rozpamiętywaniu bólu. Utwory mówią też o tym, że każdy kolejny dzień jest ważny czyli dostajemy pozytywne przesłanie od osoby, która specjalnie nie ma ku temu powodów.
Płyta- mimo, że nagrana przez hardcorowy band- nie jest hardcorem w sensie stricte. Gitara, pełne funty i do tego wokal. Proste, trochę ogniskowe piosenki zaśpiewane z ogromnym zaangażowaniem pokazują siłę hardcorowej muzyki, nawet w wersji akustyk. Powiedzmy sobie też szczerze, że taki zabieg w scenie nie jest niczym nowym, bo wiele zespołów pokusiło się na nagranie kawałków bez udziału fuzza. Anti-Flag, A Day To Remember, Avail, Bad Religion czy Against Me! to tylko tych kilka pierwszych z brzegu, które mi się nasuwają na myśl.
Znamienny dla sensu płyty jest pierwszy utwór „Dream born again”. Sam tytuł podaje pewne optymistyczne podejście, a w środku usłyszymy mocne słowa: „…I won't give in, and I won't give up”. Kolejny „Mouth to mouth” jest równie silnym akcentem o chęci bycia tu i teraz. Ciekawe, że akustyczne akordy mogą mieć taką moc! Myślę też, że wiedząc co jest backgroundem powstania albumu inaczej się na to patrzy i inaczej się tego słucha…I to jest fundament hardcorowej muzyki- to co jest wewnątrz, to co jest z tyłu i to co jest prawdziwe.
Lubię tę płytę. Pewnie nie będzie to mój album roku, ale niewątpliwie odpalimy go nie raz, za każdym razem myśląc o tym, żeby się nigdy nie poddawać. Część dochodów ze sprzedaży płyty przeznaczona została na Pheo Para Alliance- organizację zajmującą się wspieraniem pacjentów chorych na dwie odmiany raka.
Słuchamy w Jamie!
Revelation Records x New Found Glory