recenzja #255
RECENZJA #255
Feeling B- DBL Lp „Hea hoa hoa hea hea hoa / Wir kriegen euch alle” (Sechzehnzehn Musik Produktion) 1989-1993 / 2023
By Adam Szulc Barber czerwiec 2023
Akt Pierwszy.
W latach osiemdziesiątych brałem udział w sieci wymiany płyt i kaset z ludźmi z całego globu. Głównie z krajami tak zwanego zachodu oraz oczywiście z tymi co za oceanem. Ale zdarzały się też lokalne przyległości. I tak jak zupełnie normalna była korespondencja z Węgrami, tak kompletnie nieoczywista była wymiana z kolegami z Niemiec Wschodnich. Był rok 1989 i gdzieś tam przez jakieś kontakty zdobyłem namiar do typa z Berlina- tego bliższego nam rzecz jasna- i po jakimś czasie dostałem odpowiedź, że tenże pan gra w zespole Feeling B i niedługo wydają płytę w co by nie mówić chyba najważniejszej enerdowskiej wytwórni czyli Amiga Records. Z racji tego, że wymiana na zgniły zachód odbywała się jeden do jeden, to trzeba było mieć czym handlować. Naszych płyt punkowych było jak na lekarstwo: Dezerter, Moskwa, KSU, Armia, kilka składanek i parę singli. Wszystko i tak trudno było dostać, ale jakoś szło. Udawało się za to zdobywać we Francji ichniejsze wydanie Abaddonu, co następnie wymieniało się za płyty z USA. Długa droga, ale nie było spotifaja, więc trzeba było sobie radzić. Nowy kolega ze Wschodniego Berlina był chętny na wymianę, ale nie wiedział ile będzie mógł kupić płyt. Udało się dla mnie pięć. Wziąłem. Jedną zostawiłem dla siebie, reszta poleciała za ocean. W zamian za amerykańskie.
Akt Drugi.
W tym samym czasie mieliśmy z osiedlowymi popaprańcami zajawkę na absurdalny humor, głupkowate filmy, żarty śmieszące tylko nas i zabawę w stylu późniejszego jackass, ale mniej groźnie. Przekraczanie granic dobrego smaku, ale jednak z pewnym smakiem. Słuchaliśmy najszybszych zespołów i marzyliśmy o tym, żeby pojawiła się płyta, która potrafi rozbawić nas do łez tylko odtwarzana z gramofonu muzyką.
Akt Trzeci.
Pewnego lipcowego poranka listonosz przyniósł paczkę z NRD. W środku były egzemplarze Feeling B i ich najnowszy album „Hea hoa hoa hea hea hoa”. Siedzieliśmy wtedy u mnie z Dziubkiem (Hacesja) i odpaliliśmy to z ciekawością. Pierwsze wrażenie i od razu byliśmy uchachani po same pachy. O co tu chodzi? Czyżbyśmy trafili na nasz Święty Graal tak długo oczekiwany? Pierwszy utwór „Artig” z tytułowym hymnem. Nie możemy się pozbierać. Kolejny „Kim Wilde”- podobnie. Jakieś dziwne zagrywki, dęciaki, organy, punk rock, trochę Dead Kennedys, wstawki nie wiadomo skąd, podśpiewujki, kompletnie pokręcone i śmieszne, do tego wszystko w ojczystym języku- Dżizas- o co tu chodzi?! Radości naszej nie było końca!
Płyta „Hea hoa hoa hea hea hoa” stała się dla nas rozrywką na każdy czas. Bywały tygodnie, że od niej zaczynałem swój dzień, a nucenie głównych motywów stało się szlagwortami z trzepaka, które rozbawiały nas do utraty tchu. Myślę, że nie taki był zamysł wschodnioberlińskich punkowców. W końcu w 1989 roku byli już wyjadaczami po koncertach w Jarocinie i z drugą studyjną płytą. Chcieli eksperymentować i widzieli muzykę jako całość, a punk rock jako pas transmisyjny, z którym można było wszystko zrobić. Myśmy tego nie rozumieli, ale nazwa kapeli i zielona płyta z białym ludkiem wryły mi się mocno w pamięć.
Akt Czwarty.
Początek roku 2023 i w internetowych zapowiedziach widzę znajomą okładkę. Ukazują się reedycje dwóch płyt legendy enerdowskiej sceny punkowej- Feeling B. Teraz już występują jako pre-Rammstein, bo trzech członków tej kapeli w 1994 roku założyło wraz z Tillem Lindemannem tenże zacny zespół, więc oprócz tego, że są pierwocinami punk rocka u Ossich, to jeszcze mają nadbudowę w postaci świetlanej przyszłości. Lepiej chyba być nie może.
Podwójny album z płytą drugą i trzecią został wydany porządnie, ale nie genialnie. Rozkładówka, kilka fotek, wspomnienie redaktora z Amiga Records (only w języku deutsche), parę tekstów…
Odpaliłem „Hea hoa hoa hea hea hoa”- świetne! Odżyły wspomnienia, ale jakoś teraz mniej mi do śmiechu. Wielokrotnie byłem w Berlinie i w tamtejszych muzeach, w tym Checkpoint Charlie i Museum der DDR…tam nie było śmiesznie…Dobrze, że taki zespół mógł w ogóle powstać i cokolwiek po sobie pozostawić. Dobrze mi się teraz tego słucha, bo mam fundament w postaci wspomnień. Feeling B=końcówka lat osiemdziesiątych=młodość=koniec zawodówki=muzyka=wakacje…
Na tym albumie jako przedostatni znajduje się utwór „Tschaka” uznawany przez rammstainologów jako pierwszy utwór tego zespołu. Do wielkiego Rammstein były jeszcze wtedy ze cztery, pięć lat, ale pewien zalążek technicznego grania objawia się w tym kawałku.
Mniej mi znana jest płyta „Wir kriegen euch alle”. Przesłuchałem na spokojnie, ale nie robi to już takiego wrażenia. Nagrana na krótko przed rozpadem Feeling B (1993) już w nowych, zjednoczeniowych czasach jest dotknięta zachodnim graniem. Słychać hardcorowe wpływy i lepszą produkcję, choć ten smak starego Feeling B jest tam gdzieś schowany. Może więcej jest tu typowych niemieckich żarcików muzycznych, zbyt tępych dla mnie i zbyt prosto z mostu. Wolałem jednak ten ich oryginalny vibe, pewnie też dlatego, że dobrze mi się kojarzy, ale gdybym rozpoczął od tej kolejnej płyty, to pewnie przepadli by mi w odmętach tysięcy innych zespołów z całego świata.
Jakkolwiek cieszę się, że do tego wróciłem.
Słuchamy w Jamie!
CoreTex x Feeling B x Rammstein