recenzja #262
RECENZJA #262
„Hair. Musical Recording”- compilation Lp (Polydor Records) 1968
By Adam Szulc Barber lipiec 2023
Kilka lat temu letnią porą byliśmy w Niagara Falls, sennym miasteczku, którego jedyną zasługą jest to, że na granicy z Kanadą znajduje się słynny wodospad. Idąc do tegoż miejsca weszliśmy na śniadanie do lokalnego dinera. Pomijając sam posiłek- zresztą obfity i przepyszny- zmierzam do czego innego. Na ścianie przypięty pinezkami wisiał oryginalny plakat z festiwalu Woodstock z 1969 roku. Oniemiałem. Chciałem odkupić. Młoda kelnerka odparła, że niestety to niemożliwe, bo ten plakat to jej jedyna pamiątka po dziadku, który był jednym z organizatorów festiwalu…wow…!
Jakoś tak mnie wspomnieniowo naszło, żeby znowu odpalić starą płytę.
Muzyka z tego albumu premierę miała podczas londyńskiego musicalu o tym samym tytule z 1968 roku. To był niewątpliwie szok, że hippisiarska sztuka zrobiła taką furorę, choć nie ma co ukrywać, rewolucyjne nastawienie młodych buntowników miało miejsce już od kilku lat, więc ludzie zdążyli się do tego trochę przyzwyczaić.
Nagrania z tego albumu płyną. Oddają ducha czasu, jego flow, jego melodię, ale też swego rodzaju dekadenckość połączoną z chęcią ruszenia z posad bryły świata i przede wszystkim niezrozumienie pokoleniowe, które chyba zawsze ma miejsce, a wtedy było szczególnie widziane i słyszane. Nowa muzyka, kolorowe stroje, inspiracja kulturami wschodu i socjalistycznym rajem, narkotykowe eksperymenty oraz co najważniejsze brody i długie włosy…
Hair czyli włosy. Zapuszczane, wyczesywane, farbowane i podkręcane- jednak tutaj, w tym musicalu głównym bohaterem są nieskrępowane niczym długie włosy przeciwstawiające się wojnie w Wietnamie i, nie ma się co oszukiwać, dające się łatwo nabierać sowieckiej i chińskiej propagandzie, że to u nich jest najlepiej i że to stamtąd właśnie płynie wolność. Nic bardziej mylnego, ale piękne hasła zawsze przyciągają kolorowe motyle, stąd duża ilość motyli w tych nagraniach. Warto posłuchać, bo to znak czasów. Warto się zadumać do ilu tragedii doprowadziła narkotykowa rewolta. Warto też spojrzeć na fryzury kolejnej dekady, gdzie długie włosy zostały przejęte przez mainstream i niejako wygładzone, a młodzież, która chciała znaleźć pracę i nie sprzeniewierzyć się ideałom strzygła się na mulleta…
Kolejny rok po tym musicalu czyli 1969 to chyba apogeum hippisowskiego świata. Lato miłości ze wspomnianym już wyżej festiwalem Woodstock na czele i powolne wygaszanie ruchu, które trwało kilka kolejnych lat. Pozostało sporo dobrej muzyki i ta płyta o tym właśnie mówi, że będąc młodym trzeba się naparzać i wyrąbywać przerębel dla nowego świata, a potem wychowywać dzieci w swoim pomyśle na świat. Tak na marginesie, to teraz pojawia się revival takiego grania i przedstawicieli retro gatunku jest naprawdę mnóstwo.
Ale wracając do tematu, to płyta została nagrana przez różnych artystów, w tym mamy tu znane postaci jak Vince Edward, Oliver Tobias, Paul Nicholas i wielu innych jako główne głosy, a backgroundem są śpiewy i wokale z teatru z Londynu, w którym odbywało się przedstawienie. Muzykę rozgrywa prawdziwa orkiestra.
Bardzo lubię słynny „Aquarius”. To utwór legenda w świetnej wersji. Lubię też „Ain’t got no” i w zasadzie cały ten soundtrack ma sens i był coverowany dziesiątki razy na różniste sposoby. Te teatralne wersje mają swojego ducha i dobrze oddają to jaki był wtedy świat i nie ma się co oszukiwać, że po pierwsze to już jest dziś historia Ameryki i w ogóle światowej kultury, a z drugiej strony tamte zadymy znikąd się nie wzięły. Wietnam, problemy rasowe, problemy społeczne, sprawa Nixona, zamieszki studenckie w Ohio, zabójstwa Kennedych i pastora Kinga czy kłamstwa polityków to wszystko musiało doprowadzić i doprowadziło do wrzenia. Ale umówmy się czy po pięćdziesięciu z górą latach coś się zmieniło? Wojny są, politycy kłamią, banki kradną na potęgę, a media prowadzą politykę…, a włosy rosną…
Pozostaje posłuchać dobrej muzyki i poczuć się jak w barber shopie, bo na płycie przenikają się gwar dyskusji, polityka, religia, historia, muzyka i codzienne problemy…na dziś polecam „Hair” z występów w stolicy Albionu.
Mój placek na czarnym i w rozkładówce.
Słuchamy w Jamie!