recenzja #271

dodano: 02 września 2023

RECENZJA #271

Hungarian State Orchestra- DBL Lp „Symphony No 1. Lieder eines fahrenden Gesellen” (Hungaroton Records) 1982

By Adam Szulc barber wrzesień 2023

 

Siódma Rocznica Jamy nazwana została przez nas prostym hasłem JAMA W 7 NIEBIE!

To już dziś. Od godziny 10.00. To trwa. Ale, żeby tradycji stało się zadość pojawia się wyjątkowa recenzja płyty.

Muzyka gra u nas ciągle. Dość powiedzieć, że dziś jest jej święto. Gramy z gramofonów, a za sterami siedzi nie kto inny jak DJ Mental Cut.

 

Ale może po kolei.

Podróże kształcą. Podróże zawodowca przy muzyce kształcą podwójnie. Dodatkowo dają radość ze słuchania i śpiewania. Płyta „Lieder eines fahrenden Gesellen” czyli po naszemu „Pieśni wędrującego czeladnika” to znana symfonia austriackiego kompozytora Gustawa Mahlera. Ten (lekko rozczochrany) artysta urodzony w drugiej połowie XIX wieku był przykładem umiędzynarodowienia austriackiej monarchii. Urodzony w Czechach, pracujący w Kassel, zmarły w Wiedniu i całe życie będący pod panowaniem Franciszka Józefa tworzył po niemiecku w austro-węgierskiej krainie. 

Ten dwupłytowy album to wersja z 1982 roku grana przez węgierską orkiestrę symfoniczną pod batutą Iwana Fischera i z Klarą Takacs jako mezzosopranistką. Do płyt (rozkładówka w naprawdę gustownym wydaniu) dołączono wkładkę z tekstami oraz opis sytuacyjno- analityczno- historyczny powstania tychże utworów, w pięciu (sic!) językach. Wielkie wrażenie robi na mnie grafika wewnątrz wkładki. To karykatura z epoki (1889!), na której rysownik prześmiewczo pokazuje rzekomą kakofoniczność utworów Nahlera. W trakcie premiery wykonania symfonii z ogromnej tuby, w którą dmie sam kompozytor, wydobywają się dźwięki udające kwiki i ryki zwierząt. Publiczność w popłochu ucieka z filharmonii! Cudowne! Przypomina mi to pierwsze grafiki Napalm Death i Lӓrm, ale też daje do zrozumienia jakie było podejście współczesnych artyście słuchaczy. Dzięki temu zaczynam pojmować dlaczego w XX wieku kompozytorzy jazzowi tak mocno czerpią z mahlerowych symfonii- jazz wszak był muzyką zbuntowanych i wykluczonych- paralela z późniejszym punk rockiem najzupełniej oczywista.

O co w tym wszystkim chodzi i dlaczego piszę o tym w tak ważnym dla nas dniu?

 

Znowu napiszę trochę na okrągło. Jestem świeżo po lekturze książki profesora Antoniego Mączaka „Życie codzienne w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku”. To opowieść o tym jak, czym i po co przejeżdżano po ówczesnym starym świecie. O tym też, że masowo podróżowali wtedy czeladnicy. W różnych celach zresztą. Zarobkowych, poznawczych albo w celu odbycia stażu zawodowego u znanego mistrza. W tej książce pada jedno ważne zdanie wypowiedziane przez angielskiego podróżnika z przełomu XVI i XVII wieku Fynesa Morysona. Powtórzę więc za nim: „…nie ulega wątpliwości, że uprawianie rzemiosł, zwyczaj, iż każdy żyje ze swej własnej przemyślności, stanowi mocną podstawę powszechnego dobrobytu”. We współczesnym powszechnym rozdawnictwie niech to służy (a u nas w Jamie ewidentnie służy!) wszystkim nam za motto.

 

Z racji tego, że po pierwsze czeladnicy wciąż wędrują- są dziś w Jamie, po drugie są muzykalni- można to na miejscu sprawdzić, a w podróży się kształcą- jeden drugiego podgląda przy pracy, to okazuje się, że nasz barber shop jest idealnym miejscem również do słuchania węgierskiej orkiestry i jej „Pieśni wędrującego czeladnika”!

 

Sama muzyka broni się tak jak może bronić się muzyka symfoniczna z XIX wieku. Nie będę udawał, że jestem wielkim znawcą i melomanem grania i śpiewania operowego, ale czasem lubię. Bardzo podoba mi się ostatnia, czwarta strona, na której wspomniana już mezzosporanistka śpiewa cztery utwory bardzo podobnie do mej ulubionej divy, niejakiej Divy Plavalaguny (Inva Mula- Tchako) z „Piątego elementu”. Najbardziej jednak lubię pewne wspólne zawodowe konteksty, wymieniany już tu Wiek Pary, łączniki ciężkiej pracy i niedocenienia w czasie tworzenia- to zresztą cecha mianownikowa wielu artystów tamtego okresu- i ogromnego szacunku po śmierci. Koncept na płytę powstał jako fascynacja wędrowania czeladników po średniowiecznej Europie (taka jest też okładka z wizerunkiem wędrującego czeladnika), ale też dzięki temu podróżowaniu czeladnicy mogli zdobyć szlify mistrzowskie. Takąż rolę pełni Jama- ludzie przyjeżdżają i podpatrują nas, a my jeździmy po świecie i obserwujemy innych.

Jakkolwiek „Lieder eines fahrenden Gesellen” słuchamy w Jamie!

Jama w 7 Niebie!

wróć do listy wpisów